Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O dziennikarskim wstydzie

Treść

Wygląda to dziwnie. Świat dziennikarski ma swoje dość pewne miejsce w społeczności ludzkiej. Potrafi kształtować opinie i poglądy, zwłaszcza w dziedzinie społecznej. Niestety, często wkracza w sferę obyczajową, ale tu zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. I dlatego chciałbym na początku tych paru refleksji dedykować dziennikarzom ludową piosenkę pt. „Prząśniczka”.

A jest to piosenka o swawolnej dziewczynie, która obiecywała miłość jednemu, a wkrótce dość szybko znalazła drugiego. I nie wiem, do ilu by doszło, gdyby nie to, że będąc prząśniczką, fatalnie zerwała nić. I z tego tytułu piosenka kończy się dość jednoznacznie. Otóż: „Prysła wątła nić…/ Wstydem dziewczę płonie/ Wstydź się, dziewczę, wstydź!”. Trwałość tej nitki miała być wyrazem trwałości jej uczuć do chłopca. Nic z tego nie zostało. Oczywiście, pozostał tylko wstyd!

I coś podobnego dzieje się z naszym dziennikarstwem, ponieważ każda dziennikarka i każdy dziennikarz jakby zobowiązują się do wierności prawdzie i rzetelności. Tymczasem co się dzieje w rzeczywistości? Jak jest z tą nicią prawdy i rzetelności w odniesieniu do codziennej praktyki? Podaję tylko trzy przykłady, zaczerpnięte z życia duchowieństwa.

Oto pierwszy. Jest w Polsce około 30 tysięcy duchownych. Pracują w Polsce, pracują poza granicami. Giną. Pamiętamy o franciszkanach zamordowanych w Ameryce Łacińskiej. O zagrożeniu franciszkanów kapucynów w Republice Środkowej Afryki. O licznym męczeństwie w krajach Azji i w wielu innych. Owszem, zdarzają się w naszych mediach wzmianki o takich faktach, ale to raz czy dwa. I koniec. Tymczasem niemal całą jesień ubiegłego roku media poświęciły, jak dotąd nie wiemy, prawdziwej czy rzekomej, pedofilii ks. G. pracującego na Dominikanie. Jeżdżono w jedną i drugą stronę. Ciągle pisano i mówiono o straszliwym skandalu. Dodawano do tego osobę byłego nuncjusza w tym samym kraju. Przywieziono chyba cztery tysiące zdjęć wydobytych z komputera i ani na jednym nie znaleziono twarzy oskarżanego. Czyżby prowokacja? I po kilku tygodniach codziennego molestowania medialnego widzów i słuchaczy wszystko ucichło. Podobnie nagłośniono sprawę sprzed lat jednego z kapłanów diecezji warszawsko-praskiej. A kiedy sądy zamknęły ją jako nieistniejącą, raz jeden pojawiła się na pasku telewizyjnym taka informacja. Opinię wszakże podrywano przez długi czas. Takich spraw wyciągnięto parę, z dawna i z dzisiaj. Nie były one zbadane, nie były osądzone, ale media uznały je za rzeczywiste i wydały wyrok. Chyba jednak na siebie! Niesprawiedliwość bowiem odpowie za swą nieprawość przed sprawiedliwością.

Drugi przykład dotyczy ks. L. z diecezji warszawsko-praskiej. Rok już chyba minął od tego momentu, kiedy polskie media, znające się na wszystkim i na wszystkich z wyjątkiem prawdy, wzięły w obronę księdza, który może mieć dobre intencje, ale z subordynacją ma kłopoty. I ze wszystkich stron przypuszczono atak na arcybiskupa. Niemal każdego dnia. Czy to zemsta za to, że arcybiskup jako specjalista broni kobiet i rodziny przed fałszywymi metodami sztucznego zapładniania? Nie wiem, choć na to wygląda!

