Nieznana zbrodnia UB
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
„Nasz Dziennik” dotarł do świadków bestialskiego mordu, jakiego na czterech żołnierzach Armii Krajowej w 1946 r. w miejscowości Trzcianne dokonali funkcjonariusze UB.
Na terenach położonych w rejonie Biebrzy w czasie wojny i po jej zakończeniu podziemie niepodległościowe działało bardzo prężnie.
– Rozbrajaliśmy posterunki MO i UB. Zabieraliśmy im dokumenty. To były tego typu akcje. Czuliśmy się tu u nas bardzo pewnie. Niektórzy chodzili nawet po wsi w mundurach – opowiada porucznik Tadeusz Konecki ps. „Żak”.
Komunistycznym władzom szczególnie dawał się we znaki oddział AK-WiN dowodzony przez Władysława Chojnowskiego „Kreta”. Dlatego Urząd Bezpieczeństwa zdecydował się na przeprowadzenie obławy. W operację zaangażowano siły miejscowego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Akcję przeprowadzono na terenie gminy Trzcianne w dniach 4-9 lutego 1946 roku. W wyniku tej obławy w kilku miejscowościach, m.in. w Zuboli i Szorcach, zatrzymano około 20 osób. Wszystkich przewieziono do byłego domu parafialnego w Trzciannem, które w czasie wojny zostało doszczętnie spalone przez Niemców. Tu trwały przesłuchania.
– Większość pojmanych ludzi wypuszczono, uznając, że nie należą do organizacji niepodległościowych. Zatrzymali cztery osoby, które uznali za AK-owców, to byli moi koledzy z organizacji – mówi Konecki.
Wszyscy czterej zatrzymani młodzi mężczyźni, w wieku nieco ponad 20 lat, należeli lub wspierali AK, co wynika z raportu z obławy sporządzonego przez UB. Dokument jest w posiadaniu białostockiego IPN. Czytamy w nim, że zatrzymani to: Izydor Wysocki z miejscowości Zubole, Edward Kobeszko „Szczep”, Franciszek Malinowski „Karaś” oraz Józef Bielawiec „Dzięcioł”.
– Badali ich w okrutny sposób około 40 godzin. Chcieli, by wysypali kolegów z organizacji. Ale oni nikogo nie wydali. Ubecy połamali im ręce i nogi, wbijali drzazgi za paznokcie. W pięty wbijali gwoździe. Kiedy znaleziono ich ciała w lesie, były zmasakrowane – wspomina Tadeusz Konecki.
Skatowane ofiary Urząd Bezpieczeństwa wywiózł drogą prowadzącą z Trzciannego w kierunku Łomży. Niedaleko za Trzciannem, w lesie przy drodze, strzałami z broni palnej mężczyzn dobito. Ciała porzucono. Znaleźli je mieszkańcy okolicznych miejscowości. Poinformowane o tym przez sąsiadów rodziny pomordowanych zabrały zwłoki i pochowały je na cmentarzu parafialnym w Trzciannem.
O strasznym widoku zmasakrowanego ciała Franciszka Malinowskiego „Karasia” mówi „Naszemu Dziennikowi” jego sąsiad.
– Franek Malinowski, którego zabili ubecy, to był nasz sąsiad. Widziałem jego zwłoki, kiedy rodzina przywiozła je nocą z lasu. Bardzo się przestraszyłem tego widoku, miałem zaledwie 7 lat. Palce miał połamane, jakieś ostre przedmioty miał wbite w pięty. Twarz zmasakrowana – relacjonuje Henryk Pogorzelski ze wsi Szorce, z której pochodziło dwóch z zamordowanych. – Rodzinom zabroniono urządzać pogrzeby z nabożeństwem. Kazano ich pochować po cichu i szybko. Nam we wsi i w szkole zakazano o tym mówić – dodaje nasz rozmówca.
Pani Zofia Sobolewska zwróciła się z prośbą do IPN o przekazanie materiałów historycznych dotyczących tej zbrodni, której jedną z ofiar był jej kuzyn Franciszek Malinowski. W odpowiedzi z archiwum Instytutu przesłano jej fragment raportu dotyczący obławy.
Funkcjonariusze UB, aby uniknąć odpowiedzialności za zbrodnię, dokonali w nim sfingowanego opisu okoliczności, w jakich zginął „Karaś” i jego koledzy z oddziału. „Wieczorem dnia 6 lutego 1946 roku podczas przejazdu naszej grupy operacyjnej w lesie koło wsi Zubole została obstrzelana przez bandę nasza maszyna, na której byli umieszczeni członkowie bandy NZW. Podczas strzelaniny zatrzymani próbowali uciec do lasu, zostali zabici podczas tej ucieczki” – czytamy w dokumencie.
– Ubecy napisali tak, bo bali się być ukarani za tę zbrodnię przez swoich zwierzchników. Jak zatrzymani przez UB AK-owcy mogli próbować ucieczki, kiedy po przesłuchaniu w Trzciannem mieli połamane nogi i ręce i byli ledwo żywi? Kiedy ich znaleziono w lesie, mieli usta wypełnione chlebem. Tak, żeby nie krzyczeli – wskazuje por. Tadeusz Konecki „Żak”, kolega ofiar.
Jednym z zamordowanych przez UB Żołnierzy Niezłomnych był Edward Kobeszko „Szczep” z miejscowości Szorce. Jego losy są szczególnie tragiczne. – W 1943 r. aresztowało go gestapo, został osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof, oznaczono go tam numerem 19 487. Udało mu się z niego uciec w roku 1944. Wrócił do rodzinnych Szorc, tu jednak dopadł go i zamordował UB – powiedział nam Ryszard Wiszowaty, który zebrał informacje o losach Kobeszki.
Po roku 1990 przez szereg lat Tadeusz Konecki usilnie zabiegał o upamiętnienie swoich kolegów z AK. Na jego wniosek radni gminy Trzcianne podjęli uchwałę o budowie pomnika, w miejscu gdzie znaleziono zwłoki. Gmina Trzcianne postawiła tu kamienny obelisk z krzyżem i tablicę pamiątkową.
Adam BiałousNasz Dziennik, 31 października 2014
Autor: mj