Nike bez retuszu
Treść
Wyróżnienie nagrodą Nike powieści, której styl i treść sięgają daleko poniżej dna rynsztoku, jest obraźliwe i poniżające dla kultury polskiej i dla każdego normalnego czytelnika.
Nagroda Nike ma być prestiżowym wyróżnieniem dla najlepszej polskiej książki roku. Jej zadaniem jest promowanie literatury polskiej, szczególnie powieści. Autor nagrodzonej książki otrzymuje statuetkę Nike i nagrodę pieniężną (100 tys. zł). Fundatorami nagrody są "Gazeta Wyborcza" i firma Nicom Consulting, która należy do Henryki Bochniarz i która wsławiła się w dziele "prywatyzacji". W tym roku zamiast firmy Nicom fundatorem była Fundacja Agora.
Wiedząc, kim są fundatorzy nagrody Nike, można bardzo łatwo sobie wytłumaczyć, dlaczego ci, a nie inni autorzy są nagradzani w kolejnych edycjach konkursu. Jest prawem fundatora promować to, co on wybiera i uważa za dobre i warte promocji. A jeśli jest mocny medialnie, łatwo sam siebie wypromuje na mecenasa kultury. W tym przypadku jest to kultura wyraźnie lewicowa i kosmopolityczna.
Nie byłoby o czym mówić, gdyby nagrodę Nike w tym roku dostała typowana wśród siedmiorga finalistów Wisława Szymborska. I chociaż Szymborskiej nie lubię za jej antypolskość, nie można jej odmówić talentu i kultury pisarskiej. Wyróżnienie Szymborskiej mieściłoby się w całości światopoglądu i ideologii politycznej lansowanej przez środowisko "Gazety Wyborczej". Chyba jednak to środowisko już zupełnie jawnie odsłania inną twarz.
Wśród finalistów typowanych do nagrody znaleźli się Michał Witkowski i Dorota Masłowska. Powieść Witkowskiego "Lubiewo" poświęcona jest środowisku homoseksualistów i w ostatnich miesiącach była dość głośna. Sam fakt pojawienia się takiej książki świadczy o ostatecznym upadku obyczajowości. Oczywiście w obecnych czasach każdy może pisać i wydawać na własną rękę, co tylko zechce. Ale jeśli Fundacja Nike promuje taką "literaturę", to o czymś to świadczy.
Ostatecznie jednak nagrodę Nike dostała Dorota Masłowska za swoją drugą powieść "Paw królowej". To też o czymś świadczy.
Zrobiłam nadludzki wysiłek i przeczytałam pierwszą książkę Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". I choć dość długo na tym świecie żyję, nigdy nie spotkałam czegoś tak obrzydliwego. Nikomu nie polecam tej lektury. Jest ona nie tylko głupia, ale też niezmiernie szkodliwa. Język używany przez autorkę, wulgaryzmy, brzydkie opisy - to jeszcze nic. Książka ta jest po prostu obrzydliwa! I podkreślam - szkodliwa, bo promuje zło. W trakcie czytania słyszy się rechot złego ducha. A tę książkę czyta młodzież, której się wmawia, że jest to dobra literatura. Na domiar złego książka została przetłumaczona na kilka języków. Wydano ją we Francji, Włoszech, Niemczech, Czechach i Holandii. Kto zatem promuje taką literaturę?
Przypomnijmy zresztą, że Masłowska jest cały czas promowana przez środowiska liberalne. Była laureatką konkursu miesięcznika "Twój Styl", pisała dla "Przekroju" i "Wysokich Obcasów", na podstawie jej książki wystawiono sztukę, pisze w miesięczniku "Lampa". Masłowska jest bardzo młodą osobą (ma zaledwie 23 lata). Młodość oczywiście nie jest przeszkodą dla geniuszu. Lecz tu mamy do czynienia nie z genialną młodą pisarką, lecz z biedną zmanipulowaną kobietą, której ktoś wmówił, że to, co pisze, warte jest publikacji. Lansował ją zresztą Paweł Dunin-Wąsowicz, publicysta i krytyk literacki, związany z TVP 1. Sam przyznaje, że dzięki wylansowaniu Masłowskiej postawił na nogi swoje pismo "Lampa".
Nowej książki Masłowskiej nie czytałam, przejrzałam ją tylko. Niczym nie różni się od poprzedniej. Styl się nie zmienił, a treść jest tak samo obrzydliwa. Pozostaje pytanie: jak mogło dojść do tego, że jury w ogóle wzięło pod uwagę Masłowską i Witkowskiego? Wszak nagrodzenie Masłowskiej (i wytypowanie Witkowskiego) zakrawa na kpinę. Jeśli w poprzednich latach nagrodzono St. Barańczaka, Cz. Miłosza i T. Różewicza (jakiego zdania osobistego by nie mieć o ich twórczości, to jednak prawdziwi pisarze), to postawienie ich nazwisk w tym samym rzędzie co Masłowskiej i Witkowskiego jest co najmniej obraźliwe dla tych autorów, kreowanych kiedyś na koryfeuszy kultury polskiej.
Nagrodzenie książki Masłowskiej jest na dodatek podłością w stosunku do tych młodych, którzy zaczytują się w jej brzydkich i plugawych utworach. Podłe, dlatego że co innego jest czytać nawet najgorszą książkę, wiedząc jednak, że to, co się wzięło do ręki, jest złe, a co innego, jeśli zło nazywane jest dobrem. To tak, jakby dać czytelnikom "Biblię szatana" La Veya i powiedzieć im: "Czytajcie, to dobra lektura".
Kto promuje taką literaturę? Z jakich powodów? Czy to tylko braki w wykształceniu członków jury? Członków jury (Henryk Bereza, Izabella Cywińska, Tadeusz Drewnowski, Andrzej Makowiecki, Tadeusz Sobolewski, Marian Stala, Małgorzata Szpakowska, Piotr Wierzbicki, Marek Zaleski) nie można podejrzewać o brak wykształcenia. Pozostaje zła wola. I nie chodzi o promowanie tylko i wyłącznie miernoty. Chodzi o świadome lansowanie szkodliwej dla młodych umysłów literatury, o świadome wprowadzenie zamieszania w duszach ludzkich, o niszczenie wzorców moralnych. Kto zatem kieruje tym działaniem? Czy ci, którzy rozdają te nagrody, świadomi są, komu służą?
Maria Kominek
"Nasz Dziennik" 2006-10-09
Autor: wa