O. dr T. Rydzyk: Sprawy materialne są ważne, gospodarka jest ważna, rozwój jest ważny, ale to nie wszystko. Duch jest o wiele ważniejszy
Treść
Sprawy materialne są ważne, gospodarka jest ważna, rozwój jest ważny, ale to nie wszystko. Duch jest o wiele ważniejszy. Gdy człowiek jest dobrze wychowany, ma właściwy system wartości, wiarę w Pana Boga, wiedzę, ukształtowany charakter, jest uczciwy, to się podniesie, choćby wpadł w nędzę i wszystko stracił. Tak samo naród. A gdy stracimy ducha, to jesteśmy skończeni – powiedział w rozmowę z red. Piotrem Falkowskim z „Naszego Dziennika” o. dr Tadeusz Rydzyk CSsR, Dyrektor Radia Maryja.
Publikujemy całość rozmowy red. Piotra Falkowskiego z „Naszego Dziennika” z o. dr. Tadeuszem Rydzykiem CSsR, Dyrektorem Radia Maryja.
W tym roku Polacy staną przed decyzją, kogo poprzeć w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Czasem pojawia się dylemat, czy głosować na dużą partię, która idzie w dobrym kierunku, ale mamy wobec niej dużo zarzutów, czy też na teoretycznie słabszą, ale mającą bardziej jednoznaczny program.
– Trzeba kierować się prawym sumieniem i rozeznawać sytuację. Nigdy nie wolno iść na kompromis ze złem. Ci, którzy wyrządzili narodom największe krzywdy, czy to na Wschodzie, czy na Zachodzie, też usiłowali usprawiedliwiać swoje zbrodnie okolicznościami, mówili, że wybierają „mniejsze zło”. Trzeba wybierać dobro. Ważne, jacy ludzie będą sprawować rządy. Czy to będą rzeczywiście prawe osobowości, ludzie światli, mądrzy, odważni, z charakterami, niekłaniający się okolicznościom, jednoznaczni – Boży. Potrzebni są ludzie z prawymi sumieniami, którym zależy na Panu Bogu, dobru wspólnym, na człowieku, na narodzie i którzy dbają o suwerenność swojego państwa. Trzeba patrzeć, czy mają właściwe rozeznanie, czy są wierni prawdzie. Teraz będzie czas rozmów, dyskusji. Trzeba pytać o wiele spraw, które należy uporządkować. Ale trzeba o tym myśleć dalekosiężnie. Na przykład sprawa imigracji. Mówienie, że musimy mieć tanią siłę roboczą, ma bardzo krótkie nogi. To jest myślenie dorobkiewicza, a może i cwaniaka.
Czy właściwe myślenie odnajduje Ojciec w inicjatywie Prawdziwa Europa europosła Mirosława Piotrowskiego?
– Nie wiem. Na pewno dobrze, że jest troska i dyskusja, że są ludzie, którzy widzą te zagrożenia i zależy im na tym, czego uczy Kościół katolicki, dzięki czemu Europa była wielka i silna. Papież Franciszek w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju pisze, że „dobra polityka służy pokojowi”. Bardzo wyraźnie mówi, że polityka jest troską o dobro wspólne. Święty Jan Paweł II i inni papieże też mówili, jaki powinien być polityk. Tak naprawdę prawdziwa polityka jest realizacją przykazania miłości Boga i bliźniego. To jest troska o swoje państwo, miasto, środowisko, o prawidłową rodzinę. To nam zapewnia właśnie chrześcijaństwo. Zaś z panem prof. Piotrowskim znamy się długo, współpracujemy w Radiu, Telewizji, na uczelni. To się zaczęło bardzo dawno, gdy jeszcze tworzyliśmy studium dziennikarskie. Wtedy przyjeżdżał z wykładami. Brał udział w naszych sympozjach, gdy jeszcze nie było uczelni. A kiedy powstała, został wykładowcą. Jest dobrym specjalistą, widać, że ma właściwą hierarchię wartości. Dla nas to tylko radość, że taki człowiek chce z nami współpracować. Pan profesor jest słyszany w Radiu Maryja i Telewizji Trwam, więc uderzono w Radio, wykorzystując jego nazwisko. Trzeba też jasno powiedzieć, że Naród Polski dorobił się już pewnej liczby dobrych polityków, zatroskanych o dobro wspólne Ojczyzny.
