Nikt nie ostrzegał
Treść
Sąd wezwał biegłego balistę do uzupełnienia ekspertyzy poprzez jednoznaczne wskazanie, czy - a jeśli tak, to w którym miejscu materiału dowodowego - znajduje się informacja o ostrzeżeniu przez policję o użyciu broni palnej. Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa w przedłużającym się procesie cywilnym o odszkodowanie od Skarbu Państwa dla Roberta Sobkowicza, który stracił oko w wyniku uderzenia gumowej kuli policyjnej podczas demonstracji w Warszawie pracowników radomskiego "Łucznika" w czerwcu 1999 r.
Do zakończenia przewodu sądowego potrzeba w zasadzie tylko jasnej opinii eksperta balisty oraz przesłuchania ostatniego ze świadków. Biegły balista Jerzy Kasprzak poprosił jednak sąd o 2 tygodnie na przygotowanie aneksu do swojej opinii. W pierwotnej opinii znalazł się zapis, że policjanci ostrzegali demonstrantów o zamiarze użycia środków przymusu bezpośredniego. Podczas wczorajszej rozprawy Kasprzak przyznał, że oparł to sformułowanie na zeznaniach policjantów. - W tej chwili nie kojarzę, by takie wezwania były zarejestrowane na taśmach wideo - stwierdził. Nie udało się ich zaobserwować również wczoraj na rozprawie, kiedy strony szczegółowo oglądały taśmy pochodzące z Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego i TVN.
Kolejne posiedzenie sądu sędzia Agnieszka Jędrzejewska-Jaroszewicz wyznaczyła na 14 kwietnia br. Wtedy ma stawić się też gen. Antoni Kowalczyk, który w czerwcu 1999 r. był komendantem stołecznym policji. To on, według zeznań dowodzących akcją i ustaleń prokuratury, miał wydać pozwolenie na użycie karabinów "Mossberg". Opierał się przy tym na informacjach ze stanowiska kierowania i od bezpośrednio dowodzącego akcją. Generał Kowalczyk ma odpowiedzieć przed sądem, na podstawie jakich przesłanek podjął decyzję i czy przekazywane informacje odzwierciedlały rzeczywisty przebieg wydarzeń.
24 czerwca 1999 r. w Warszawie podczas demonstracji pracowników Zakładów Metalowych "Łucznik" z Radomia doszło do starć z policjantami. Funkcjonariusze użyli gazów łzawiących, strumienia wody z armatki, wreszcie oddali 42 strzały z mossbergów gumowymi kulami "Chrabąszcz". W wyniku ostrzału 4 osoby odniosły rany, a fotoreporter "Naszego Dziennika" Robert Sobkowicz stracił oko. Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie zostało umorzone po tym, jak uznano zajście za "nieszczęśliwy wypadek". Proces cywilny o odszkodowanie od Skarbu Państwa toczy się już ponad 2 lata. Robert Sobkowicz chciał całą sprawę zakończyć polubownie, ale resort spraw wewnętrznych nie zgodził się na takie rozwiązanie. W innej sprawie, przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych, warszawski sąd apelacyjny orzekł, że ZUS powinien wypłacić fotoreporterowi zaległą rentę oraz kontynuować wypłatę tego świadczenia do końca 2007 r.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2005-02-04
Autor: ab