Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nikt z nas nie może powiedzieć o sobie, że jest pokorny...

Treść

Często temat pokory podejmuje się od strony ideału moralnego, uważając ją za cnotę moralną. Takie rozumienie pokory miał np. św. Tomasz z Akwinu. Cnota jako sprawność, którą można w sobie wypracowywać przez ćwiczenie, nie odpowiada temu, czym jest pokora, bo odnosi się ona do czegoś o wiele głębszego. Jest postawą objawiającą prawdę życia. Bardzo zdecydowanie pisze na ten temat Henri de Lubac:

Nie należy jej [tj. pokory] rozumieć jako zwykłą cnotę moralną. Jest to podstawowa dyspozycja, stanowiąca fundament, na którym opiera się cały gmach. … pokora jest cnotą bierną: jest dyspozycją do przyjęcia tego, co nie może narodzić się z ludzi ani z pożądliwości ciała, ani z woli mężczyzny (J 1,13), przyjęcia Daru, który zstąpił (Ef 4,9n).

Jeżeli potraktujemy ją jako coś, co sami zdobywamy i możemy posiadać, to tym samym wpadamy w pychę. Spotykamy się wówczas z paradoksem, im bardziej zdobywamy „cnotę pokory”, tym bardziej stajemy się pyszni. Żeby nie popaść w ten paradoks, trzeba uznać, że pokora nie jest cnotą moralną, lecz jest czystym darem od Boga, co Henri de Lubac wyraża określeniem „cnota bierna”. Kiedy wiemy, że nie jest ona nasza zasługą, znika podstawa do pysznienia się.

Doroteusz z Gazy wychodząc z ogólnej prawdy, że wszelkie dobro, jakie w nas jest, pochodzi od Boga, wskazuje, jak należy się uczyć pokory:

Bo jest oczywiste, że człowiek pokorny i pobożny jest świadomy, że nic dobrego nie może zdziałać mocą własnej duszy bez pomocy i opieki Bożej, nie przestaje wciąż błagać Boga o zmiłowanie. A ten, kto nieustannie się modli, jeśli zdoła coś zrobić dobrego, wie, skąd jest ta zdolność i nie może się chwalić ani przypisywać tego własnym siłom; ale Bogu przypisuje każdy dobry czyn i Jemu ciągle dziękuje, i stale Go błaga, drżąc, aby nie utracić Jego pomocy, bo wtedy by się okazała jego własna słabość i niemoc. I tak z pokory się modli, a z modlitwy czerpie pokorę, i wciąż im lepiej czyni, tym bardziej się upokarza, a im bardziej się upokarza, tym większej doznaje pomocy i tym dalej postępuje z powodu pokory.

Z tego powodu, że pokora jest czystym darem od Boga, nie możemy sami ocenić wielkości pokory w naszym sercu. Nikt z nas nie może powiedzieć o sobie, że jest pokorny. Pycha, która jest przeciwieństwem pokory, zawiera w sobie spojrzenie oceniające. Jeżeli podejmujemy takie oceniające patrzenie na siebie w zestawieniu z innymi albo z jakimś ideałem, przestajemy być prawdziwie pokorni. Nie oznacza to jednak, że człowiek pokorny nie potrafi niczego ocenić, czy to postawy, czy nawet cech drugiego człowieka i swoich własnych. Potrafi i to nawet lepiej niż ktokolwiek inny, ale jego ocena ma zawsze charakter roboczy – nieosądzający innych.

Pokory trzeba się nieustannie uczyć między innymi przez powstrzymywanie się od osądów:

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone (Łk 6,37).

Pokora jest dla nas drogą i jednocześnie zadaniem. Trzeba się do niej przysposabiać bardzo konkretnie przez sposób życia. Powstaje oczywiście pytanie: Jak i co robić? Jak żyć? Bo o tym, że nie jesteśmy pokorni, wiemy. Każdy z nas wychodzi z sytuacji braku pokory, każdy z nas jest obciążony pychą. Powstaje dylemat: albo musimy czekać, że Pan Bóg wleje nam w serce łaskę pokory, albo sami podejmiemy jakieś działanie. Jeżeli podejmiemy je z ambicją osiągnięcia pokory, to tym samym jakoś ją w sobie podważamy. Sama intencja bycia pokornym, nie jest całkowicie czysta, pozbawiona pychy. I niestety w pokorze musimy się na to zgodzić. Nie jesteśmy w pełni pokorni i jedynie uczymy się jej nieudolnie. Kiedy na drodze pokory podejmujemy pewne działania, nie są one metodami czy środkami jej zdobywania, ale są rodzajem ćwiczeń, podczas których ujawnia się z jednej strony miara naszej pychy, a z drugiej nasza otwartość na prawdę w wymiarze życiowym, która wskazuje na osiągnięty stopień pokory.

