Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nowa ustawa lustracyjna

Treść

Z prof. Januszem Kurtyką, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Wojciech Wybranowski

Przed kilkoma dniami prezydent podpisał ustawę o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego i za trzy miesiące zacznie obowiązywać nowa lustracja. Przyznam się, że zastanawia mnie, dlaczego zwolennikami otwarcia archiwów SB i pełnej lustracji w większym stopniu są byli żołnierze AK, WiN i NSZ, a w mniejszym działacze opozycji z lat osiemdziesiątych, podziemnej "Solidarności", którzy często odtajnieniu akt SB się sprzeciwiali.
- Sam się nad tym zastanawiałem. Pokolenie żołnierzy pierwszej i drugiej konspiracji to przecież pokolenie ludzi, którzy przeżyli dramatyczne doświadczenia z komunistyczną bezpieką. Jest to środowisko, w którym skala łamania ludzi przez UB po prostu przekracza naszą wyobraźnię. Wydaje się, że poparcie dla ustawy lustracyjnej ze strony tych ludzi należy oceniać, pamiętając o ich rozumieniu obowiązku służby i odpowiedzialności. Jest to chyba najlepsze polskie pokolenie ostatnich 300 lat. Uformowane w szkołach II Rzeczypospolitej, musiało zdawać egzamin przez całe dorosłe życie. Jego pryncypia - traktowanego poważnie obowiązku służby Ojczyźnie, patriotyzmu, odpowiedzialności - w codziennym życiu publicznym obecnie nie są traktowane całkiem poważnie, zaś dla żołnierzy AK, WiN czy NSZ są formacyjną oczywistością. Popieranie lustracji przez to pokolenie jest - jak to odbieram - dalszym ciągiem poczucia służby Polsce. Wydaje mi się zatem, że o ile ta generacja rozumuje bardziej przez pryzmat służby publicznej, o tyle generacja późniejsza, mająca wielkie zasługi w polskim marszu do wolności - opozycja lat 70.-80., patrzy na te kwestie w sposób bardziej zniuansowany. Choć przecież i w tym środowisku zdania na temat odtajnienia archiwów SB są podzielone i większość dawnych opozycjonistów poparła nową ustawę lustracyjną.

Prezydent Lech Kaczyński, mimo deklarowanych przez siebie zastrzeżeń, podpisał ustawę. Teraz odium jej realizacji w całości spada na Instytut Pamięci Narodowej. Dacie radę technicznie, organizacyjnie, logistycznie podołać takiemu zadaniu?
- Z całą pewnością pierwszy rok realizacji ustawy będzie to rok próby. Będzie dla Instytutu Pamięci Narodowej wielkim sprawdzianem organizacyjnym. Już obecnie podjęliśmy przygotowania programu informatyzacji Instytutu. Będziemy chcieli, aby dokonało się to na przestrzeni 2007 r., chcemy również, by w pierwszej kolejności doszło do digitalizacji podstawowych źródeł o charakterze ewidencyjnym. Tu współpraca ze służbami ochrony państwa będzie miała znaczenie kluczowe, ponieważ znaczną część tych materiałów trzeba wyjąć ze zbioru zastrzeżonego w sposób nienaruszający bezpieczeństwa państwa. Oczywiście trzeba stworzyć odpowiednią sieć komputerową i oprogramowanie, a zatem czekają nas przetargi, które można uruchamiać dopiero po zaistnieniu nowego stanu prawnego. Obowiązki nałożone na nas przez ustawę wymagają dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa i te środki finansowe są proponowane w budżecie IPN na rok 2007. Pod względem infrastrukturalnym i organizacyjnym z całą pewnością będzie to bardzo duże wyzwanie.
Rok 2007 będzie bardzo ważny dla nas również dlatego, że możliwe jest wystawienie w tym czasie zaświadczeń dla osób pełniących najważniejsze stanowiska w państwie, samorządach czy też zajmujących szczególnie ważne stanowiska z punktu widzenia życia publicznego. I wówczas może się okazać, że będzie to krok przesądzający o powodzeniu idei tej ustawy, społeczeństwo bowiem może zaakceptować fakt "oczyszczenia" swoich elit. Powyższe uwagi muszą być opatrzone podwójnym zastrzeżeniem. Po pierwsze, wynikają z faktu, iż obecnie dla IPN wiążąca jest ustawa podpisana przez pana prezydenta. Po drugie zaś, nie możemy jeszcze niczego przesądzać do końca, w związku z sygnalizowaną przez pana prezydenta możliwością nowelizacji, której zakres jeszcze nie został ujęty w konkretne propozycje ustawowe.

