O wierność obietnicom
Treść
W całym życiu, indywidualnym i społecznym, występuje ogromne oddalenie rzeczywistości i osiągnięć od zamierzeń, planów i obietnic. Dzieje się to szczególnie w polityce. Politycy w demokracji roztaczają przed ludźmi i przed sobą bardzo kolorowe miraże dokonań, ale faktycznie mało z tego albo i niczego nie dokonują, albo też jest gorzej niż przedtem.
Niemniej ci sami politycy lub pokrewni im następcy przystępują z podniesionym czołem do nowych wyborów, a wyborcy albo odrzucają ich rozczarowani i wybierają innych, albo dają się znowu zwodzić i wybierają tych samych.
Taka ciuciubabka demokratyczna może trwać bardzo długo, jeśli tylko bazuje na złudzeniach lub pomyłkach, ale gorzej jest, gdy wchodzi w grę świadome oszustwo, złośliwa żądza władzy lub pusta sława. Jak to się dzieje u nas?
Osiągnięcia i dalsze zagrożenia
Zwycięskie PiS chwali się, nawet nie wspominając o koalicjantach, wielkimi osiągnięciami gospodarczymi i politycznymi: stabilizacją, wzrostem dochodów i eksportu, spadkiem bezrobocia, mocnym pieniądzem, położeniem tamy wielkim kradzieżom, które nazwano zabawnie prywatyzacjami, i innymi. Są osiągnięcia w likwidacji układów, wykrywaniu gangów i mafii, w wykrywaniu narkotyków, handlu ludźmi i w usprawnieniu systemu karnego. Rychło mają nastąpić znaczne reformy podatkowe i ułatwienia przedsiębiorcze. Trzeba też przyznać, że istotnie, poprawia się w Polsce klimat duchowy, łapiemy trochę twardego gruntu życiowego i czujemy się coraz bardziej jak u siebie. Następuje dalsze uwalnianie się od ducha bolszewickiego przez lustrację, deubekizację i pewną dekomunizację, jednocześnie nie kwapimy się iść na niewolnicze "roboty do Niemiec", jak w czasie wojny. Nie ma takiej perfidii i zakłamania jak dawniej. Zaczyna się podnosić rolnictwo dzięki Samoobronie, choć i ona ma wielkie trudności w samym rządzie, który nie lubi wsi. Następuje wielkie uzdrowienie w oświacie i wychowaniu dzięki LPR. Zaświtała nadzieja uratowania świata dzieci i młodzieży. Podnosi się stopa życiowa, choć tu statystyka może płatać figle. Kiedy np. 999 ludzi zarabia po złotówce, a jeden z nich zarabia milion, to średnio wychodzi, że każdy zarabia po tysiącu. Chodzi o to, że wzrastające bogacenie się różnych potentatów gospodarczych, przeważnie zagranicznych, nie przenosi się na odpowiedni wzrost dochodów pracowniczych, a ponadto dochody uciekają za granicę. Oczywiście, osiągnięcia gospodarcze w skali absolutnej są zadowalające, jeśli się zważy, że - jak pisze Jean Ziegler, szwajcarski specjalista od spraw wyżywienia w ONZ - ok. 25 tys. ludzi umiera z głodu na całym świecie jednego dnia.
Ale nadal grożą nam wielkie niebezpieczeństwa, które trudno przezwyciężyć:
- bezrobocie;
- zbyt niskie zarobki zwykłych pracowników;
- wielkie rozwarstwienie ekonomiczne i społeczne;
- opanowywanie naszej gospodarki przez wyzyskujących nas obcych;
- ucieczka młodzieży i specjalistów za granicę;
- rosnące rzesze uzależnionych na różne sposoby;
- wymierające wsie;
- znikanie wszelkiego rodzaju drobnego przemysłu i rzemiosł (za p. Jerzym Bartnikiem z Warszawy);
- malejąca populacja Polaków;
- wszelkie prawne niedostatki i mankamenty na wszystkich szczeblach, łącznie z prowadzeniem przedsiębiorstw, bankowością, związkami zawodowymi i trybunałami;
- upadek wyższej moralności i cnót społecznych;
- rozpadanie się małżeństw i rodzin;
- groźba wielkich roszczeń niemieckich i żydowskich;
- nihilistyczna ideologia liberalna;
- opanowanie oświaty, nauki, literatury, sztuki i całej kultury przez czynniki antypolskie i antychrześcijańskie;
- pewien rodzaj rebelii antyrządowej ze strony SLD, PO, LiD i innych grup niekierujących się polską racją stanu;
- bezkarna propaganda, kłamstwa i kalumnie przeciwko Polsce i jej historii;
- bezkarność zajadłych i obłudnych ataków na Kościół, biskupów i księży z przeróżnych stron, zresztą i ze strony pseudokatolików;
- częste poniżanie parlamentu, Polski i religii ze strony różnych czasopism, TVN, a nawet I programu telewizji publicznej;
- nierozbijalność biurokracji i betonu urzędniczego, z którym nie mogą sobie poradzić nawet najwyższe władze, a cóż dopiero mówić o zwykłych obywatelach;
- straszliwe ataki ze strony gangsterów medialnych z zagranicy.
Takich spraw jest dużo więcej. I wbrew potocznym opiniom, na dostatecznym stopniu rozwoju najważniejsza staje się nie gospodarka, lecz ideologia, która leży u samych podstaw całości życia. I oto obawiamy się, że nasze władze naczelne i PiS zaczynają jakby iść na różne kompromisy z libertyńską i nihilistyczną ideologią Zachodu, która zdradza najwyższą duchową kulturę klasyczną. Ciekawe też, że rządzący nami boją się garstki masonów i różnych odmieńców, a nie boją się działać przeciwko milionom katolików, spychając ich na całkowite pobocze drogi publicznej. Widocznie jako katolicy jesteśmy cielętami politycznymi.
Spór o ochronę życia
Szerokie wpływy międzypaństwowe, międzynarodowe i międzykulturowe dokonują się na ogół zawsze i są pożądane, a więc także i dla Polski, ale nie mogą być jednostronne i niemoralne. Niedobrze się dzieje, że i na Polskę naciera coraz bardziej demoniczne tsunami zabijania słabych. W Chinach karzą za posiadanie więcej niż jednego dziecka. W Wietnamie płaci się sporo za aborcję. A w Japonii, Ameryce i w Europie rozwinął się cały przemysł aborcyjny: żeby tylko zabić bez powodu, żeby zdobyć komórki, żeby jedno urodzić in vitro, żeby zdobyć doping sportowy, podobno i dla celów kosmetycznych. Zabijanie słabych stało się ciężką chorobą ludzkości - biologiczną, psychiczną i duchową. Gdy zwolennicy zabijania dyskutują, to często piana występuje im na usta, krzyczą, nie rozumują, jakby byli opętani zbiorowo.
Katolicy chcą się temu bohatersko przeciwstawić i u siebie, i w Europie, i na całym świecie. Z Polski Bóg powołał Piotra Naszych Czasów, który obronę życia ludzkiego od momentu poczęcia do naturalnej śmierci wziął sobie za główny cel pontyfikatu, widząc w tym swoje posłannictwo wobec świata. Jednak jest to problem ciężki i u nas. Toteż uznaje się za sukces, że aborcję w Polsce udało się ograniczyć tylko do trzech przypadków: gdy istnieje zagrożenie życia lub zdrowia matki, prawdopodobieństwo poważnego upośledzenia dziecka poczętego, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. Jednak i u nas za Jana Pawła II nie brakowało ludzi, nawet katolików, których ukąsił demon zabijania.
