Niewygodna pamięć
Treść
Zbliżająca się 65. rocznica rozpoczęcia na masową skalę eksterminacji Polaków na Kresach Wschodnich przez OUN-UPA budzi nadzieję, że władze polskie i środowiska opiniotwórcze zaprzestaną nazywać ludobójstwo konfliktem polsko-ukraińskim, bratobójczą walką lub czystkami etnicznymi. Niewygodna to prawda dla poprawnych politycznie, ale wielokrotnie słusznie postulowane pojednanie władz polsko-ukraińskich nie może polegać na zapomnieniu o przeszłości. W wyniku ludobójstwa okupantów: niemieckiego i sowieckiego, oraz UPA "wykarczowane" zostały setki wsi Wołynia i Małopolski Wschodniej, zamieszkałe przez polską ludność. Wciąż niedoceniona pozostaje w publicznych mediach, nie mówiąc o komercyjnych, ogromnie ważna rola Kościoła rzymskokatolickiego na Kresach jako zwornika łączącego Polaków i stanowiącego dla nich oparcie, a jakże często i ochronę przed UPA. Rozliczając się "w duchu i prawdzie" z Ukraińcami, współbraćmi w wierze, trzeba gorzko stwierdzić, że kresowe kościoły i plebanie nie były zaporą dla nacjonalistów ukraińskich, ale stały się miejscem męczeństwa polskich kapłanów i wiernych. Na przykład ks. Błażej Czuba został spalony wraz z 36 swoimi parafianami 6 kwietnia 1944 r. w kościele w Dołhej Wojniłowskiej, pow. Kałusz, woj. stanisławowskie. Księdza Stanisława Szczepankiewicza z matką, siostrą i bratem banderowcy zamordowali w wieczór wigilijny 24 grudnia 1944 r. na plebanii w Ihrowicy, pow. Tarnopol. Równocześnie z ich rąk zginęło 80 Polaków. 5 lipca w Ihrowicy odbędą się uroczystości upamiętniające rzeź Polaków na Kresach z udziałem przedstawicieli władz Polski i Ukrainy. Trwali do końca W postawach polskich księży, mimo panującego w latach wojny ukraińskiego terroru, uderza wierność powołaniu i tożsamości narodowej. Bernardyn o. Józefat Biernat pisał w grudniu 1944 r. ze swojej parafii Opryłowce, pow. Zbaraż, woj. tarnopolskie, do kanclerza kurii lwowskiej: "Przeżyłem trzy napady bandyckie. Obrabowano mię doszczętnie z tego, co było w domu, pobito do krwi i nieprzytomności... to pobicie czuję w kościach do dziś dnia. Obsługuję sąsiednie parafie, o ile zajdzie konieczna potrzeba. Dziwią się ludzie, że jeszcze siedzę w Opryłowcach. Ja postanowiłem trwać na stanowisku tak długo - jak długo będą parafianie, a skoro ostatni wyjedzie, wtedy i ja..." (za: ks. Józef Wołczański, Eksterminacja narodu polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce Wschodniej w latach 1939-1945, Kraków 2005, s. 436). Mimo poważnej źródłowej pracy ks. Józefa Wołczańskiego nadal istnieje potrzeba dalszych badań naukowych dotyczących nie tylko Wołynia (wielka tu zasługa Władysława i Ewy Siemaszków, autorów pracy "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945). Identyczne co do okrucieństwa (ok. 40-50 tys. ofiar) było ludobójstwo dokonane na Polakach w Małopolsce Wschodniej, udział w nim brały oddziały ukraińskiej dywizji SS Galizien. Jej żołnierze wymordowali Polaków w Chodaczkowie Wielkim, Hucie Pieniackiej, Podkamieniu, Palikrowach, Wicyniu w woj. tarnopolskim oraz w Siemianiówce, pow. