Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niezależność mediów to fikcja

Treść

Z prof. Krystyną Czubą, medioznawcą i etykiem z Wyższej Szkoły
Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Izabela Borańska

TVP jest upolityczniona?
- Myślę, że telewizja jest i by ła upolityczniona od samego początku jej istnienia. Upolitycznienie polega na tym, że wielu tych samych ludzi i ich następcy powiązani rodzinnie i klanowo w telewizji publicznej tkwią i mają na nią wpływ. Telewizja jak każde medium powinna być przede wszystkim obiektywna, oczywiście nie jest i wcale taka nie chce być. Jest uwarunkowana dwoma sytuacjami. Pierwsze to jest to, że jest spadkobiercą komunizmu, a teraz dobrze się wpisuje w cały układ liberalizmu i poprawności politycznej, która wyznacza jej pewne granice. Kiedy byłam przewodniczącą senackiej komisji kultury, zwracałam uwagę na to, że politycznie pewne postacie są lansowane, np. Lepper, Cimoszewicz i inni jako ważne postaci. Potem przestali być potrzebni i wygodni i automatycznie przestali być lansowani. Polityką powinno się zajmować tylko w kierunku obiektywizacji. Tego życzę telewizji.

Pani zdaniem, to właśnie PiS podczas tych dwóch lat i w czasie kampanii wyborczej królowało w mediach publicznych?
- Wprost przeciwnie. Pan Andrzej Urbański dzięki Prawu i Sprawiedliwości wszedł jako prezes do telewizji i mogę mieć do niego wiele pretensji, że właśnie niesprawiedliwie, że jego działania wyglądają tak, jakby był nawet przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Nawet jego sposób przeprowadzenia ostatnich debat wyborczych pokazał jego stronniczość, co potwierdza wiele osób, które je obserwowały. Więc nieprawdą jest, że PiS miało jakieś szczególne poparcie w mediach publicznych. Mogę powiedzieć, że było wprost przeciwnie, miało mniejsze. Czasowo być może zdarzało się, że więcej uwagi poświęcano PiS, ale monitorowaniem tego zajmuje się KRRiT. Faktem jest, że widoczna była mocna agresja skierowana przeciw PiS, także w telewizji publicznej. Jest to nieprzyzwoite i niesprawiedliwe. Jak się wydaje, prezes Urbański jest bardzo umiejętnie stronniczy, potrafi się dostosować do różnych okoliczności. On wcale nie jest za Prawem i Sprawiedliwością i wbrew temu, jak się próbuje prezentować - i co mu się udaje.

Może Pani podać przykład przejawu tej agresji w mediach publicznych?
- Na przykład to, że z całą agresją wykreowano pogląd, iż to rzekomo PiS stworzyło sytuację, gdzie młodzi ludzie musieli i muszą wyjeżdżać za granicę, a teraz to PO ma dla nich tę dobrą ofertę i zrobi wszystko, żeby młodzi wrócili. Tylko niewielu ludzi pamięta, że ofertę wyjazdów za granicę do pracy inspirował i nagłaśniał trzy lata temu Tusk. Premier Kaczyński powinien był odpowiednio zareagować na tę manipulacje, bo wszystko zostało odwrócone i zakłamane. Dlatego ludzie głosujący w Wielkiej Brytanii głosowali na PO, bo nie pamiętali wcześniejszych deklaracji Donalda Tuska.

A jak ocenia Pani debaty w TVP i rolę Moniki Olejnik, dziennikarki TVN, jako współprowadzącej?
- Debaty telewizyjne to już była agresja w czystej postaci. Młodzieżówka PO, która skandalicznie zachowywała się na wizji i nikt tego nie przerwał i nie zareagował, bo było to zaplanowane, to tylko jeden z wielu absurdów tych widowisk. Monika Olejnik w ogóle jest poza konkursem na agresję. To jest podręcznikowy przykład agresji, którą nie powinien cechować się żaden dziennikarz. Strumień pytań i odpowiedzi polityków w ciągu minuty - to był minus tych debat, bo wprowadzało to bardzo nerwową atmosferę. Poza tym mogliśmy zauważyć terroryzm medialny na widzów, czyli budzenie emocji do granic możliwości.

Według Pani PiS podjęło realną próbę zmiany publicznych mediów?
- PiS zrobiło za mało, ale to z drugiej strony nie jest takie proste, dlatego że media są tzw. niezależne, co w rzeczywistości jest fikcją. Nie można było wiele zrobić, bo ustawa o KRRiT jest zapisana w Konstytucji i każda zmiana wymagałaby większości parlamentarnej. Ponadto te zapisy ustawowe dotyczące KRRiT są takie, że wybiera się przez Sejm, Senat i prezydenta odpowiednią liczbę kandydatów, potem oni wybierają rady nadzorcze i dalsze gremia i jest to pewna konsekwencja prawna, która powstała w 1992 roku. Wtedy to wszystko wydawało się logiczne, a praktyka życia pokazała, iż jest to działanie upolitycznione, gdyż Radę wybierają gremia polityczne. To wymaga naprawy. PiS miało bardzo trudną sytuację, bo bardzo źle nastawione były do tej partii wszystkie media, łącznie z publicznymi.

Jaki powinien funkcjonować model mediów publicznych?
- Po pierwsze, trzeba nauczyć dziennikarzy rzeczy zasadniczej, czyli co to znaczy służba publiczna i zawód zaufania społecznego, jakim jest dziennikarstwo. Musi nastąpić zmiana świadomości w tym środowisku. To jest bardzo trudne - wychować pokolenie normalnych dziennikarzy, którzy nie pójdą na dyspozycję swoich kierowników wydania i innych dysponentów telewizyjnych, tylko będą działać samodzielnie. Gdyby takich dziennikarzy było bardzo wielu, to o wiele więcej rzeczy przebiłoby się w telewizji z tego, co my dziś nazywamy obiektywizacją. Dziennikarze nie powinni być dyspozycyjni, ale muszą być sługami słowa i prawdy, a nie sługami pieniędzy i salonów. To jest najważniejsze, a ustawy trzeba zmieniać w dobrym kierunku, choć ich zmiana jest ogólnie trudna. Też nie jestem do końca przekonana, czy KRRiT w ogóle jest potrzebna. Muszą być próby poszukiwania nowych rozwiązań, ale nie takich, które godziłyby w misję mediów publicznych, które są wspólną własnością całego społeczeństwa.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-10-24

Autor: wa