Trzeba powiedzieć, że Jan Paweł II po swej śmierci dokonał u nas cudu politycznego. Oto wybory wygrała orientacja ludzka, normalna, czująca Polskę i Kościół. Razem z tym przyszła idea, żeby w Polsce aborcję i zjawiska jej podobne w ogóle zniwelować, co byłoby też ewangelicznym zaczynem dla Europy i świata. Dlatego wielu szlachetnych i mądrych Polaków podjęło myśl, żeby koalicja, zdobywszy 307 głosów w Sejmie, uwyraźniła art. 38 Konstytucji w ten sposób, że Rzeczpospolita chroni "życie każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci". Wszystko zapowiadało się pomyślnie: ideę dopełnienia art. 38 poparły LPR, Samoobrona, PSL, obiecały też poprzeć PiS i PO. SLD nie wchodził w grę, bo choć może mieć członków wierzących, to jednak jego przywódcy patrzą na człowieka raczej zoologicznie. Tymczasem PO wycofała swą obietnicę, może tak nakazał Zachód. Lecz uderzyło nas jak grom z jasnego nieba, że oto i PiS się dzieli, a na domiar złego przeciwko dopełnieniu Konstytucji opowiedzieli się publicznie: prezydent, premier, prezydentowa i wielu wyższych przedstawicieli PiS. Okazało się, że wielu członków PiS chciałoby dopuścić aborcję nieograniczoną. Tego się nie spodziewaliśmy.
Tyle autorytetów upadło, aż człowiekowi ciężko na sercu. Tłumaczymy sobie to trochę tak, że do zwyciężającego PiS weszło dużo koniunkturalistów i po prostu oszustów, tak to bywa ze zwyciężającymi partiami. W pierwszym momencie wydawało się nam, że nasi przywódcy i PiS rozróżniają dwie sprawy: aborcję w sensie moralnym i w sensie prawnym; w sensie moralnym uważają ją zawsze za złą w każdym przypadku, a w sensie prawnym przyjmują owe trzy wyjątki jako dopuszczalne prawnie w społeczeństwie pluralistycznym. Ale szybko okazało się, że aborcja jest uważana za dozwoloną i moralnie.
Takie zaczęły padać wypowiedzi publiczne. I pani prezydentowa poparła bezpośrednio i pośrednio niemoralne poglądy lewicy i feministek. Dla prawowiernych katolików i dla popleczników PiS to szok. Wszystko się zaczyna walić, a przede wszystkim zaufanie katolików do władz i PiS. Dlaczego popełnili taki błąd, czyżby ulegli podszeptom lewicowego i libertyńskiego otoczenia współpracowników? (por. bardzo kompetentny artykuł prof. J.R. Nowaka). Albo może już otoczyli się kokonem władzy, który ich oddziela od społeczeństwa katolickiego? Dla PiS to samobójcze. A przecież panowie Kaczyńscy i ich najbliżsi współpracownicy w okresie wyborczym obiecywali pełną ochronę życia ludzkiego.
Wnet przeciwko projektowi dopełnienia ochrony życia nienarodzonych i zakazowi eutanazji dołączyli inni z SLD i PO, i to z akcentem w ogóle antykościelnym. Przy tym zarówno ich wściekłość, jak i nielogiczność jest porażająca. Jerzy Szmajdziński wołał, że pełna obrona nienarodzonych to "ciemne średniowiecze". Według Piotra Najsztuba, ochrona życia w Polsce chce "nas wszystkich zrobić Jezusami i ofiarnikami dla innych". Profesor z UJ Jan Hartman skonstatował, że katolicki system wartości jest zapożyczony z XIII wieku i dziś go w Polsce już faktycznie nie ma. Donald Tusk i TVN głoszą, że pełna ochrona życia ma cele polityczne, a wicepremier Roman Giertych chce tą drogą ratować swoją partię. Zaraz! Ochrona życia ma charakter polityczny, a zabijanie nie ma takiego charakteru? A jeśli ochrona przysparza członków partii, to niech stosuje to samo i PO. "Gazeta Wyborcza" z 14 marca br. pisze, że miliony wiernych z Radia Maryja "zagubiły się w dzisiejszej rzeczywistości". Czyli co? Odnajdywanie się dziś to zabijanie? Niedorzecznością odznaczają się też niektóre wypowiedzi wielkich fisz z PiS. Pewien poseł zawołał: "Skoro o. Rydzyk tak broni życia, to będzie musiał poddać się lustracji". Cóż to za idiotyczny głos. Z kontekstu wynika, że gdyby Ojciec Dyrektor był za zabijaniem i przeciwko Polsce, to byłby zwolniony z lustracji. Ktoś inny woła, żeby zwolennicy pełnej ochrony życia nie zabierali głosu publicznie lub żeby przeprosili panią prezydentową. Jeszcze ktoś gorszy się, że ojciec Rydzyk jako kapłan broni nienarodzonych zdecydowanie. Tak! Powinien się wyperfumować, pójść na salony zdemoralizowanych i przepraszać, że przemawia jako kapłan, bo powinien grzecznie milczeć. Bardzo wielu jest takich, którzy dowodzą, że PiS tak marnie gospodarzy, iż ubogie kobiety muszą popełniać aborcję. Tymczasem nie widzą, że kobiety bardzo bogate jedynie adoptują sobie psy lub koty, bo dziecko przeszkadza hedonistycznemu życiu.
