Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Nowe Westerplatte"

Treść

- Rząd polski musi niezwłocznie przedsięwziąć środki zaradcze, by przeciwdziałać wysuwanym przez Niemców roszczeniom. Należy centralnie uregulować kwestię roszczeń i wygospodarować z budżetu państwa kwotę konieczną do uregulowania spraw własnościowych - takie jest zdanie Ligi Polskich Rodzin na temat problemu roszczeń niemieckich na Ziemiach Odzyskanych.

Zdaniem LPR, potrzebne jest zagwarantowanie pomocy prawnej rodzinom, które mogą ucierpieć z powodu roszczeń niemieckich do czasu rozwiązania tej kwestii. Posłowie Ligi pojechali wczoraj do wsi Narty, gdzie dwie wielopokoleniowe rodziny otrzymały już wyroki sądowe i muszą opuścić swoje domy do końca 2008 roku.
W spotkaniu uczestniczyli państwo Głowaccy, jedna z poszkodowanych rodzin. - Sytuacja, w której znaleźliśmy się my wszyscy, Polacy, państwo Głowaccy jako rodzina, jest hańbiąca. To oznacza, że we wsi Narty odbywa się kolejne polskie Westerplatte, które dowodzi, że polskie państwo znów nie przygotowało nas do ekspansji niemieckiej, bo tak trzeba tę sprawę nazwać, bo tak ona wygląda - ocenił wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski. Politycy LPR chcą również wpisania w umowie koalicyjnej kwot potrzebnych do uporządkowania ksiąg wieczystych na ścianie północnej i zachodniej.
Jednym z pomysłów rządowych na przeciwdziałanie tej sytuacji jest projekt ustawy opracowywany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Jednak jak na razie resort zakłada, że aktualizacja wpisów w księgach wieczystych "nie wywoła skutków dla budżetu państwa i budżetów jednostek samorządu terytorialnego, gdyż potwierdza jedynie konieczność wykonania obowiązków już ciążących na podstawie innych ustaw oraz kreuje mechanizm ich egzekwowania".
Inne zdanie w tej sprawie prezentują starostowie. Starosta wrocławski Andrzej Wąsik mówi, że w jego powiecie na 160 tys. nieruchomości wyjaśnienia wymaga około 1000, i wskazuje, że gorsza sytuacja w tym względzie jest na Opolszczyźnie oraz Warmii i Mazurach. Chociaż nie wydaje się to dużo w skali całości, to jednak blokadą jest brak pieniędzy. - Gdyby były to sprawy czyste i proste, to do tej pory byłoby to zrobione. To są sprawy najczęściej skomplikowane, wątpliwe, w których brakuje dokumentów - zauważa starosta Wąsik. - Trzeba mieć dwóch dobrych prawników i jednego geodetę, aby sprawę prowadzić. Do tego dochodzą jeszcze koszty dokumentacyjne. Skarb Państwa, czyli administracja rządowa, wszędzie pozwalniał się z opłat, a administracja samorządowa musi za wszystko płacić. Dając nam robotę, nie zwalnia się nas z opłat - dodaje.
- Przy obecnej ilości podmiotów nie jesteśmy w stanie prowadzić planowej polityki działań i dopada nas tak zwana bieżączka i muszę wybierać między tym, co jest ważne na dzisiaj, a tym, co powinno się robić na długie lata - wskazuje starosta.
Grzegorz Lipka
"Nasz Dziennik" 2007-06-14

Autor: wa