Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Notatki o kulturze

Treść

Gdy w 1999 r. podjąłem się pisania cotygodniowych "Notatek o kulturze", postanowiłem sobie, że będę skupiał uwagę na kulturze polskiej. Dlatego w ciągu tych 7 lat napisałem tylko kilka, dosłownie kilka, "Notatek" odnoszących się do literatury czy sztuki obcej. Były to materiały dotyczące wydarzeń kulturalnych, które uznałem za wyjątkowe, piękne, wspaniałe, wzniosłe, wydarzeń, które mnie jakoś poruszyły. Wśród nich pojawił się jeden materiał, którego bohaterem stał się William Faulkner. Dziś znowu do niego wracam.
Ten pisarz zachwycał mnie we wczesnej młodości. Jego książki czytałem nocami ukryty pod kołdrą z latarką. "Połknąłem" je wszystkie w kilka lat i ta estetyczna, a można by powiedzieć, że i duchowa, strawa dała mi bardzo wiele na długie lata. Gdy teraz wracam po dwudziestu, trzydziestu latach do lektur tamtych dni, jestem najczęściej rozczarowany. Książki, które wtedy mnie zachwycały, obecnie często uznaję za "takie sobie" lub nawet budzą mój niesmak (jak np. powieści Remarque'a). Gdy więc pod koniec 2006 r. zacząłem ponowną lekturę powieści Faulknera, przystępowałem do niej z obawą - czy nie upadnie kolejny mit mojej młodości?
Na pierwszy ogień poszedł "Intruz". Książka ta zachwyciła mnie tak jak kiedyś, olśniła i porwała. Każdy akapit, każde zdanie to majstersztyk, to estetyczna uczta. Faulkner ucieka raczej od rozważań teoretycznych, rzadko filozofuje, ale gdy to robi, jego uwagi są celne i mądre. Zachwyciły mnie opisy, drobiazgowe, bardzo poetyckie ujęcia obrazów roztaczających się przed oczami bohaterów, dotykające stanu ich serca i nastrojów, kreślące mistrzowsko tę nieuchwytną atmosferę powieści, która udziela się czytelnikowi, przenosząc go w jej świat w sposób zaskakująco głęboki.
Pomiędzy takimi opisami znalazłem między innymi krótką refleksję autora dotykającą w sposób uniwersalny głównych problemów naszych czasów, problemów już nie tyle indywidualnych, ile społecznych i cywilizacyjnych. Pisze on: "... jednomyślnie, zgodnie, bez zastanowienia wszyscy siłą wpychamy naszą wolność w ręce pierwszego nadarzającego się demagoga - a jeśli człowiek nie ma pod ręką tego demagoga, sam niweczy swoją wolność i wymazuje jej obraz sprzed swoich oczu i ze swoich widnokręgów, a nawet z pamięci z obłąkańczą jednomyślnością, jakby wszyscy wspólnie zadeptywali płonącą w bliskim sąsiedztwie łąkę".
No cóż. Obyśmy to zauważali. Obyśmy przepędzili wszystkich demagogów i stając w prawdzie, borykali się odważnie z własną wolnością. My, katolicy, wiemy, że ta płonąca łąka jest gorejącym krzewem, że to wzywa i powołuje nas Bóg, abyśmy swoją wolność przekuwali i kształtowali w taki sposób, aby jak najbardziej upodobnić się do Niego.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-02-01

Autor: wa