Jest to przerażająca niedorzeczność, patologia intelektualna i degeneracja ludzka. Jest to prosty symptom demonizmu. Ileż bardziej logiczne są np. wypowiedzi komentatora sportowego: "O! Zajął pierwsze miejsce, jest dziewiąty". Albo: "32-letni skoczek, ale znosi go na prawą stronę".
W sumie wypowiedzi prezydenta i premiera były bardzo niefortunne i szkodzące zarówno im, jak i milionom katolików. Mimo pewnych korekt ze strony premiera zostały zinterpretowane potocznie jako nie tylko prawne, ale i moralne zezwolenie na zabijanie dzieci poczętych, przynajmniej w owych trzech przypadkach, a może i szerzej. I powstał silny konflikt nie tylko z ojcem Rydzykiem, jak się usiłuje to przedstawiać, lecz przede wszystkim z Episkopatem i milionami prawowiernych katolików. Muszą być podjęte rozmowy wyjaśniające i pojednawcze, ale nie co do moralności, lecz najwyżej co do taktyki prawnej. Pani prezydentowa zaś, choćby miała prywatne poglądy feministyczne i lewicowe, powinna teraz zaprosić do siebie przedstawicielstwo matek wielodzietnych, wręczyć im odznaczenia, a także przyjąć przedstawicieli organizacji prorodzinnych i antyaborcyjnych. Nie jest ona już osobą całkowicie prywatną. I sprawy nie da się zatuszować milczeniem. Nie jest to prezydentowa feministek i marksistek, które nie lubią samych kobiet i brzydzą się matkami wielodzietnymi. Tymczasem ani prezydent, ani premier od listopada nie chcą udzielić 10-minutowej audiencji obrońcy życia dr. inż. Antoniemu Ziębie.
Stosunek do eurokonstytucji
Jest jeszcze i druga istotna sprawa, która zaczyna nas niepokoić. Jak wiemy, jest silne parcie SLD, PO, LiD i różnych mniejszości: żydowskiej, niemieckiej, ukraińskiej, białoruskiej i romskiej, by Polska zrezygnowała ze swej pełnej suwerenności i ze swych opcji katolickich i szczeropolskich i by poddała się w całości światu niemieckiemu i europejskiemu. Po marksizmie i w zetknięciu z liberalizmem dostajemy silnej anemii na polskość. I oto wchłonięciu różnych krajów przez Frankogermanię ma służyć szczególnie projekt eurokonstytucji, zredagowany w duchu masońskim pod kierunkiem byłego prezydenta Francji Valery'ego Giscarda d'Estaing. Eurokonstytucja ma być silnym środkiem do zepchnięcia Kościołów katolickich w krajach europejskich do podziemia, jak to już się stało w Irlandii, Hiszpanii, Belgii, Austrii. Dąży do tego bardzo mocna masoneria europejska, której trudno się oprzeć samym Kościołom bez pomocy państwa. U nas obrazuje to dobrze niedawne bezprawne usunięcie ks. abp. Stanisława Wielgusa, żeby w stolicy nie był biskupem człowiek myślący ortodoksyjnie i po polsku. Ponadto co znaczy podległość prawu UE, świadczy fakt, że Trybunał w Strasburgu nakłada wysokie kary finansowe na Polskę, w której lekarze nie chcą zgodnie ze swoim sumieniem dokonać aborcji na żądanie kobiety. Trybunał uważa, że Polska łamie prawa europejskie. Matka, Alicja Tysiąc, ma otrzymać wielkie "odszkodowanie", bo po urodzeniu dziecka osłabił się jej wzrok. A mówili nam politycy z Unii Wolności, z SLD i wysocy politycy, że związek z Unią to tylko związek gospodarczy, nie zaś ideowy, i nie narusza naszych katolickich wartości. Tak obnaża się demoniczny aspekt ideologii europejskiej.