Środowiska postkomunistyczne, lewicowe wielokrotnie atakowały IPN, zmniejszano budżet, próbowano ograniczyć uprawnienia prokuratorów. Stąd też moje pytanie - czy nie obawia się Pan, że scedowanie właśnie na IPN ciężaru lustracji da tym środowiskom kolejny pretekst do ataków na Instytut? Niedawno Andrzej Celiński w stosunku do naukowców pracujących w IPN użył bardzo wulgarnych, obraźliwych słów...
- Ataki na pewno będą, nie powinniśmy mieć co do tego złudzeń. Nie sądzę też, żebym kiedykolwiek odpowiadał na wypowiedzi formułowane w języku knajackim.

Jeszcze lustracja nie weszła w życie, a już w niektórych środowiskach pojawia się zarzut, że zaświadczenia lustracyjne, do których wydawania obliguje IPN ustawa, będą przygotowywane na polecenie PiS w celu eliminowania przeciwników politycznych...
- IPN nie jest sterowany przez żadną partię polityczną. Ustawa jest tak skonstruowana, że IPN ma obowiązek kompetentnego udostępnienia informacji na temat tego, jakie dokumenty dotyczące danej osoby się zachowały. Zaświadczenie jest tak przygotowane, że IPN będzie zobowiązany pokazać całą chronologię relacji danej osoby z bezpieką. A więc może to być taka sytuacja, że ktoś był rozpracowywany przez całe życie albo rozpracowywany, a później zwerbowany, albo też zwerbowany, a później zerwał współpracę i był rozpracowywany - te wszystkie elementy przykładowo przeze mnie teraz podane będą w tym zaświadczeniu.

Z zaświadczeniami lustracyjnymi nierozerwalnie związana jest sprawa osobowych źródeł informacji (OZI). Część osób krytykujących nową ustawę lustracyjną podnosiła argument, iż nie jest możliwe precyzyjne określenie, czy dana osoba była świadomym współpracownikiem SB czy znalazła się w aktach jako osoba rozpracowywana, a może tylko była "gadułą". Z kolei pracownicy IPN przekonują, że zawartość archiwów SB pozwala na wyciągnięcie dość jednoznacznych wniosków...
- Wedle naszej wiedzy, opartej na dwuletnich już badaniach archiwoznawczych, prowadzonych w celu rozwikłania procedur biurokratycznych i zasad obiegu dokumentów, odtworzenia procedur formalnych i odpowiadających im dokumentów w SB, możemy powiedzieć, że osoba zarejestrowana jako OZI danej kategorii z całą pewnością miała świadomość, że kontaktuje się z bezpieką oraz że udziela SB informacji. Natomiast osoby te w 90 proc. przypadków nie były świadome tego, jaka kategoria współpracy została im przypisana. Ponieważ bezpieka funkcjonowała w sposób utajniony, utajnione były również zasady pracy pomiędzy poszczególnymi pionami bezpieki, a cóż dopiero między funkcjonariuszem prowadzącym i współpracownikiem. Z całą pewnością OZI nie wiedziały, jakie są kategorie współpracowników. Ktoś, kto był zwerbowany, nie znał terminów "tajny współpracownik", "gospodarz lokalu kontaktowego", "gospodarz skrzynki kontaktowej", "kontakt operacyjny" itd. Jeżeli jednak ktoś został zarejestrowany jako OZI danej kategorii, to z całą pewnością jest to osoba, która została zwerbowana do współpracy z SB.

Zwerbowana i kolaborująca z bezpieką?
- I tu tkwi problem. Nie jesteśmy w stanie w wielu przypadkach powiedzieć, czy po zwerbowaniu nastąpiła faktyczna współpraca. Relacje osoby zarejestrowanej przez bezpiekę mają dwa podstawowe aspekty: werbunek i współpracę. Możemy odtworzyć fakt werbunku w sposób nieulegający wątpliwości, natomiast dla ustalenia zakresu podjętej w konsekwencji współpracy potrzebne są dodatkowe dokumenty lub rozwinięte analizy tego, co się zachowało w dokumentach. I o tym trzeba zawsze pamiętać. Zaświadczenie zobowiązuje IPN do przedstawienia osób, które były zwerbowane; jeżeli są informacje co do losów danej osoby po werbunku, to w zaświadczeniu się one znajdą. W zaświadczeniu - przypomnę - nie będzie napisane, że ktoś był OZI, figurować natomiast będzie informacja, że ktoś był np. TW czy KO i w jakich latach, jakie materiały archiwalne się zachowały i jaka jest treść zapisów ewidencyjnych. OZI to po prostu zbiór wszystkich kategorii formalnej współpracy - a więc TW, KO i innych.

