Nowa szkoła według Obamy
Treść
Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama wyraził w ostatnim czasie głębokie niezadowolenie z poziomu edukacji w swoim kraju. Jednocześnie wezwał do reformy szkolnictwa, dzięki której nagradzani byliby dobrzy nauczyciele, a źli zastępowani. Jednocześnie reforma pomogłaby ustalić jednolity poziom standardów edukacji w całym kraju. Nowe pomysły prezydenta spotkały się z krytycznym przyjęciem przez środowiska pedagogiczne.
Przemawiając do związków nauczycielskich, Obama wezwał je - a także rodziców i urzędników - do tego, by zatrzymać stały spadek poziomu kształcenia w Ameryce. Jak stwierdził, stan ten jest nie do utrzymania dla ekonomii, nieodpowiedni dla demokracji i nie do zaakceptowania przez uczniów. W swoim przemówieniu prezydent podkreślał znaczenie zmieniających się warunków w publicznym szkolnictwie, a także obiecał przyjrzenie się błędom, jakie popełniły obie partie za czasów swoich rządów, reformując tę sferę. - Zbyt wielu zwolenników mojej partii opierało się pomysłom nagradzania dodatkowymi pieniędzmi za wybitne osiągnięcia w nauczaniu, mimo że mogłoby to wiele zmienić w szkołach. Zbyt wielu Republikanów sprzeciwiało się nowym inwestycjom w edukację najmłodszych, chociaż ewidentnie istnieje taka potrzeba - krytykował swoich poprzedników Obama.
W szybkim zrealizowaniu reformy edukacji ma pomóc 100 miliardów dolarów przeznaczonych na szkolnictwo ze słynnego już pakietu stymulującego gospodarkę. Tak olbrzymia kwota z całą pewnością pozwoli Obamie oraz jego sekretarz edukacji Arne Duncan wywierać duży wpływ na zmianę systemu, który do tej pory zarządzany był przez władze stanowe i lokalne. Szef prezydenckiego biura Rahm Emanuel wyjaśnia, że podstawowym celem takich działań jest potrzeba obalenia panującego do tej pory w szkolnictwie status quo. W jego opinii, poszczególne okręgi nie radziły sobie odpowiednio z reformą tej dziedziny życia. Wszystko wskazuje więc na to, że receptą na kiepskie wyniki jest scentralizowanie władzy nad wszystkimi krajowymi szkołami w Waszyngtonie.
Część pomysłów dotyczących edukacji Obama przedstawił już w czasie swojej kampanii wyborczej. Niestety, wiele z nich jest określanych mianem niebezpiecznych eksperymentów. Szczególne obawy budzi propozycja wydłużenia dnia szkolnego na wzór niektórych państw azjatyckich. Celem tego zabiegu ma być osiąganie przez uczniów lepszych wyników na testach kontrolnych, których to poziom jest znacznie wyższy w dużej części Azji. Komentatorzy zauważają, że pomysły te są całkowitym odwróceniem dotychczasowego porządku, a język, jaki nowy prezydent stosuje, mówiąc do nauczycieli, jest używany zazwyczaj w stosunku do ich wychowanków. Dotychczas za swoje kiepskie wyniki odpowiadał sam uczeń i musiał np. powtarzać klasę. Dziś, jeśli jakiś uczeń nie będzie sobie radził z nauką, może okazać się to winą nauczyciela i wówczas straci on pracę.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-03-14
Autor: wa