Oto miliony ludzi, którzy kochają Ojczyznę, czują się Polakami i katolikami, poparły pana Lecha Kaczyńskiego i PiS, w przeciwieństwie do pana Donalda Tuska i PO. Pierwsi bowiem stawiali na zachowanie tożsamości i suwerenności Polski w tworzeniu UE, na unię państw i narodów, bez wyrzekania się swojej wiary i wartości. Drudzy rezygnowali z pełnej tożsamości, z pełnej polskości i z zachowania Kościoła i wartości chrześcijańskich, spychając je na bok. Liczyliśmy na to, że PiS z koalicjantami myślącymi po polsku i katolicku stworzą nową jakość polityczną i wyzwolą nas z mocy krajowych i międzynarodowych układów, które Polskę zniewalają.
Tymczasem od dawna już nas zastanawia, dlaczego PiS, samo w sobie za słabe, by samodzielnie rządzić, ciągle utyskuje na koalicjantów jak chłop na niechcianą, wziętą z przymusu żonę, idąc w tym dziwnie po myśli PO. Dotychczas obaj koalicjanci byli straszeni, że jeśli wyjdą, to zjedzą ich wilki. I trwają coraz dłuższe flirty z PO, przynajmniej z jej częścią. Jednocześnie PiS przesuwa się coraz bardziej na pozycje prokonstytucyjne.
Z kolei Niemcy, które przewodzą UE w tym półroczu, chcą nakłonić Polskę do zgody na podpisanie starej eurokonstytucji, nawet bez referendum. Ważne stały się ostatnie spotkania między panią kanclerz Angelą Merkel a prezydentem Lechem Kaczyńskim. Wstępnie chodzi o podpisanie tzw. Deklaracji Berlińskiej, która ma być pomostem prowadzącym do przyjęcia projektu konstytucji Giscarda d'Estaing. Po ostatniej wizycie prezydenta w Niemczech dzwonili do mnie księża z Niemiec, że Lech Kaczyński jest gotów zgodzić się na podpisanie Deklaracji Berlińskiej, tylko nie ogłoszono tego jeszcze publicznie.
Dokonuje się tu dziwna gra. Pani Merkel na początku opowiadała się za zmianami w projekcie konstytucji i chcąc się przypodobać Papieżowi z Niemiec, oznajmiła, że będzie się domagać wezwania Boga oraz podkreślenia chrześcijańskich korzeni Europy. Ale potem okazało się, że jest to manewr zmyłkowy. Przygotowując Deklarację Berlińską, pani kanclerz oświadczyła, że nie zamieści tam ani invocatio Dei, ani wzmianki o chrześcijaństwie, gdyż Europa wyrosła z idei oświecenia, które odrzucało religię objawioną, i z prawa rzymskiego, oczywiście pogańskiego. "Wyjaśniła", że tak musiała zrobić, żeby "nie prowokować Belgii i Francji, które są laickie". Ciekawe, że nie dodała, iż nie chce też prowokować masonów, nihilistów, muzułmanów i żydów. No i szkoda, że nie przyszło jej do głowy, że w ten sposób prowokuje właśnie Polskę, Słowację, Maltę i Litwę. Co to wszystko znaczy? To znaczy, że kanclerz Niemiec liczy się tylko z masonerią i z liberalizmem!
