Przejdź do treści
Przejdź do stopki

O co chodziło Alicji Tysiąc?

Treść

Wypowiedzi z „Gościa Niedzielnego” miały – zdaniem oskarżenia - „wzniecić nienawiść i pogardę w gronie czytelników” w stosunku do Alicji Tysiąc. Sprawdź, co jeszcze zarzucano tygodnikowi.

Wyrok w sprawie „Tysiąc kontra Gość Niedzielny” jest już znany. Dla tych, którzy nie śledzili wcześniej sprawy, przedstawiamy analizę zarzutów oskarżenia oraz argumentów obrony na podstawie dokumentów procesowych, do których dotarliśmy.

Porównanie do hitlerowców

Według sędzi Ewy Soleckiej GN jest winien "bezprawnego porównanie pani Alicji Tysiąc do hitlerowskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za zagładę Żydów w obozie Oświęcim-Brzezinka oraz za męczeństwo Żydów w gettach". Choć sąd uznał, że porównanie było jedynie pośrednie, w rzeczywistości odnosiło się ono do nich sędziów ze Strasburga, a nie do Alicji Tysiąc.

Był to jedyny artykuł, w którym znalazło się jakiekolwiek porównanie do hitlerowców. Na początku opisano w nim wypoczynek hitlerowców w Międzybrodziu Bialskim, a na końcu podano komentarz stwierdzający, że sędziowie ze Strasburga „zapewne na weekendy jeżdżą w różne urokliwe miejsca”.

W artykule - przypominała obrona - nie ma żadnego porównania Tysiąc do kogokolwiek z hitlerowskich zbrodniarzy. Obrońca ks. Gancarczyka zaznaczał, że wywody oskarżyciela o porównaniu wypłaty sztrasburskiego odszkodowania do wykupywania Żydów z getta, były bezprzedmiotowe. Ale to właśnie rzekoma „nieadekwatność” porównania ratowania życia nienarodzonych dzieci do ratowania Żydów podczas II wojny stała się podstawą oburzenia i roszczeń w tej kwestii.

Aborcja jako zabójstwo

„Gość Niedzielny” został także postawiony pod ścianą za nazywanie aborcji zabójstwem. To, rzekomo, naruszyło dobra osobiste powódki, bo sugerowało, że Alicja Tysiąc jest „zabójczynią”. Artykuły „Gościa” miały w dodatku – zdaniem powódki – sugerować, że nie chciała swojego dziecka.

Tymczasem, jak przypomniała obrona, fakty w tej kwestii nie pozostawiały wątpliwości. - Powódka dokonała wyboru: hipotetyczne niepogorszenie słabego już wówczas wzroku postawiła ponad realnie istniejące już życie poczętej córeczki – wyjaśniał pełnomocnik pozwanych. Tym bardziej, że przytaczane przez Tysiąc w procesie diagnozy lekarskie wskazywały w sposób oczywisty, że nie było jednoznacznych wskazań usprawiedliwiających usunięcie ciąży, czego domagała się Tysiąc.

Broniąc prawa do nazywania rzeczy po imieniu, "Gość" powoływał się na oficjalne dokumenty Kościoła katolickiego, w których aborcja również nazywana jest zabójstwem. Przypomniano, że również w debacie publicznej funkcjonuje taka argumentacja, a podobne oceny są powszechne zarówno w dyskursie naukowym, jak i społecznym. Mecenas "Gościa" dowodził, że pisanie o aborcji jako o zabójstwie nie przekracza dozwolonej formy wyrażania opinii.

Sędzia uznała - jak wynika z relacji świadków obecnych na sali - że nie ma naukowych dowodów na to, kiedy zaczyna się życie ludzkie, więc nazywanie aborcji zabójstwem jest kwestią światopoglądową i każdy może mieć w tej kwestii swoje zdanie. Katolik może uważać, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, natomiast p. Tysiąc miała "prawo" uważać, że tak nie jest i dlatego "miała prawo" "w świetle obowiązującego prawa" do usunięcia ciąży (sic!).

Image Tysiąc zastrzeżony?

„Gościowi" zarzucono także upublicznienie zdjęcia Alicji Tysiąc. Publikacje miały stanowić bezprawną ingerencję w sferę życia prywatnego kobiety, a poprzez opublikowania jej zdjęcia - argumentowało oskarżenie - „Gość” miał narazić kobietę i jej rodzinę na straty moralne.

Problem w tym, że wizerunek Tysiąc był wcześniej wielokrotnie ilustracją tekstów o aborcji w ramach debaty publicznej, zainicjowała przez samą powódkę. Wielokrotnie występowała ona w wywiadach, ujawniając liczne szczegóły ze swojego życia osobistego. Stała się osobą publiczną i nie podejmowała jakichkolwiek działań, by temu zapobiec.

Przeciwnie, często zgadzała się na zamieszczanie swojego zdjęcia przy okazji wypowiedzi, które prezentowały proaborcyjny punkt widzenia. Oburzyła się dopiero wtedy, gdy w ramach debaty nad tym samym problemem, jej zdjęcie zamieścił katolicki tygodnik - argumentował obrońca ks. Gancarczyka.

Sąd uznał, że w tej sprawie obrona miała rację. Tysiąc - chce tego, czy nie - stała się osobą publiczną i rozpoznawalną dla większości Polaków zanim napisał o niej "Gość Niedzieny".

Mowa nienawiści

Bez ideologicznego zarzutu o "hate speech" nie mogło się obejść. Wypowiedzi, które wg popularnych lewicowych leksykonów „rozpowszechniają, podżegają, promują lub usprawiedliwiają nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm albo inne formy nienawiści oparte na nietolerancji” zgodnie z polskim prawem mogą być podstawą oskarżenia o stosowanie tzw. mowy nienawiści. Trudno jednak stwierdzić, do której z powyższych kategorii sąd zaliczył wypowiedzi opublikowane na łamach czasopisma.

Najistotniejsze w tym procesie było to - jak podkreślała obrona - że wypowiedzi, których dotyczył pozew nie stanowiły wypowiedzi o faktach. Były oceną pewnych powszechnie znanych i dyskutowanych zdarzeń. Chodziło w nich o okoliczności, w jakich Alicja Tysiąc próbowała dokonać aborcji, dlaczego nikt nie chciał jej dokonać, jak doszło do postępowania i wyroku przed Trybunałem w Strasburgu.

W żadnej z publikacji, których dotyczył proces nie doszło do ujawnienia jakiegokolwiek faktu z życia Alicji Tysiąc, który - połączony z jego oceną – nie byłby wcześniej znany opinii publicznej. W artykułach „Gościa Niedzielnego” znajdowały się jedynie oceny faktów, które nie powinny podlegać ocenie sądowej. Sąd jednak uznał, że jest inaczej.

Agnieszka Jaworska

Fronda 2009-09-23

Więcej na fronda.pl

Autor: wa

Tagi: alicja tysiac