Profesor Andrzej Paczkowski jest zdania, że akta 90 proc. osób zarejestrowanych jako OZI zostały zniszczone, zachowały się tylko zapisy ewidencyjne.
- Myślę, że obecnie nikt w Polsce nie może w sposób zweryfikowany naukowo oszacować stopnia zniszczeń. Wydaje się, na podstawie wstępnych analiz dzienników archiwalnych SB z lat 60., 70. i 80., że był on mniejszy. Opinia profesora Paczkowskiego w swej drugiej części jest związana z tym, co mówiłem wcześniej o dwóch fazach tajnych sformalizowanych relacji z SB. O ile werbunek jesteśmy w stanie uzasadnić źródłowo w sposób niemal pewny, o tyle pokazać zakres współpracy będzie często bardzo trudno. To prawda. Z tym że trzeba pamiętać, iż istnieją takie rodzaje źródeł, które wieloletnią współpracę potrafią uprawdopodobnić albo udowodnić, nawet jeżeli teczka pracy została zniszczona. Zapisy w funduszu operacyjnym, w dzienniku rejestracyjnym, w kartotekach (np. ukazujące rejestracje danej osoby jako TW przez dwadzieścia lat wraz ze zmieniającymi się kilkoma oficerami prowadzącymi), w aktach administracyjnych (np. raporty danego pionu SB dla centrali wymieniające szczególnie wartościowych agentów), akta kontroli sieci agenturalnej, fragmenty meldunków danego TW dołączone do innych akt - to wszystko są przykłady źródeł, które uprawdopodabniają i udowadniają długoletnią współpracę mimo zniszczenia teczki pracy. Możliwości takie zatem są, choć często wymaga to czasochłonnych analiz. Są też oczywiście przypadki zniszczenia teczki pracy, którym towarzyszyły kwerendy archiwistów bezpieki, dążących do zniszczenia jak największej liczby dokumentów dotyczących danej osoby. Wówczas pozostają często tylko zapisy rejestracyjne. One wtedy dokumentują niewątpliwy werbunek i zwykle mogą dokumentować również okres współpracy z SB. W takich przypadkach dla oceny konkretnych zapisów trzeba będzie wykorzystywać istniejący i narastający metodyczny dorobek naukowców IPN, którzy potrafią już powiedzieć, jakie miejsce w procedurze werbunku zajmowały wpisy ewidencyjne.

W większości krajów dawnego bloku wschodniego przeprowadzono już lustrację. Najodważniejszą procedurę zastosowano na Słowacji, gdzie wszystkie dokumenty "wrzucono" do internetu. Czy realizując ustawę lustracyjną, pracownicy IPN będą korzystać ze wzorców słowackich lub też niemieckich, związanych z "ustawą Gaucka"?
- Ustawa, którą podpisał pan prezydent, w części czerpie ze wzorców niemieckich, cała struktura ujawnienia agentury jest bowiem nawiązaniem do "ustawy Gaucka". Są też szczegółowe rozwiązania wprost zaczerpnięte z rozwiązań niemieckich - na przykład zapis mówiący o tym, iż pracodawca może zapytać IPN o przeszłość swojego pracownika. Z tym że w Niemczech te zaświadczenia nie są jawne, w Polsce będą publikowane w internecie. Można powiedzieć, że rozwiązania, które wcześniej w Polsce obowiązywały, kreowały model lustracyjny odbiegający od rozwiązań przyjętych w Europie Środkowej - model procedury karnej i sądu karnego. Takie rozwiązania obowiązywały tylko w Polsce. Rozwiązania nowej ustawy dostosowują polską praktykę do tego, co dzieje się w Niemczech czy na Słowacji, są może w niektórych przypadkach nieco bardziej odważne, ale generalnie są zbliżone. Jeżeli chodzi o model słowacki, to muszę jednak powiedzieć, że jestem wobec niego bardzo sceptyczny. Słowacy umieścili w internecie dzienniki ewidencyjne bez komentarza; z tych materiałów nie wynikają okoliczności współpracy z bezpieką osób, które tam figurują, co jest krzywdzące dla zwerbowanych, którzy następnie odmawiali współpracy. Polska ustawa ma dwie główne grupy problemów związanych z OZI. Po pierwsze - zaświadczenia (pozwolą one na oddzielenie "zdrajców" od "ofiar" i na ukazanie niuansów kontaktów danej osoby z bezpieką), po drugie - lista osób traktowanych jako OZI, i są to dwa zupełnie odrębne problemy. Ten drugi problem - nałożenie na IPN obowiązku opublikowania listy wszystkich osób traktowanych jako OZI - jest bardzo kłopotliwy, bowiem w ustawie nie zostało sprecyzowane, w jaki sposób ta lista powinna być publikowana. Reprezentuję pogląd, że nie powinny to być tylko: imię, nazwisko, data urodzenia, imię ojca i nic więcej. Trzeba sprecyzować także inne fakty, np. okres współpracy, nazwiska oficerów prowadzących i ewentualne okoliczności zerwania współpracy z SB. Wówczas osoba, która była zwerbowana, ale współpracę z SB udało się jej zerwać, uzyska swoistą dokumentację swego "wyzwolenia" z tych kontaktów, mimo iż na liście się znajdzie. W ten sposób odróżni się od osoby, która z bezpieką współpracowała np. przez dwadzieścia lat. Tu jest główny problem, który IPN będzie musiał pokonać przy konstruowaniu listy osób traktowanych przez bezpiekę jako OZI.

