Nowy premier, stara polityka
Treść
Gordon Bajnai objął wczoraj stanowisko premiera Węgier. Zastąpił Ferenca Gyurcsányego, który zrezygnował ze swojego stanowiska z powodu wystosowanego wobec niego wotum nieufności. Były minister gospodarki w obliczu kryzysu zapowiada głębokie reformy, których nie podjął się jego poprzednik. Natomiast zdaniem opozycjonistów, również Bajnai ponosi odpowiedzialność za brak wcześniejszych działań.
Nowy węgierski premier to osoba o podobnych poglądach jak były premier Ferenc Gyurcsány, jednocześnie dosyć młoda (41 lat), z krótkim stażem politycznym. Jest biznesmenem od lat należącym do partii socjalistycznej. - Nie oczekujemy, że nowy premier zrobi zbyt dużo - oświadczył Szabolcs Kerék-Bárczy, rzecznik prasowy opozycyjnej partii Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF). - Rząd nie posiada wsparcia ze strony społeczeństwa, bo spowodował szczególne problemy gospodarcze, które zostały powiększone przez globalny kryzys finansowy - dodaje. Zdaniem węgierskiej prawicy, socjaliści nie przeprowadzili niezbędnych reform. Bajnai również ich nie obiecał.
Sceptycyzm podziela Mariusz Bocian, politolog z Ośrodka Studiów Wschodnich, który informuje, iż "co prawda (Bajnai) jest politykiem innego formatu niż Gyurcsány, jednak można się spodziewać, że główne kierunki jego działania będą zbliżone do poprzednika". - Nie można wykluczyć, że Gyurcsány zachowa bardzo silne wpływy w partii socjalistycznej i mimo że zrezygnował z przewodnictwa tej grupie i teoretycznie wycofał się z pierwszego szeregu, będzie z dalszej pozycji sterował Bajnaiem - uważa Bocian. Z kolei nowy szef węgierskiego rządu podkreśla, że jest tylko kryzysowym premierem i jego rola ograniczy się do zwalczania recesji. Informuje również, że swoje stanowisko będzie piastował do przyszłorocznych wyborów, nie dłużej. Zdaniem Bociana, działania antykryzysowe w wykonaniu Bajnaia będą bardziej drastyczne dla społeczeństwa niż działania byłego premiera, który nie był skłonny zdecydować się na głębokie i jednocześnie bardzo kosztowne reformy, co sprowadza się do tego, że nowy premier miałby poświęcić się dla sprawy przeprowadzenia zmian.
Tymczasem nie jest pewne, czy następca Gyurcsányego przeprowadzi niezbędne reformy. - Należy zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście socjaliści i ich koalicjanci - liberałowie, mając na uwadze przyszłoroczne wybory, będą skłonni podejmować takie drastyczne i kosztowne dla społeczeństwa cięcia, w obawie o dalszy spadek sondaży przed wyborami - komentuje zapowiedzi Bajnaia Mariusz Bocian. - Nasuwa się pytanie, czy działania podejmowane będą pod kątem przyszłorocznych wyborów, czy rzeczywiście będą to antykryzysowe zabiegi - dodaje.
Ferenc Gyurcsány podał się do dymisji w zeszłym miesiącu z powodu, jak tłumaczył, nasilającego się kryzysu w Europie. Były szef rządu znany jest jednak z wielu kontrowersyjnych zachowań. W lutym ubiegłego roku w trakcie spotkania z premierem Rosji Władimirem Putinem podpisał umowę Gazpromu z MOL, która umożliwia budowę gazociągu South Stream biegnącego przez Węgry i będącego jednocześnie projektem konkurencyjnym dla gazociągu Nabbuco. Z kolei we wrześniu 2006 roku węgierskie media ujawniły informację z zamkniętego spotkania partii socjalistycznej, podczas którego Gyurcsány przyznaje, że fałszował informacje dotyczące stanu węgierskiej gospodarki. Mimo demonstracji i zamieszek przed budynkiem parlamentu premier nie zrezygnował z urzędu.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-04-15
Autor: wa