O przykazaniach
Treść
Od pięćdziesięciu mniej więcej lat wszyscy powtarzają, że kodeks moralny, wiara religijna oraz system przykazań i zakazów potrafią straszliwie zacieśniać umysłowe horyzonty. Kiedy mówię: "wszyscy", mam oczywiście na myśli: "wszyscy z wyjątkiem przeważającej większości ludzi" - takie bowiem jest znaczenie tego słowa w świetle nowoczesnej filozofii. Czasem używa się go również w formie: "wszyscy ludzie, posiadający autorytet".
Nowocześni filozofowie nie zamierzają liczyć pogłowia autorytetów, bo nie chcą nawet przyznać, że przeciętne istoty ludzkie też mają głowy zasługujące na włączenie do obliczeń. W każdym razie, cały wielki tłum guru naszych czasów jednogłośnie zapewniał i powtarzał, że przykazania etyczne, zwłaszcza ujęte w formie zakazów, prowadzą do ciasnoty umysłowej. Pogląd ten, co powoli zaczynamy dostrzegać, opiera się na błędnym założeniu. Wyobraźmy sobie, że jestem prorokiem, stojącym na wierzchołku góry i dającym ludzkości nowe, wstrząsające przykazania na kamiennych tablicach. Przyjmijmy, że powiem ludziom: "Nigdy nie wolno mordować maklera giełdowego będącego krótkowzrocznym brunetem". Na pierwszy rzut oka wydaje się to ogromnie surowe i kategoryczne. Tymczasem takie ograniczenie stanowi jednocześnie wielki manifest swobody. Zakazując mordowania maklerów będących krótkowzrocznymi brunetami, przyzwalamy tym samym w całej rozciągłości na mordowanie pozostałych maklerów i pozostałych ludzi. Maklerzy jasnowłosi mogą być zarzynani bez chwili wahania; maklerzy dalekowzroczni albo o normalnym wzroku mogą być masakrowani, ile dusza zapragnie, aż ich zwłoki zaścielą ulice niczym jesienne liście. A jeśli chodzi o ludzi niebędących maklerami, brak mi wręcz słów, by odmalować tę orgię bezgrzesznej rzezi, w jakiej będą uczestniczyć, w takim czy innym charakterze. W pewnym stopniu pogrążam się w tej wizji z ciekawością, by nie powiedzieć - z sekretną rozkoszą; imaginacja stawia mi przed oczami rzeź wielkich finansistów, tę zacną ludową rozrywkę, która w naszych czasach popadła w niezasłużone zapomnienie.
Identyczna zasada dotyczy wszelkich w ogóle zakazanych i dozwolonych przyjemności. Jeśli wasz kodeks moralny mówi zwięźle: "Nie pijcie zielonego chartreuse", rozumie się samo przez się, że możecie pić maderę albo alkohol metylowy, kiedy tylko macie ochotę. Jeśli wasze plemienne święte księgi mówią, że nie wolno grać na wyścigach osłów, mówią tym samym, że wolno grać na wyścigach koni, jachtów, hipopotamów i pcheł. Każdy zakaz, każde przykazanie, które czegoś zabrania, oznacza, że poza jego enklawą rozciąga się obszar wolności. Im bardziej system moralny przypomina szereg kategorycznych stwierdzeń zaczynających się od "Nie", tym większa szansa, że ludzie w takim systemie cieszą się szerokim zakresem swobód i na różne sposoby radują się życiem.
Problem niestety w tym, że wyznawcy postępu próbują nam narzucić coś, co nazywają "etyką pozytywną", opartą nie na zakazach, lecz na nakazach. Zaś taka etyka w gruncie rzeczy oznacza niewolę. Zamiast oznajmić, że nie wolno mi myśleć o grzesznym Tym i Owym - co implikuje, że mogę myśleć o czymkolwiek innym - postępowcy oznajmiają, że wolno mi myśleć o śmiałym, wspaniałym Tym i Owym, ale nie wolno myśleć o niczym więcej. Niszczą daleko posunięty liberalizm dawnego kodeksu etycznego, stwarzając nową, koszmarną ciasnotę umysłową - ciasnotę opartą na upodobaniach. Dawniej wymagano, żebym nie robił czegoś, co nie podoba się mojemu bliźniemu. Teraz to już za mało. Teraz wymaga się, żebym robił coś, co będzie się mojemu bliźniemu podobać. (...)
Wolność dawnego kodeksu wyraża się bardzo subtelnie w historii o rajskim ogrodzie, w którym człowiek mógł jeść owoce ze wszystkich drzew poza jednym. Gdyby to współcześni idealiści napisali Księgę Genesis, Adam mógłby jeść owoce wyłącznie z jednego drzewa, spełniającego wysokie wymogi estetyczne i higieniczne.
Tłumaczenie Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 29.01.1910 r. (data wydania w USA).
"Nasz Dziennik" 2009-10-16
Autor: wa