W omawianym początku drugiego rozdziału Listu do Filipian (zob. s. 27) św. Paweł wzywa nas, abyśmy mieli tego samego ducha, który był w Chrystusie Jezusie. Wyraził się on postawą pokory. Nie będąc pokornymi, możemy jednak wybierać odpowiednie działania i postawy, które nas w pokorę wprowadzają. Powinniśmy te postawy przyjmować po to, żeby robić w swoim sercu miejsce dla pokory. Święty Paweł podaje nam konkretne zasady postępowania. Pierwsza mówi: „uważaj drugiego za wyżej stojącego od siebie” (zob. Flp 2,3). Można ją sprowadzić do czysto zewnętrznego zachowania: uniżenia się i wycofania. Może ona stać się jedynie rodzajem gry, czy kurtuazji, jak to jest w niektórych kulturach. Bywa ona wówczas jakimś wewnętrznym zakłamaniem.

Zgodnie jednak z apelem św. Pawła i w zgodzie z naszą świadomością, że nie jesteśmy pokorni, podejmujemy takie działanie nie dlatego, żeby „wypełnić zasadę grzeczności”, ani dlatego, żeby uchodzić za pokornych, ale dlatego, aby uczyć się pokory. Wcale się nie spodziewamy, że czyniąc tak, drugi, trzeci czy kolejny raz, już stajemy się pokorni, że już osiągamy jakiś stopień pokory. Nie musimy siebie oceniać, na ile jesteśmy pokorni. Taką ocenę trzeba zostawić Panu Bogu. Po prostu cierpliwie ćwiczmy się w tym, co do pokory prowadzi i właściwie jest jej przejawem.

W podobny sposób dziecko uczy się mówić czy robić cokolwiek. Obserwuje ono rodziców i starszych, a następnie naśladuje to, co oni robią. Podobnie i my wpatrujmy się w postawę Jezusa i starajmy się w swoim życiu ją naśladować. Z doświadczenia wiemy, że czasami dziecko jest w stanie wypowiedzieć logicznie jakąś sentencję zbudowaną ze skomplikowanych pojęć, co zdumiewa dorosłych. Natomiast dziecko może wcale nie rozumieć wypowiadanych słów, lecz coś zasłyszanego potrafi wspaniale powtórzyć, konstruując poprawne gramatycznie zdanie. Dziecko uczy się sensu i znaczenia słów, patrząc na reakcję ludzi. Jednocześnie nie ma ono ambicji bycia wielkim filozofem. Ono się po prostu uczy się języka i znaczenia słów, powtarzając i stopniowo konstruując własne wypowiedzi. Z czasem przyswoi sobie język i będzie się nim posługiwać w sposób świadomy, wiedząc, co znaczą słowa a także sposób ich wypowiadania. To wymaga jednak dużo czasu. Język staje się dla dziecka stopniowo czymś naturalnym, własnym, czym się posługuje na co dzień. Słyszane i wypowiadane słowo stopniowo je kształtuje i staje się niejako jego naturą.

Podobnie wytrwale staramy się powtarzać te postawy, uznając je za ćwiczenia, uczyć się w ten sposobu przyswajać tego samego ducha, wchodzić w tę samą miłość, która była w Chrystusie. Do tego nawołuje nas św. Paweł. W cytowanej wcześniej radzie, aby innych oceniać za wyżej stojących od nas, nie chodzi o bezwzględną ocenę, gdyż nie do nas należy ocena ani siebie, ani tym bardziej innych, ale o sposób odnoszenia się do naszych bliźnich.

W tradycji monastycznej uważanie innych za lepszych od siebie należało do elementów ćwiczenia się w pokorze. Doroteusz z Gazy pisze:

Pierwszy rodzaj pokory polega na uważaniu swego brata za rozumniejszego i we wszystkim lepszego od siebie, i w ogóle – jak powiedział pewien święty – na stawianiu się poniżej wszystkich. A drugi rodzaj pokory to przypisywanie wszelkich dobrych uczynków Bogu. To jest doskonała pokora świętych.

Ostatecznie o prawdzie naszego istnienia rozstrzyga odniesienie do Boga. W średniowiecznym traktacie pt. Chmura niewiedzy anonimowy autor nieco inaczej rozróżnia pokorę niedoskonałą i doskonałą. Ta pierwsza wyrasta z poczucia własnej nędzy i grzeszności. Druga natomiast z świadomości ogromu Bożego miłosierdzia. Ta dopiero jest pełnią pokory. Jest ona czystym darem i przypomina dar kontemplacji. Wystarczy jednak, że człowiek przez moment ją osiąga, aby pamiętając o niej trwać w pokorze niedoskonałej. Autor pisze dalej: „bez pokory niedoskonałej jest rzeczą niemożliwą dla grzesznika osiągnąć ani zachować tę, która jest doskonałą”.

