Nowy rok, nowe twarze
Treść
Prawdopodobnie jedyna zmiana na stanowisku ministra konstytucyjnego nastąpi niebawem w Ministerstwie Gospodarki. Jego dotychczasowy szef Piotr Woźniak ma objąć stanowisko prezesa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. W resorcie zastąpi go pewnie znany polityk Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Diakonow, który otrzyma również tekę wicepremiera ds. gospodarczych. Musi tylko zakończyć swoje kłopoty z wymiarem sprawiedliwości.
Andrzej Diakonow ma najlepszy rodowód polityczny, jaki można sobie wymarzyć w Prawie i Sprawiedliwości: był członkiem Porozumienia Centrum. Jak pokazują przykłady Ludwika Dorna (wicepremier i szef MSWiA), Przemysława Gosiewskiego (szef klubu PiS), Adama Lipińskiego (sekretarz stanu w kancelarii premiera ds. kontaktów z parlamentem) czy Andrzeja Urbańskiego (szef Kancelarii Prezydenta RP), tacy ludzie mogą liczyć na zaufanie prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego. Wszystko dzięki temu, że w czasach, gdy braci Kaczyńskich nazywano oszołomami, a ich karierę polityczną oceniano jako raczej skończoną, oni byli wierni. W gronie byłych członków PC, którzy doszli do najwyższych stanowisk w państwie, nie ma Diakonowa. Powód jest prosty: VII Wydział Karny Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy prowadzi przeciwko niemu sprawę karną o niegospodarność w państwowym przedsiębiorstwie CIECH S.A. Nieoficjalnie wiadomo, że już niebawem sprawa zostanie umorzona, a wówczas na Diakonowa czeka intratna posada w rządzie.
Sprawka Kurczuka?
Andrzej Diakonow ma doświadczenie rządowe. Był sekretarzem stanu w resorcie gospodarki przestrzennej i budownictwa, a w czasach rządu Jana Olszewskiego pełnił funkcję tymczasowego kierownika tego resortu. Jako jeden z nielicznych polityków PiS ma wykształcenie ekonomiczne - skończył Szkołę Główną Planowania i Statystyki (dziś Szkoła Główna Handlowa). Po upadku rządu Olszewskiego znalazł pracę w Najwyższej Izbie Kontroli, gdzie został doradcą prezesa Lecha Kaczyńskiego. W 1998 r. został członkiem zarządu CIECH S.A. (zanim rozpoczął karierę polityczną, pracował w branży chemicznej). Zrezygnował z tej posady w 2001 r. Raz, że dostał miejsce na liście wyborczej Prawa i Sprawiedliwości (wybrany z Opola), a dwa, że zakładowa "Solidarność" za jego wiedzą złożyła do prokuratury doniesienie na dwóch innych członków zarządu CIECH-u. Czego dotyczyły nieprawidłowości? Zarząd chciał podwyższyć kapitał spółki i w tym celu zamierzał wyemitować akcje serii C. Bez wiedzy Rady Nadzorczej zawarł dwie umowy gwarancyjne ze spółką Cresco Financial Advisors Sp. z o.o., w których CIECH zobowiązał się do wypłaty łącznie 9 mln zł na wypadek, gdyby nie kupiła ona tych akcji. Do podwyższenia kapitału nie doszło, gdyż nie zgodziło się na to walne zgromadzenie akcjonariuszy. Minister skarbu zablokował transakcję, ponieważ w jej wyniku utraciłby kontrolę nad firmą.
Diakonow tłumaczy, że zarząd chciał podwyższyć kapitał spółki, by móc kupować np. przedsiębiorstwa z branży chemicznej wystawiane do prywatyzacji przez Ministerstwo Skarbu Państwa. Sam negocjował wówczas zakup Azotów Kędzierzyn. Pieniądze ze sprzedaży akcji serii C miały przejść do spółki zależnej CIECH Inwestycje, a nie do Cresco. Jak utrzymuje Diakonow, poza wiedzą jego i innych członków zarządu transakcja ta miała swój ukryty cel - Cresco miało stać się większościowym właścicielem CIECH-u. Prokuratura nie dała wiary tym tłumaczeniom i do prowadzonej od 2001 r. sprawy przeciw Pawłowi A. i Robertowi B. dokooptowała Diakonowa, wcześniej (grudzień 2003 r.) zwróciwszy się do Sejmu o uchylenie mu immunitetu poselskiego.
- Byłem zaskoczony, bo w sprawie występowałem jako świadek, a zarzuty stawiano komu innemu - tłumaczył wówczas poseł PiS. - Ja w tych działaniach nie uczestniczyłem - zapewniał.
Zdaniem jednego z polityków, nie było przypadku, by wniosek warszawskiej prokuratury zbiegł się w czasie z faktem, że ministrem sprawiedliwości był Grzegorz Kurczuk.