Kiedy Ojciec słyszy określenie „partia Rydzyka”, to nie przypomina się to całe dobrze znane spektrum ataków na Ojca i Jego dzieła?
– To jest wielkie kłamstwo, brak dobrej woli, zło po prostu. Takie wyszydzanie niemające niczego wspólnego z troską o dobro wspólne. Trudno to w ogóle nazwać. Przecież oni wiedzą, że to jest nieprawda. Wiedzą, że ksiądz nie może zakładać żadnej partii. Czasem to wygląda tak, jakby wszystkiemu był winny „Rydzyk”. No cóż? Dla nich złem jest samo to, że istniejemy, że jest Radio Maryja, Telewizja Trwam, „Nasz Dziennik”, uczelnia, wspólnota – Rodzina Radia Maryja. Chcą to rozbić, bo ich celem jest zatomizowanie społeczeństwa. Zawsze, gdy powstaje idea, by coś dobrego robić razem, jest ona odbierana jako zagrożenie.
Oczywiste jest, że Ojciec nie zakłada żadnej partii, ale przecież potrzebny jest głos Kościoła, kapłanów w sprawach ważnych dla Narodu, zwłaszcza jego kondycji duchowej.
– Oczywiście, ale to ich drażni. Dlatego w nas uderzają. Mówią o „imperium”, o jakimś wielkim majątku. A jak wyglądają media w Polsce? Wśród mediów drukowanych 92 proc. należy do kapitału niemieckiego. Na przykład w Niemczech nie ma prawie w ogóle w mediach obcego kapitału. W Polsce, jeśli chodzi o telewizję, to też dominuje albo kapitał niepolski, albo jeśli nawet polski, to niepolskiego ducha. Ludzie nie mają tej świadomości. TVN ma jako grupa trzynaście kanałów, w tym trzy na multipleksie. Polsat ma ich jeszcze więcej, chyba 50, w tym 13 na multipleksie. A inne kanały? Do kogo to należy? Jeśli nawet do Polaków, to przeważnie do ludzi systemu liberalno-lewicowego. Miały być media narodowe. Czyli media dla narodu. A kto to jest naród? To jest rodzina rodzin. Czy te media, tzw. narodowe, pokazują, jaka powinna być rodzina, czy one wychowują do prawdziwej rodziny? Często pokazują nam chore wzorce: rozwód za rozwodem, związki homoseksualistów i lesbijek. Albo rodzina jako mąż, żona, pies czy kot… To wszystko jest w mediach, które miały być narodowe. A gdzie zdrowe rodziny, z których będzie zdrowy naród? Ile z tych mediów mamy my, katolicy? Może tytułów jest trochę, ale mają bardzo skromny nakład i zasięg. W ten sposób dokonuje się zniewolenie bez wystrzału, kolonizowanie naszych umysłów i świadomości. Sprawia się, że ludzie idą tam, gdzie ich poprowadzą i zmanipulują. Lekarstwem na to wszystko jest myślenie. Sprawdzaj źródła, szukaj, poznaj obie strony medalu. Żyć w prawdzie i samemu przekazywać ją dalej. Być człowiekiem sumienia kształtowanym przez Chrystusa.
Kiedy odmawia się katolikom prawa do wyrażania swoich poglądów, w ogóle zaistnienia w debacie publicznej, to jak można mówić o prawach obywatelskich? W takim kontekście należy odczytywać choćby te zarzuty wobec Ojca.
