Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nikt nie broni chrześcijan

Treść

Zniszczony przez terrorystów z Boko Haram kościół św. Teresy na przedmieściach Abudży (FOT. REUTERS)

W maju 2012 r. parafowano pakt o współpracy między dwiema gałęziami najbardziej znanego na świecie ruchu terrorystycznego – Al-Kaidą z Maghrebu i Al-Kaidą z Afryki Wschodniej a nigeryjską organizacją Boko Haram. Po raz pierwszy w dokumencie Al-Kaidy jawnie wskazanym celem stała się „czystka religijna”: wyeliminowanie chrześcijan z tych obszarów Czarnej Afryki, w których większość stanowią muzułmanie.

Boko Haram jest ruchem powstałym w 2001 r. w Nigerii z inicjatywy Ustaza Mohammeda Yusufa. Po jego śmierci w 2009 roku. organizacja Boko Haram podjęła działalność terrorystyczną. Jako cel postawiła sobie wyeliminowanie chrześcijan żyjących na północy Nigerii; środkiem do tego mają być ataki bombowe. Od 2001 r. do dziś w Nigerii wymordowano ponad 10 tys. chrześcijan. Chociaż Boko Haram jest organizacją, której jedno skrzydło zmierza do rozpoczęcia dialogu z nigeryjskim rządem, to jej najbardziej radykalny odłam staje się coraz ściślej powiązany z Al-Kaidą i prowadzi bezpardonową walkę przeciwko chrześcijanom.

Od kilku lat na kontynencie afrykańskim chrześcijaństwo (46,53 proc.) wyprzedza islam (40,46 proc.), a na południe od Sahary jest w słabej większości. Z sytuacją tą nie chce się pogodzić ultrafundamentalistyczny islam. Stąd też popularność „czystek religijnych” wśród chrześcijan, nad którymi Al-Kaida – począwszy od swoich „emiratów” w Somalii i niektórych obszarów Mali, gdzie także Boko Haram może zaopatrzyć się w broń oraz ideologiczną nienawiść – usiłuje przejąć hegemonię.

Grzechy mediów

Boko Haram, której członkowie wciąż zabijają chrześcijan i gwałcą młode chrześcijanki, by zmusić je do poślubienia muzułmanów, rozwija swoją działalność także na skutek wyrozumiałości i współwiny zachodnich mediów. W Stanach Zjednoczonych miałem okazję rozmawiać na ten temat z mecenasem Emanuelem Ogebem, koordynatorem grupy mieszanej prawników amerykańskich i nigeryjskich, który skupia się na prawnych aspektach nigeryjskiego kryzysu i jest jednym z największych światowych specjalistów w zakresie Boko Haram. Rozmowę z nim potraktuję jako punkt wyjścia, który pomoże nam dostrzec, gdzie Zachód popełnia błąd względem Nigerii.

Zapytałem przede wszystkim o to, czym jest i jakie działania podejmuje grupa Nigeria Law Group (NLG), której Ogebe jest koordynatorem. Mój rozmówca wyjaśnił, że NLG bada sytuację w Nigerii pod kątem aspektów politycznych oraz prawnych w perspektywie krajowej i międzynarodowej. W Nigerii popełniane są zbrodnie, które muszą zostać ukarane. To bardzo ważne, żeby państwa zachodnie i organizacje międzynarodowe oficjalnie uznały, że Boko Haram jest grupą terrorystyczną, ponieważ na podstawie stwierdzenia, że dana organizacja ma charakter terrorystyczny, z prawa międzynarodowego wynikają bardzo konkretne konsekwencje, począwszy od zablokowania zagranicznych kont bankowych Boko Haram i środków pieniężnych płynących do tego ugrupowania z zagranicy.

– Przez lata pracowaliśmy nad tym, żeby 13 listopada 2013 r. Stany Zjednoczone wpisały Boko Haram na listę organizacji terrorystycznych; Rada Bezpieczeństwa ONZ uczyniła to samo 22 maja 2014 r., nazywając Boko Haram częścią międzynarodowej siatki Al-Kaidy. Dobra wiadomość: również Unia Europejska 2 czerwca 2014 r. oficjalnie uznała Boko Haram za grupę terrorystyczną. Nasza praca napotykała jednak wielu przeciwników, i to przez nich z takim opóźnieniem udało się doprowadzić do wydania takich oświadczeń – zauważa mec. Ogebe. A przecież terrorystyczny charakter Boko Haram był od lat wszystkim znany; liczba śmiertelnych ofiar sięgała średnio 100 osób tygodniowo, w ostatnich tygodniach było ich nawet 100 na dzień.