Tylko że cały ten atak jest śmieszny. Te same media nabrały wody w usta, gdy dyrektor jednego z łódzkich teatrów wyrzucił z pracy aktora, który odmówił swego głosu dla popularyzacji beznadziejnego, a także bluźnierczego tekstu. Do czego ma prawo każdy aktor, jeśli nie czuje się kompetentny. Byłoby bardzo ciekawe, gdybyśmy dowiedzieli się, jak to dokonuje się zwolnień z pracy w środowiskach medialnych. A tutaj pełna jawność i demokracja. Ksiądz L. jest najpierw zapraszany na rozmowy, na wyjaśnienia. Myślę, że wielu ze zwalnianych ze stanowisk i z pracy w mediach zazdrości takiego kulturalnego i ludzkiego sposobu załatwiania spraw. I znowu, a co z tymi 30 tysiącami kapłanów, wśród których są naukowcy, aktorzy, muzycy, wspaniali wychowawcy młodzieży, kapelani szpitali i różnych domów opieki społecznej? Jaka jest proporcja? I jaka jest informacja o całości duchowieństwa? Żadna ze strony tych rzekomo obiektywnych mediów.

Trzeci przykład dotyczy Woodstocku. Pełne zachwytu słowa. Czołobitności przed twórcą nie ma końca. Ale popatrzmy trzeźwo, co tam jest: błoto, alkohol, narkotyki i erotyzm (zmysłowy, gdyż trudno w takich warunkach mówić o miłości osobowej). I co wyrośnie z tej młodzieży? Kto się ma o to martwić? W ciągu wakacji, myślę, że tyle samo tysięcy, a nawet więcej młodych ludzi korzysta z różnych form spędzania wolnego czasu w grupach organizowanych przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Caritas, ruch oazowy i różne zespoły o specjalistycznych zainteresowaniach czy też funkcjach: ministranci, lektorzy, szachiści, rowerzyści itp. Czy nasze media o tym piszą? Skądże, to są media branżowe, tylko swojej branży słuchają. Czas najwyższy, aby Polacy poznali tę wyjątkowo ohydną stronniczość mediów publicznych i koncesjonowanych. To też tłumaczy ten straszliwy opór, jaki stawiano i stawia się na różne sposoby mediom z racji głoszenia prawdy, mających związek ze strukturami kościelnymi.

Na koniec chciałbym nawiązać do jednego z programów Tomasza Lisa, który wyemitowano w listopadzie ubiegłego roku, a podczas którego niesłychanie ważnym gościem był sam redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. Z ust Lisa padło pytanie, co z Kościołem. Czy da sobie radę po tych, teraz wiemy, że rzekomych, kłopotach z pedofilią? Po chwili zastanowienia pan redaktor odpowiedział: „Kościół był, Kościół jest i Kościół będzie”. Mogę cytować nie całkiem dosłownie, ale ta czasowość została wymieniona. Co więcej, dodał jeszcze, że nie wyobraża sobie Polski bez Kościoła?! Które media podchwyciły treść powyższego wystąpienia. A przecież to głos kogoś, kto od lat jest w samym środku świata medialnego? Czym to wytłumaczyć? Obiektywizmem? A może tchórzostwem?

Czyżby pojawiły się jakieś wyrzuty sumienia? Nie wiem! Ale wydaje się, że większość dziennikarzy zapłonęła wstydem. I to nie byłby najgorszy znak. Dlatego mam nadzieję, że wielu z nich zdaje sobie sprawę, że kiedyś przerwie się ta nić nieprawdy, ale na wszelki wypadek, mając na uwadze przyspieszenie tego wewnętrznego procesu przemiany, na koniec przypomnę raz jeszcze finał z „Prząśniczki”: „Prysła wątła nić…/ Wstydem dziewczę płonie/ Wstydź się, dziewczę, wstydź!”. Wstydź się dziennikarzu, wstydź!

Ks. bp Antoni Pacyfik Dydycz, biskup drohiczyński, senior
Nasz Dziennik, 18 września 2014

Autor: mj