Lustracja zacznie obowiązywać za trzy miesiące. Wśród osób, które znajdą się w pierwszej grupie lustrowanych, będą dziennikarze, dziennikarze otrzymają również prawa wglądu w akta IPN. Już dzisiaj wielu z nich interesuje się możliwością zajrzenia w teczki SB, zarówno swoje, jak i - równie chętnie - kolegów czy konkurencji z innych gazet. Czy IPN w jakiś sposób przygotowuje się do odtajnienia tych "dziennikarskich" teczek, prowadzi kwerendę w zbiorach...
- IPN nie może antycypować zainteresowania konkretnymi osobami. Jeżeli dany dziennikarz był tajnym współpracownikiem, to odszukanie takiej osoby zazwyczaj nie jest zbyt trudne, ponieważ albo zachowała się teczka, albo zachowały się odpowiednie zapisy ewidencyjne odsyłające do źródeł. Będziemy więc reagowali na zgłaszane przez dziennikarzy wnioski o udostępnienie materiałów archiwalnych. Ponieważ ustawa daje im prawo dostępu do archiwów IPN, naszym obowiązkiem będzie to umożliwić. Zdajemy sobie sprawę z tego zainteresowania. IPN ze swojej strony również będzie prowadził w tych sprawach programy badawcze. Na przełomie lat 2006/2007 ogłosimy założenia dużego projektu, którego celem będzie zbadanie oddziaływania lub prób kontrolowania przez SB środowisk twórczych i naukowych, w tym również dziennikarzy. Z całą pewnością będziemy publicznie zdawali sprawę z realizacji kolejnych etapów tego projektu, w który zaangażowali się znani naukowcy oraz spora grupa badaczy pracujących w IPN i poza IPN.

Kiedy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, wspominał Pan, że przekazywanie IPN teczek osób związanych z Informacją Wojskową czy WSW (Wojskowa Służba Wewnętrzna) przez wówczas jeszcze funkcjonujące Wojskowe Służby Informacyjne idzie bardzo opornie, że są spore opóźnienia. Czy po zlikwidowaniu WSI ta sytuacja się poprawiła?
- Jestem dużo większym optymistą co do realizacji tego programu. IPN ma czytelne i wiarygodne deklaracje współpracy ze strony kierownictwa MON i osobiście ministra Radosława Sikorskiego. Rozpoczynamy działania zmierzające do realizacji tych deklaracji. Z pewnością będziemy chcieli prowadzić kwerendy i weryfikacje w archiwum wojskowym w Rembertowie. Objęcie stanowiska likwidatora WSI przez Antoniego Macierewicza było bardzo znaczącym krokiem w kierunku rozpoznania przez nas archiwaliów wojskowych, które powinny być przekazane do IPN. Okazało się, że są nie tylko archiwalia, które zostały przez kierownictwo WSI umieszczone niepotrzebnie w zbiorze zastrzeżonym, ale również takie, które nie trafiły nawet do tego zbioru. W ciągu najbliższych kilku tygodni wespół z ministrami Antonim Macierewiczem i Witoldem Marczukiem będziemy starali się sfinalizować przekazanie tych archiwaliów do IPN. Mógłbym chyba obecnie powiedzieć, iż transformacja w służbach wojskowych niezbyt dobrze wpływa na częstotliwość przekazywania nam tych dokumentów, natomiast stopień rozpoznania tego, co należałoby przekazać do IPN, wzrósł bardzo znacząco.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-11-17

Autor: wa