Szariat dla wszystkich

Nieraz w prasie zachodniej możemy przeczytać, że Boko Haram jest grupą, która dąży do narzucenia islamskiego prawa, szariatu, w tych stanach nigeryjskiego państwa, gdzie prowadzi swoją działalność, tzn. w stanach północnej Nigerii, gdzie większość stanowią muzułmanie. Tyle że w dziewięciu stanach Nigerii szariat już obowiązuje, a w innych trzech funkcjonuje w częściach zamieszkiwanych przez większość muzułmańską. Czego więcej chce Boko Haram? Mecenas Emanuel Ogebe zwraca uwagę, że w teorii szariat wprowadza system prawny inny dla muzułmanów, a inny dla niemuzułmanów. W praktyce są pewne normy – dotyczące np. skromności w kobiecym ubiorze, cudzołóstwa, sprzedaży alkoholu, możliwości głoszenia religii innych od islamu (a nie tylko praktykowania tych religii za zamkniętymi drzwiami kościołów) – których przestrzegania domagają się sądy tych stanów nawet w przypadku chrześcijan. Boko Haram domaga się oficjalnego oświadczenia stwierdzającego, że w północnej Nigerii szariat obowiązuje wszystkich – muzułmanów i niemuzułmanów. Ostatecznym celem ugrupowania jest wygnanie chrześcijan z północy Nigerii i wprowadzenie islamskiej teokracji. Faktycznie Boko Haram już ustanowiło państwo w państwie, które militarnie kontroluje poszczególne obszary terytorium Nigerii.

Mimo to Stany Zjednoczone i Unia Europejska bardzo długo zwlekały z przyjęciem wniosku grupy kierowanej przez mec. Ogebe, aby Boko Haram nazwać organizacją terrorystyczną. Skąd taki opór? Otóż okazuje się, że administracja Baracka Obamy, szczególnie przed wyborami w 2012 r., potrzebowała bronić stanowiska, że liczba ofiar terroryzmu mającego swe źródło w światowym fundamentalizmie islamskim zmalała dzięki działaniom Obamy. Jeśli jednak do tego grona zaliczyć liczbę zamordowanych przez Boko Haram, konkluzja jest zupełnie odwrotna: odkąd Obama zasiadł na prezydenckim fotelu, liczba ofiar terroryzmu wynikającego z islamskiego fundamentalizmu wcale nie zmalała, ale wzrosła. Stąd polityczną koniecznością dla Obamy było wykluczenie Boko Haram z grona organizacji terrorystycznych, a więc niewliczanie ich ofiar w statystyki terroryzmu.

Ale za tą czysto polityczną i wyborczą motywacją kryje się jeszcze inna motywacja, kulturowa, o wiele poważniejsza; motywacja, która dotyczy również Unii Europejskiej. Chodzi o źle pojętą wielokulturowość, w myśl której przyczyn kryzysu – takiego jak choćby ten w Nigerii – należałoby szukać nie w religiach, ale wyłącznie w polityce i ekonomii. Problemem miałaby być bieda. A ponieważ mieszkańcy Nigerii są biedni, mówi się, że muzułmanie z pewnych regionów uciekają się do przemocy. To całkowicie fałszywe stwierdzenie: ideologia Boko Haram jest ideologią religijną i powinno się jej stawiać czoła na jej terenie. Prowadzi ona również do paradoksalnych konsekwencji: widzieliśmy, jak organizacje międzynarodowe przekazywały środki nie chrześcijanom prześladowanym w Nigerii, ale muzułmańskim ugrupowaniom o podejrzanych listach uwierzytelniających, ryzykując, że ostatecznie pieniądze trafią właśnie do Boko Haram. – Oczywiście, Boko Haram jest finansowane również przez organizacje i systemy muzułmańskie; dostało broń od Iranu oraz libańskiego Hezbollahu. Nigeryjski rząd, kierowany przez prezydenta chrześcijanina, z pewnością nie jest przychylny wobec Boko Haram, ale przeraźliwie boi się ujawnić imiona i nazwiska jego sponsorów z kraju i z zagranicy – zaznacza Emanuel Ogebe.

Sytuacja wciąż pozostaje nieuporządkowana. Brak twardej i skutecznej akcji wojskowej – wspartej przez wspólnotę międzynarodową – przeciwko Boko Haram zwiększa ryzyko wojny domowej. Ponieważ jeśli nikt nie broni chrześcijan, to trudno, żeby oni w ostateczności nie ulegli pokusie bronienia się na własną rękę. Dlatego też rozwiązanie kryzysu nigeryjskiego może mieć charakter jedynie militarny. Jeśli kiedykolwiek był jakiś moment możliwego dialogu z Boko Haram, to jest to już przeszłość. A wizja jednej Nigerii, podzielonej na dwa stany: chrześcijański na południu i islamski na północy, jest nieosiągalna. W rzeczywistości geografia religijna jest bardziej złożona i trzeba by było mówić przynajmniej o czterech różnych stanach, co byłoby jednak rozwiązaniem niepasującym nikomu.

tłum. Anna Bałaban
Autor jest włoskim socjologiem, koordynatorem Obserwatorium Wolności Religijnej i szefem Ośrodka Badań nad Nowymi Religiami.
Nasz Dziennik, 8 listopada 2014

Autor: mj