O ile jeszcze żyją, mogą spać spokojnie
Treść
Instytut Pamięci Narodowej umorzył śledztwo w sprawie ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej dawnego powiatu stanisławowskiego w latach 1941-1944 roku. Powód? Trudności z identyfikacją sprawców zbrodni i brak międzynarodowej umowy z Ukrainą, która umożliwiłaby ich ściganie.
"Ofiarami zbrodni padali Polacy bez względu na wiek i płeć. Niejednokrotnie przed śmiercią znęcano się nad nimi w różny sposób, w tym przez okaleczanie ciała ostrymi narzędziami. Szereg osób zginęło w płomieniach swoich domów lub kryjówek, gdzie zamierzali znaleźć schronienie. Wielu pokrzywdzonych odniosło ciężkie, często skutkujące kalectwem obrażenia ciała" - taki dramatyczny opis mordów dokonywanych na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów na Kresach Południowo-Wschodnich zawiera umorzenie śledztwa wydane przez Liliannę Ciepłoch, prokurator oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu we Wrocławiu. Sprawa dotyczyła zbrodni ludobójstwa dokonanej na terenie byłego powiatu Stanisławów, położonego w dawnym województwie stanisławowskim, a obecnie w obwodzie iwano-frankowskim.
Według ustaleń KŚZpNP w okresie od sierpnia 1941 r. do grudnia 1944 r. na tym terenie nacjonaliści ukraińscy wymordowali nie mniej niż 209 ludzi, "a nieustalona liczba osób odniosła ciężkie obrażenia ciała". Niestety prowadzone przez prokurator śledztwo zostało umorzone. W wydanym postanowieniu Ciepłoch zaznacza, że żaden z przesłuchiwanych świadków nie był w stanie wskazać sprawców w sposób kategoryczny, z imienia i nazwiska, co nie może stanowić niebudzących wątpliwości dowodów popełnienia przez nich zbrodni. Do umorzenia przyczyniły się także "okoliczności obiektywne, w tym wiek wskazanych osób w chwili popełnienia przestępstwa i prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że osoby te już zmarły i sprawdzenie ich linii obrony nie jest możliwe" oraz "fakt wywiezienia wielu osób podejrzewanych o sprzyjanie nacjonalistom ukraińskim na Syberię, czy też wreszcie brak stosownych umów w obrocie prawnym z Ukrainą, pozwalających na ściganie i ukaranie sprawców tych zbrodni w przypadku ich ustalenia". - Chodzi o umowy międzynarodowe o obrocie prawnym, które np. dotyczą krajów Unii Europejskiej. Obecny stan prawny jest taki, że gdyby ktoś kiedyś popełnił przestępstwo wobec obywateli polskich na terenie Ukrainy, byłby karany na Ukrainie, według tamtejszego kodeksu karnego. A to oznacza, że nie są to zbrodnie, które się nie przedawniają, tylko zbrodnie, które dawno uległy przedawnieniu. Gdyby nawet znana była tożsamość sprawcy zbrodni, nie poniósłby on odpowiedzialności - wyjaśnia w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prokurator Ciepłoch. Wskazuje, że według strony polskiej było to ludobójstwo, ale nie ma narzędzi prawnych, by oczekiwać takiego samego podejścia do tej sprawy przez stronę ukraińską. Potwierdza to Ewa Siemaszko, znany badacz zbrodni nacjonalistów ukraińskich. - Myślę, że ten ostatni powód umorzenia śledztwa jest najważniejszy, ponieważ nigdy nie pojawiła się ze strony Ukrainy żadna pomoc polskim organom ścigania i wola wykrycia tych sprawców. Nawet wtedy, kiedy wskazywano konkretne osoby i ustalono adresy zamieszkania. Ze strony ukraińskiej nie uczyniono żadnego kroku, żeby postawić te osoby przed wymiarem sprawiedliwości. Nie ma w tym względzie żadnej współpracy między Polską a Ukrainą - zauważa Siemaszko.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik Piątek, 18 maja 2012, Nr 115 (4350)
Autor: au