Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nobel za dziecko z próbówki

Treść

Tegoroczną Nagrodę Nobla z dziedziny medycyny otrzymał Robert G. Edwards za opracowanie metody zapłodnienia in vitro. Jak wyjaśnia Komitet Noblowski, nagrodę tę przyznano ze względu na to, iż osiągnięcia doktora Edwardsa "uczyniły możliwym leczenie bezpłodności", czyli schorzenia, które dotyka blisko 10 proc. par na całym świecie. Jak podkreślają eksperci, wręczenie Nagrody Nobla Edwardsowi w znacznym stopniu ułatwi powielanie wspomnianego kłamstwa, że zapłonienie tą metodą jest sposobem na leczenie bezpłodności.
Jak czytamy na stronie Komitetu Noblowskiego, odkrycie Edwardsa do tej pory pozwoliło przyjść na świat już blisko czterem milionom osób. "Wielu z nich jest teraz już dorosłych, część doczekała się swojego potomstwa" - donosi komitet. Jak uzasadnia przyznanie nagrody szwedzkie jury, wynalezienie tej metody sztucznego zapłodnienia było krokiem milowym w medycynie. Zagadnieniem płodności Edwards zajął się około roku 1960, pracując na Uniwersytecie w Cambridge. Pierwszego sztucznego zapłodnienia dokonał w 1968 roku. O tym, że jest to wyjątkowo zawodna metoda, świadczy fakt, że pierwsze dziecko poczęte przy jej pomocy urodziło się dopiero 10 lat później. W 1980 r. Edwards założył własną klinikę in vitro, która miała rozwijać nową technologię.
Dalej sztokholmski komitet skupia się już na samym problemie niepłodności. Przypomina, że dotyka on blisko 10 proc. par na całym świecie. Stwierdza, że już na początku swoich prac brytyjski naukowiec zdał sobie sprawę, iż in vitro może być "skuteczną terapią w leczeniu niepłodności". Jak podkreślają eksperci w tej dziedzinie, po raz kolejny spotykamy się z błędnym nazywaniem sztucznego zapłodnienia - leczeniem niepłodności. Decyzję o przyznaniu Robertowi G. Edwardsowi Nagrody Nobla jako "kompletnie nie na miejscu" ocenił przewodniczący Papieskiej Akademii Życia ks. abp Ignacio Carrasco de Paula. Jak zaznaczył w rozmowie z agencją Ansa, bez Edwardsa "nie byłoby na całym świecie wielkiej liczby zamrażarek pełnych embrionów, które w najlepszym razie oczekują na przeniesienie do macic, ale co bardziej prawdopodobne - zostaną porzucone, by umrzeć". - I to jest problem, za który odpowiedzialny jest nowy laureat Nobla - podkreślił duchowny. Jak dodał, bez Edwardsa nie byłoby też handlu oocytami ani "obecnego zamieszania wokół zapłodnienia in vitro, gdzie dochodzi do niepojętych sytuacji, jak dzieci urodzone przez babcie czy surogatki".
- Powiedziałbym, że Edwards w zasadzie nie rozwiązał problemu bezpłodności, który jest problemem poważnym - ani z punktu widzenia patologii, ani epidemiologii. Jednym słowem, nie sięgnął do głębi problemu, znalazł rozwiązanie, obchodząc problem bezpłodności - wskazał szef Papieskiej Akademii Życia.
Łukasz Sianożęcki, PAP
Nasz Dziennik 2010-10-05

Autor: jc