Nominacja w ręku premiera
Treść
Antoni Macierewicz, były minister spraw wewnętrznych, pierwszy raz zabrał publicznie głos po tym, gdy media rozpisały się o nominacji dla niego jako pełnomocnika do likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Nominacji wciąż nie ma, ale wszystko wskazuje na to, że będzie.
Pytanie o nominację dla Antoniego Macierewicza sprawiło, że sala warszawskiego baru "Paragraf", gdzie przed 30 laty spotykali się obrońcy sądzonych robotników Ursusa, pękała w szwach. Tam właśnie m.in. Macierewicz, Ludwik Dorn i Piotr Naimski zorganizowali konferencję w rocznicę pierwszych procesów. Dziennikarzy interesowało jednak głównie to, co były szef MSW i lider Ruchu Katolicko-Narodowego ma do powiedzenia o swojej kandydaturze na pełnomocnika do likwidacji WSI.
- W tej sprawie mój komunikat jest bardzo krótki i oczywisty: to jest kwestia, która pozostaje w dyspozycji i gestii premiera rządu RP - lakonicznie odpowiadał na pytania dziennikarzy.
Informacji tej nie chciał potwierdzić również wicepremier Dorn.
- Myślę, że to człowiek, który wie, na czym polega funkcjonowanie struktur bezpieczeństwa państwa, zna powiązania funkcjonariuszy WSI z wieloma sprawami, ale proszę zwolnić mnie od odpowiedzi na pytanie, czy powinien objąć to stanowisko - mówi pytany o Macierewicza koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann.
- Szukam kogoś, kto naprawdę zlikwiduje te służby, kto jest odważny, zdeterminowany, na pewno nie ulegnie żadnym naciskom - tak mówił wcześniej o kandydacie na stanowisko "likwidatora WSI" premier Kaczyński.
Sam Macierewicz chwali ustawy prezydenckie, jakie przyjął parlament celem likwidacji WSI. Dodaje, że konieczne jest szybkie zlikwidowanie tych służb "odpowiedzialnych za szereg afer".
- Miałem możliwość to sprawdzić choćby jako szef speckomisji zajmującej się sprawą handlu bronią - mówił.
Macierewicz zdementował też doniesienia "Gazety Wyborczej", jakoby miał kłopoty z certyfikatem dostępu do informacji niejawnych. Wydaje go Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego na okres trzech lat, ale może zawiesić, gdy wobec posiadacza toczy się np. postępowanie karne. Tak było ostatnio z byłym już prezesem PGNiG Bogusławem Marcem. Gazeta insynuowała, że Macierewicz może być podejrzany o przecieki z komisji śledczej ds. PKN Orlen, a także w śledztwie prokuratorskim w sprawie ujawnienia informacji z biura Rzecznika Interesu Publicznego, czyli tzw. listy Nizieńskiego.
- Nie ma żadnego problemu z moim certyfikatem, jest ważny do listopada czy grudnia 2007 r. i nie jest w żaden sposób kwestionowany - zapewnił wczoraj dziennikarzy Macierewicz.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-07-18
Autor: wa