- Gołym okiem widać grę prokuratury - komentował wówczas obecny wicepremier Ludwik Dorn.
Dwa miesiące wcześniej Diakonow wraz z Kazimierzem Marcinkiewiczem zostali głównymi odpowiedzialnymi za tworzenie programu gospodarczego Prawa i Sprawiedliwości. To właśnie ten program wygrał ubiegłoroczne wybory parlamentarne.
Wicepremier równoważący
Diakonowa nie było wśród świętujących sukces wyborczy. Po aferze z uchyleniem immunitetu został odsunięty od działalności politycznej.
- U Kaczyńskich można mieć "drugą" żonę, ale nie wolno być podejrzanym o jakiś "przewał" - tłumaczy jeden z posłów PiS.
A Diakonow wciąż jest podejrzany i oskarżony. Ta sytuacja jednak niedługo ma ulec zmianie. Nieoficjalnie wiadomo, że sprawa ma zostać umorzona, a on sam oczyszczony z zarzutów. W sądzie już jest wniosek w tej sprawie.
Nikt w PiS nie chce oficjalnie dywagować o przyszłości Andrzeja Diakonowa. Jednak gdyby nie wydarzenia z grudnia 2003 r., byłby pewnym kandydatem na ministra w tym rządzie.
Prawdopodobnie kwestią miesiąca jest odejście z resortu gospodarki Piotra Woźniaka. On sam od początku nie ukrywał, że ministerialna teka nie jest dla niego; chciał zarządzać Polskim Górnictwem Naftowym i Gazownictwem. Kto więc obejmie jego resort? Kandydatura Piotra Naimskiego, obecnego sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki, też nie jest odpowiednia. Naimski, zresztą jak i sam Woźniak, najlepiej zna się na kwestiach związanych z gazem. PiS ma dość krótką ławkę, jeśli chodzi o sprawy gospodarcze, a na stanowisku osoby odpowiedzialnej za kształt gospodarki trudno sobie wyobrazić osobę "niepolityczną" - jak Mikosz, Lubińska czy minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka. Właśnie tutaj robi się idealne miejsce dla Diakonowa, tym bardziej że rząd nie ma również wicepremiera ds. gospodarczych.
- Wówczas w ścisłym kierownictwie rządu Kaczyński miałby dwóch PC-owców, równoważących ambitnego ZChN-owca Marcinkiewicza - tłumaczy jeden z naszych rozmówców, polityk PiS.
Wujkowska - tak, Gilowska - nie
Tak samo jak bardzo prawdopodobna jest kandydatura Diakonowa, tak zupełnie nieprawdopodobnie brzmią spekulacje prasowe na temat ewentualnych dymisji ministrów: skarbu - Andrzeja Mikosza, i finansów - Teresy Lubińskiej. Zarówno Mikosz, jak i Lubińska mają bardzo mocną pozycję u premiera, a bez niego nawet Jarosław Kaczyński nie może nic zmienić w Radzie Ministrów. Spory wewnątrz mniejszościowej "koalicji" (jak zwykł nazywać PiS poseł Gosiewski) nikomu nic dobrego nie przyniosą, więc o swój los oboje ministrowie mogą być spokojni.
- Przecież każda dymisja ministra osłabia gabinet, szczególnie mniejszościowy - tłumaczą związani z rządem politycy PiS, bardzo zaskoczeni doniesieniami m.in. "Gazety Wyborczej", a zwłaszcza nazwiskami potencjalnych następców. Mikosza miałby zastąpić obecny sekretarz Warszawy, przyszły jej komisarz Mirosław Kochalski, Lubińską - dawna ostoja Platformy Obywatelskiej Zyta Gilowska. Z nią PiS, według "Wyborczej", już jest ponoć dogadane. To jednak trafienie kulą w płot. Informacje równie "wiarygodne", jak te dotyczące kandydatury Wojciecha Wierzejskiego (posła LPR) na członka KRRiT. W ubiegłym tygodniu "Wyborcza" poświęciła tej sprawie całą stronę, by dzień później zamieścić króciutką informacyjkę, że jednak Wierzejski w Radzie nie zasiądzie.
Według naszych informacji, jedyną nową kobietą w rządzie, a właściwie w kancelarii premiera, będzie dr Hanna Wujkowska, która w końcu doczeka się zapowiadanej przez nas już dawno nominacji na doradcę ds. rodziny. A jej obecność w rządzie będzie dla premiera tym ważniejsza, że wiceminister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska znów naraziła się Lidze Polskich Rodzin wypowiedzią o ochronie obecnej, było nie było ułomnej, ustawy o ochronie życia.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-01-03
Autor: ab