I oto w spotkaniu prezydenta z panią kanclerz w Juracie 16-17 marca br. wydaje się, że i Lech Kaczyński zrezygnował w duchu masońskim z invocatio Dei i ze wzmianki o roli chrześcijaństwa. Wypowiedział się po Juracie, że Polska nie może być "osamotniona". Czy to znaczy, że Polska nie może być sobą pośród społeczeństw ateistycznych i antychrześcijańskich? I wreszcie prezydent zgodził się w Juracie na dyskusję na podstawie tekstu Giscarda, choć nie ma on żadnych głębszych podstaw, a jest jedynie wykładem liberalizmu, sekularyzmu, antychrześcijaństwa i nihilizmu. Nawet najdrobniejsze elementy prawa muszą przecież być tłumaczone w świetle najgłębszych założeń. Na przykład z założenia aborcji powszechnej nie wyprowadzi się żadnych dalszych artykułów moralnych i wartościowych (por. Mieczysław Ryba, Kamila Pietrzak). I tak PiS znowu nas zszokowało, choć myśmy je popierali; chociaż niektórzy mówią, iż za tę cenę Zachód i siły zachodnie nie zmiażdżą PiS w Polsce.
Jest jeszcze jedno, co wyborców PiS niepokoi. Za jego przesuwaniem się powoli na pozycje liberalne i zbyt kompromisowe wobec Zachodu zdaje się świadczyć angażowanie do otoczenia prezydenta i do rządu wielu ludzi antychrześcijańskich i antypolskich, którzy też nie służą interesom Polski, a wiele działań pod publikę katolicką tylko pozorują, jak np. na linii rzekomo prorodzinnej (por. prof. J.R. Nowak). Od pewnego czasu stawiamy sobie pytanie: czy jest to stosowanie takich żywych tarcz ochronnych przed atakami liberalnymi i żydowskimi, czy po prostu brak innych specjalistów, czy jest to manewr ideologiczny, mający pokazać pluralizm rządów, czy też wszystko to dzieje się w jakimś ukryciu lub pod naciskiem jakichś nieznanych nam sił. Czas pokaże. Tylko jeszcze brakuje, by na mocy prawa unijnego oddać w całości nasze mienie Niemcom i Żydom amerykańskim.
Zaistniałe sprawy nie są bynajmniej błahe. Sprawy ochrony życia najsłabszych, publiczne wyznanie wiary i samowładztwo państwa polskiego weryfikują do głębi wartości władzy i poddanych. Do Polski można w tej chwili odnieść słowa proroka Symeona, skierowane do Matki Bożej: "A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu" (Łk 2, 35). Wszakże wszystko można jeszcze wyjaśnić i naprawić. Miliony obywateli, którzy są szlachetnymi i nieobłudnymi katolikami, mają dobrą wolę, chcą wesprzeć dobre cele PiS i koalicji i mogą cierpliwie czekać na błogosławione owoce wzajemnej miłości i mądrości. Trzeba jednak zrozumieć, że sytuacja się gmatwa. Jeśli obietnice wyborcze zostaną złamane, to PiS szybko przeminie, jak kiedyś AWS, która boleśnie nadwerężyła zaufanie Polaków. Też na początku było dużo mirażu, ale i zamglenia z powodu oszustwa ze strony Unii Wolności. Przypomina mi się, jak 13 września 1998 roku, niedługo po wyborach, w których wygrała AWS, napisałem artykuł pt. "Swąd zdrady". Artykuł ten wydrukował mi tylko ksiądz prałat Benedykt Przeracki w "Posłańcu Warmińskim", wielki patriota, odważny i mądry kapłan. Obaj jednak nie znaleźliśmy zrozumienia. Ksiądz prałat został zwolniony ze stanowiska redaktora przez arcybiskupa warmińskiego, mojego młodszego kolegę ze studiów na KUL. Tak, w życiu publicznym bywa dużo omamień. Trzeba więc krytycyzmu i samokrytycyzmu, trzeba mądrości, wytrwałości, odwagi i wielkiej chęci służenia prawdziwym wartościom. Żeby nie sprawdziły się słowa byłego prezydenta Lecha Wałęsy, że przekonamy się, iż źle wybieramy. Zanegujemy to czarne proroctwo, gdy zagłosujemy za życiem w duchu Jana Pawła II, będzie to dalszy jego cud.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
"Nasz Dziennik" 2007-03-24
Autor: wa