Do szczególnego ćwiczenia się w pokorze należy także np. napomnienie braterskie. Jest ono naszym obowiązkiem wynikającym z nakazu Pisma Świętego (zob. Kpł 19,17; Mt 15–17; Ga 6,1n), jednocześnie wymaga ono pokory. Trzeba bowiem do drugiego człowieka podejść i powiedzieć mu trudną prawdę w taki sposób, żeby go nie niszczyć. W sposobie mówienia musi chodzić o prawdę, a nie o to, żeby mu coś wykazać i samemu wykazać swoją wyższość i swoje racje. Napomnienie braterskie wymaga pokory.

Drugie wskazanie praktyczne św. Pawła ze wstępu do Hymnu o kenozie mówi o potrzebie „patrzenia nie tylko na własne sprawy, ale także i drugich” (zob. Flp 2,4). Pycha w istocie jest owocem skon­cen­tro­wa­nia się na sobie. Pokora, podobnie jak miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą… nie szuka swego… nie cieszy się z nie­spra­wie­dli­woś­ci, lecz współweseli się z prawdą (zob. 1 Kor 13,4–6). Sztuka wnikania w potrzeby i pragnienia drugiego jest wielką szkołą pokory. Jednocześnie jest podstawą więzi miłości. Jeszcze Arystoteles mówił, że miłość różni się od namiętności tym, że o ile w namiętności staramy się zaspokoić własne pragnienia, to w miłości pragniemy dobra drugiego. Przy czym w pokorze ważna jest obiektywna wartość tego dobra, a nie nasze wyobrażenie o nim. Pokora nie pozwala nam zamknąć się w subiektywizmie indywidualnym lub we dwoje, ale otwiera nas na obiektywną hierarchię wartości.

Relacja dwóch osób nie zamyka się jedynie w tym, co się wydarza pomiędzy nimi, ale rozgrywa się na szerszym planie życia całej wspólnoty osób. A to życie rządzi się określonymi prawami. Jeżeli je złamiemy, to wcześniej czy później poniesiemy tego przykre konsekwencje. Pokora jako otwartość na prawdę w wymiarze egzystencjalnym w pierwszym rzędzie pozwala odczytać te prawa i uznać je we własnym życiu. W ten sposób pokora powoduje, że miłość może być prawdziwą miłością, a nie zamknięciem się w subiektywności uczuć.

Chociaż pokory nie można sprowadzić do poziomu cnoty moralnej, którą można w sobie wypracować przez osobistą pracę, wymaga ona jednak od nas nieustannego wysiłku podejmowania w spotykanych sytuacjach postaw pokory. Jako istotna cecha samego Boga, podobnie jak miłość, zawsze będzie Jego darem dla nas. Możemy się jednak jej uczyć przez przyjmowanie tego samego ducha, jaki był w Jezusie Chrystusie i naśladowanie Jego postawy pokory.

Ewagriusz z Pontu pisze o praktyce mierzenia siebie mniejszą miarą niż innych. Posiada to konkretne skutki duchowe:

Jeśli siebie samego mierzyć będziesz najmniejszą miarą, wówczas nie będziesz porównywał siebie z innymi. Kto poprzez płacz ujawnia słabość ciała, nie będzie własnych dokonań uważał za coś wielkiego, ani nawet nie będzie zwracał uwagi na niedoskonałości innych. Taki człowiek winien jednak zastosować szczególne środki ostrożności. Złe duchy sprowadzają zniewagę i poniżenie na ludzi pokornych, aby ci, nie wytrzymując lekceważenia, porzucili starania o pokorę. Ten zaś, kto w pokorze szlachetnie znosi niesławę, dzięki niej tym bardziej wzniesie się na wyżyny filozofii.

Szczególnie mocne doświadczenie upokorzenia staje się okazją do osiągnięcia pełni życia. Właściwie nie można stać się po­kor­nym bez przyjęcia upokorzeń. Dlatego np. Ojcowie Pustyni bardzo cenili sobie upokorzenia, które stanowiły dla nich okazję do ćwiczenia się w pokorze.

Najmocniejszym doświadczeniem w pokorze jest bezsilność w cierpieniu. Wobec tego doświadczenia najbardziej się buntujemy, nie potrafimy go zrozumieć i przyjąć. A szczytem pokory jest w takiej sytuacji zrezygnowanie z mocy, jaką się posiada, aby uniknąć cierpienia. Potrafimy jeszcze zrozumieć to, jeżeli odnosi się to do naszego osobistego cierpienia, ale buntujemy się całkowicie, gdy cierpienie dotyczy kogoś bliskiego. Jest to dla nas doświadczenie koszmarne i do tego bezsensowne. Stanowi ono jądro zgorszenia krzyża. Apostołowie właśnie z tego powodu rozproszyli się i całkowicie załamali. Natomiast autor Listu do Hebrajczyków napisał o samym Chrystusie zaskakujące nas słowa:

Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. I chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,7n).

