Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Obama chroni kliniki aborcyjne

Treść

Po tym, jak zabito aborcjonistę George'a R. Tillera, prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama zadecydował o wzmocnieniu ochrony centrów aborcyjnych w całym kraju. Tymczasem policja zatrzymała pierwszego podejrzanego o zabójstwo Tillera. Chociaż człowiek ten nie jest w żadnym stopniu powiązany z ruchem pro-life, jego aresztowanie stało się okazją do bezpardonowego zaatakowania obrońców życia.

Decyzję o wzmocnieniu ochrony centrów aborcyjnych wydał prokurator generalny Eric H. Holder. Powiedział, że administracja prezydencka podejmie wszelkie niezbędne kroki, "aby zapobiec aktom podobnym do tego, co stało się w niedzielę w mieście Wichita". - Zaoferujemy protekcję wszystkim stosownym osobom i placówkom w całym kraju - przytacza słowa Holdera "Washington Post". Z drugiej strony nie zapowiedziano jednak podjęcia żadnych kroków w celu pomocy grupom pro-life, które mogą stać się celem ataków organizacji aborcyjnych. Bardzo szybko bowiem odpowiedzialność za śmierć George'a Tillera zrzucono na obrońców życia poczętego.
W już kilka godzin po śmierci Tillera zatrzymano mężczyznę podejrzanego o zastrzelenie aborcjonisty. Aresztowanym jest 51-letni Scott Roeder, który kilka lat wcześniej był już zatrzymany za posiadanie materiałów potrzebnych do skonstruowania bomby. Jeśli śledztwo wykaże możliwość postawienia Roedera w stan oskarżenia, grozi mu wówczas nawet kara śmierci.
Jak na razie oskarżenia wobec podejrzanego formułuje jedynie prasa. Na podstawie tego, że należał on do Stowarzyszenia "Freemen", które odmawia płacenia podatków, a także z powodu, iż był zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, media zdają się wyrażać zdanie, że przesądza to o jego winie. Brytyjski "Daily Mail" cytuje słowa pracowników jednej z klinik aborcyjnych, która miała być rzekomym celem ataków Roedera, świadczących o tym, iż miał on obsesję na punkcie zwalczania tego typu placówek. Przytaczają także słowa jego byłej żony, która twierdzi, iż odeszła od męża, gdy ten coraz mocniej angażował się w działalność Stowarzyszenia "Freemen" i tracił z nią kontakt. - Był bardzo religijny w sposób starotestamentowy. Oko za oko, ząb za ząb - mówiła była małżonka Roedera. Z kolei brat podejrzanego dodał, że cierpiał on na różne schorzenia psychiczne w ciągu swojego życia.
Takie prasowe zabiegi mają jeden jasny cel: zdyskredytować cały ruch pro-life poprzez przypięcie jego zwolennikom łatki obłąkanych lub szaleńców. Jednocześnie dla wzmocnienia efektu przytacza się wypowiedzi anonimowych obrońców życia, którzy rzekomo znali Scotta Roedera z pikiet urządzanych pod centrami aborcyjnymi bądź siedzibami Planned Parenthood. I dodają, że są "zadowoleni" ze śmierci Tillera.
Taka medialna nagonka to dopiero początek ataków na przeciwników zabijania nienarodzonych dzieci. Pojedyncze osoby, organizacje, redakcje i portale internetowe pro-life już dziś otrzymują listy, e-maile, a także telefony z pogróżkami. Pełna nienawiści korespondencja ze strony zwolenników aborcji to nie nowość dla obrońców życia. Niestety, wydaje się, że groźby z tej strony nie wydają się być dla prezydenta niczym niepokojącym i Obama nie zamierza zapewniać żadnej dodatkowej ochrony stowarzyszeniom pro-life. Obecnie szczególnymi względami Białego Domu zostanie obdarzony np. Warren Hern - lekarz z Colorado, przeprowadzający, podobnie jak Tiller, późne aborcje i aborcje przez częściowe urodzenie.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-06-03

Autor: wa