Niewygodny partner
Treść
Ponad dwie trzecie Francuzów sprzeciwia się przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej. U podłoża ich sprzeciwu nie leżą jednak względy natury ekonomicznej, lecz głównie religijne i kulturowe. Francuzi są w czołówce narodów UE, jeśli chodzi o liczbę przeciwników integracji Turcji ze Wspólnotą.
Z sondażu opublikowanego przez dziennik "Le Monde" wynika, że aż 67 proc. Francuzów sprzeciwia się włączeniu Turcji w poczet członków Unii Europejskiej. Dla 39 proc. z nich główną przeszkodą jest nierespektowanie w tym kraju praw człowieka. Dla pozostałych przeciwników integracji Turcji z UE istotną przeszkodą jest to, że kraj ten dzielą od Europy zbyt duże różnice religijne i kulturowe. Mimo dominującego obecnie sprzeciwu 54 proc. ankietowanych opowiada się za dalszym prowadzeniem negocjacji z Ankarą.
Z kolei według opublikowanego wczoraj sondażu przez bezpłatny francuski dziennik "Metro", aż 72 proc. Francuzów jest przeciwnych przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej. Za przyjęciem Turcji do UE opowiada się 28 proc. Francuzów.
Zdecydowany sprzeciw większości francuskiego społeczeństwa wobec rozszerzenia Unii o Turcję stawia w bardzo delikatnej sytuacji francuski rząd w kontaktach z partnerami z UE i z Turcją. Dlatego nad Sekwaną konsekwentnie powtarza się, że "negocjacje dotyczące członkostwa" nie oznaczają "członkostwa". W ten sposób nie zamyka się drogi żadnej opcji.
Prezydent Francji Jacques Chirac opowiedział się ostatnio za przyjęciem Turcji do UE, choć zaznaczył, że nastąpi to za "15-20 lat". Niedawno Francja lansowała stanowisko, aby unijny szczyt, który zdecyduje o rozpoczęciu negocjacji z Turcją, odbył się pod koniec przyszłego roku lub na początku 2006 r., czyli po francuskim referendum w sprawie przyjęcia unijnej konstytucji. Takim sposobem rząd pragnął uniknąć poruszania kwestii tureckiej w debacie nad konstytucją, co mogłoby negatywnie zaważyć na poparciu dla unijnej ustawy zasadniczej. Ostatnio społeczeństwo francuskie jest niemal równo podzielone w tej sprawie.
Paryż chciałby także, aby szczyt europejski poświęcony rozpoczęciu negocjacji z Ankarą w swoim końcowym dokumencie zawarł stwierdzenie, że w razie niepowodzenia negocjacji należy ustanowić dla Turcji "uprzywilejowane partnerstwo" z Unią Europejską. Także prezydent Jacques Chirac, aby uspokoić francuską opinię publiczną, oświadczył, że gdyby podjęto decyzję o przyjęciu Turcji do UE, to w tej sprawie odbędzie się we Francji referendum.
Również większość francuskich polityków sprzeciwia się wejściu Turcji do Unii Europejskiej. Szczególnie wyraźnie widać to wewnątrz ugrupowań rządzących. Mimo że Chirac i Michel Barnier od dawna popierają ideę "europejskiej Turcji", ich opinie stoją w sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem rządzącej Unii Ruchu Ludowego (UMP). Będąca w opozycji Partia Socjalistyczna skłania się za integracją Turcji z Unią, ale stawia warunek, by mordy dokonane na Ormianach w 1915 r. zostały uznane przez Ankarę za ludobójstwo. Ocenia się, że obecnie przeciwko przyjęciu Turcji do UE głosowałaby większość deputowanych francuskiego parlamentu. Zdaniem współpracowników ministra Michela Barniera, ów sprzeciw wynika przede wszystkim ze względów religijnych. Turcy są praktykującymi muzułmanami, zaś unijne elity lansują ateizm w życiu publicznym.
Franciszek L. Ćwik, Paryż
"Nasz Dziennik" 2004-12-17
Autor: kl