Chrystus musiał się „nauczyć posłuszeństwa” (!) przez cierpienie dobrowolnie przyjęte. Ten, który w prawdzie mówił: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34), który nieustannie deklarował, że nie mówi i nie czyni niczego innego nad to, czego chce Ojciec. On, bezwzględnie posłuszny Ojcu, musiał nauczyć się posłuszeństwa!?

Początek cytowanego fragmentu odnosi się przede wszystkim do modlitwy Jezusa w Ogrójcu. Prosił w niej Ojca:

Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie] (Mk 14,36).

Jak wiemy, Ojciec nie oddalił od Niego tego kielicha, czyli cierpienia i krzyża. Mimo to autor Listu do Hebrajczyków pisze: został wysłuchany dzięki swej uległości. Widać, jak co innego znaczy wysłuchanie w Bożej perspektywie, a co innego w ludzkiej. Wysłuchanie wyraziło się zmartwychwsta­niem, o którym czytamy dalej w Liście do Hebrajczyków:

A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają (Hbr 5,9).

W Ogrójcu Pan Jezus doświadczył największej pokusy „załatwienia” zbawienia inaczej niż przez krzyż, czyli przez całkowitą uległość związaną z rezygnacją z użycia posiadanej przez Niego mocy. To „kuszenie” w Ogrójcu wydaje się być kontynuacją kuszenia na pustyni na koniec którego czytamy w Ewangelii według św. Łukasza: Gdy diabeł dopełnił całego kuszenia, odstąpił od Niego do czasu (Łk 4,13). Kiedy przyjrzymy się trzem pokusom, jakie są opisane w tej Ewangelii, widzimy, że wszystkie dotyczyły zawierzenia Ojcu i rezygnacji z wykorzystania mocy, jaką miał jako Syn Boży. Miał w ten sposób uzyskać potwierdzenie opieki Ojca przez osiągnięcie w sposób namacalny jakiegoś dobra (chleb, władza, ochrona przed śmiercią). W Ogrójcu ta pokusa, wydaje się, nie odnosi się zasadniczo do ochrony siebie, ale do ostatecznego zbawienia ludzi. Jezus musiał absolutnie zawierzyć Ojcu, doświadczając całkowitego opuszczenia. Na krzyżu zawołał: Eli, Eli, lema sabachthani ?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46). Był to najwyższy akt posłuszeństwa i jednocześnie zawierzenia w miłości. I nie został zawiedziony, bo stał się sprawcą zbawienia. Jak czytaliśmy w hymnie o kenozie, właśnie ze względu na to posłuszeństwo aż do śmierci na krzyżu, czyli absolutną uległość z całkowitą rezygnacją z użycia własnej mocy,

Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (Flp 2,9n).

Tak daleka pokora Syna Bożego, czyli samego Boga, powoduje, że całe stworzenie, nawet to zbuntowane, oddaje Mu cześć. Pokora Boga stwarza nową rzeczywistość, nowy świat pozbawiony wszelkiej przemocy. Pokora jest zasadą metafizyczną nowego stworzenia. My także musimy się nauczyć pokory na wzór Chrystusa, idąc Jego drogą krzyża. Chęć „zachowania życia”, mocnego trzymania tego, co mamy, zakończy się klęską utraty wszystkiego. Natomiast pokorna zgoda na ogołocenie wprowadza w życie nowe, które Jezus nam otworzył.


Fragment książki Pokora. O autorze: Włodzimierz Zatorski OSB (ur. 1953) benedyktyn, fizyk, teolog, filozof. Ukończył studia z fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980 r.) Od 1980 w Opactwie Benedyktynów w Tyńcu, (śluby wieczyste złożył w 1984 r.). Założycieli wieloletni dyrektor Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec”. Od 2005 do 2009 przeor w Tyńcu, 2010-2013 mistrz nowicjatu. Od 2015 szafarz (ekonom) klasztoru. Od 2002 roku prefekt (opiekun) oblatów świeckich przy Opactwie w Tyńcu. Autor ponad 40 tytułów książkowych w tym 3 tytuły z zakresu duchowości lidera: Podstawy duchowości lidera (2011), Duchowość lidera. Wybrane zagadnienia (2014), Duchowe dylematy lidera (2017).

Źródło: ps-po.pl, 23 września 2019

Autor: mj