– Tak, to się kwalifikuje do sądów jako odbieranie dobrego imienia i wzbudzanie nienawiści przez kłamstwa, oszczerstwa. Jest to także szkodzenie Kościołowi, bo tworzy się obraz księży jako uczestników partyjnych rozgrywek. A to jest nieprawda i oni to dobrze wiedzą. Dlatego zawsze trzeba sprawdzać, gdy ktoś coś mówi. Kto to jest, skąd przychodzi? Kiedyś było powiedzenie „papier wszystko przyjmie”. Od dziecka tak mnie przestrzegano przed łatwowiernością w stosunku do mediów. A teraz w internecie mamy do tego anonimowość. Ktoś rzuca oskarżenia, nie pokazując swojej twarzy, jak bandyta zza węgła. Problem w tym, że manipulacje są nastawione nie tylko na rozum, ale też na emocje. Studentów dziennikarstwa uczy się najczęściej tylko tego, jak osiągnąć cel, a nie jak dojść do prawdy, nie formuje się ich na świadków prawdy. Nie liczy się uczciwość, godność człowieka. To się bardzo mocno objawia w reklamach, rozrywce, muzyce. Ile jest w tym niszczenia osobowości, przekazów satanistycznych, które wprowadzają człowieka w okultyzm, aż do opętania? Trzeba to zauważać. Mówią o tym ludzie, którzy byli w to zaangażowani i robili to z przekonania, a potem Pan Bóg dał im łaskę nawrócenia. Na przykład dr Bernard Nathanson. Amerykański Żyd. W wieku 14 lat przestał chodzić do synagogi. Został lekarzem, aborcjonistą. Mówił, że sam jest winien śmierci przynajmniej 70 tys. dzieci, w tym własnego. Poznał, że popełnia błąd, na drodze naukowej. Dopiero znacznie później doszedł do Chrystusa i ochrzcił się. Zaprosiliśmy go w 1996 roku, gdy w Polsce trwała walka o ochronę życia. Powiedział wtedy, że gdy był w grupie, która lobbowała za wprowadzeniem aborcji w USA, miał przed sobą otwarte wszystkie media. Gdy zaczął mówić przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych, wszystko się przed nim pozamykało. Nawet gdy mieliśmy z nim program w Radiu, z jakichś powodów przesył satelitarny do Ameryki został wyłączony. Nie wiem, czy to był przypadek.
Czy Ojca zdaniem obecne polskie władze dobrze nas reprezentują w Unii Europejskiej?
– To trudne pytanie. Za mało wiem, do tego trzeba znać całą sytuację. Myślę, że jest lepiej, niż było, ale nie mówię, że już jest tak, jak powinno być. Na pewno nie jesteśmy w pełni suwerenni. Jest więc pytanie, na ile możemy sobie pozwolić, czy też na ile nam pozwolą w tym systemie naczyń połączonych. Bardzo często rzeczywistość poznaje się po jakimś czasie. Widzimy wtedy, jakie popełniliśmy błędy, bo wierzyliśmy w to, co nam mówili. Niejednokrotnie myśleliśmy projekcją własnych pragnień.
Rząd zajmuje się głównie warunkami ekonomicznymi naszego funkcjonowania w UE, ale biernie podchodzi do takich spraw jak genderowa konwencja stambulska czy unijne zalecenia wymierzone w życie, małżeństwo i rodzinę.
– Tego się boję. „Niczym Sybir – niczym knuty i cielesnych tortur król! Lecz narodu duch otruty – to dopiero bólów ból!” – pisał Zygmunt Krasiński. Sprawy materialne są ważne, gospodarka jest ważna, rozwój jest ważny, ale to nie wszystko. Duch jest o wiele ważniejszy. Gdy człowiek jest dobrze wychowany, ma właściwy system wartości, wiarę w Pana Boga, wiedzę, ukształtowany charakter, jest uczciwy, to się podniesie, choćby wpadł w nędzę i wszystko stracił. Tak samo naród. A gdy stracimy ducha, to jesteśmy skończeni. Pozostaniemy takimi tylko „przeżuwaczami”. Patrzę z niepokojem na obecną reformę nauki. Przecież człowieka kulturalnego kształtuje humanistyka, a ona jest spychana. Nie wspiera się nauk humanistycznych, teologii, dobrej filozofii. Nie ma atmosfery wychowania sprzyjającej studiowaniu w duchu klasycznym. A to czyni człowieka arystokratą ducha. Bez tego człowiek może być bezwolnym automatem. Najważniejsze jest, dokąd idziemy duchowo. Święty Jan Paweł II bardzo chciał, żeby w traktatach tworzących Unię Europejską była mowa o korzeniach Europy – żeby tam był Pan Bóg i kultura judeochrześcijańska. Nie zgodzono się na to. Stąd pytanie, jakim właściwie tworem kulturowym, politycznym, gospodarczym jest ta obecna Europa. Kiedy mówiło się o „Europie ojczyzn”, to wszystkim nam odpowiadało. Ale później powiedzieli, że trzeba oddać suwerenność. I widzimy, że powoli tę suwerenność tracimy.
Na czyją rzecz?
– Widać bardzo wyraźnie, że dominują politycznie, gospodarczo, kulturowo i ideowo państwa silne, najbardziej Niemcy. Słyszałem, że nie tak długo po wojnie pewien bardzo ważny niemiecki polityk mówił, że „teraz trzeba inaczej”. Wtedy już przewidywał zjednoczenie kraju, wspólną walutę i nowe zwycięstwo Niemiec. Zastanawiam się, czy to wszystko nie idzie właśnie w tym kierunku. Mamy w Europie walkę z chrześcijaństwem i jego zasadami, demontaż duchowego dziedzictwa kontynentu, dominację lewicy, niszczenie rodziny, tradycji. Kiedyś lewica głosiła marksistowską „walkę klas”, a teraz jest walka ze wszystkim, z całą kulturą. Wszystko opiera się na negacji, jest „anty”. Mamy antykulturę, antypedagogikę, tak samo antyetykę, antysztukę itd. Człowiek nie jest już osobą, ale przedmiotem, polem dla robienia interesów. Zupełnie jakby się chciało doprowadzić do ruiny dotychczasowego porządku, wprowadzić totalny zamęt. I ktoś chce ten bałagan wykorzystać, by, jak się mówi, „w mętnej wodzie ryby łowić”. Niektórzy pytają, czy mamy już czasy ostateczne i rządzi nami Antychryst. Nie dziwię się tym pytaniom, gdy patrzę, jak wygląda nawet nasza, katolicka Polska. To, co się proponuje, to jest samobójstwo Europy. Ten libertynizm wydaje się jeszcze groźniejszy niż komunizm, bo tam zło było jasne, a teraz jest podane w powabnym opakowaniu, łatwe, miłe i przyjemne. Mówi się o „miękkim totalitaryzmie”. Musimy wszyscy to widzieć, żeby się nie łudzić, nie być naiwnym.
Wielu Polakom Europa kojarzy się z ich aspiracjami ekonomicznymi, cywilizacyjnymi. Tymczasem dla establishmentu UE należą do nich np. przywileje dla homoseksualistów.
– Już w starożytnym Rzymie rządzący dawali tłumom to, co one chciały: panem et circenses, „chleba i igrzysk”. Czyli dobrobyt i zabawa. Teraz też to jest. Często mówi się o „wartościach europejskich” i że trzeba ich bronić. Ale nikt nie mówi, jakie to wartości, co ma na myśli. To może bardzo wprowadzać w błąd, bo każdy myśli, że mowa jest o tych wartościach, które on sam wyznaje. I Stalin, i Hitler mieli swoje „wartości”, według których budowali rzeczywistość. Trzeba więc bardzo wyraźnie sformułować te wartości, żebyśmy wiedzieli, czy się na nie zgadzamy, czy to są te wartości, które są nam drogie, czy może zupełnie inna rzeczywistość.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: radiomaryja.pl,
Autor: mj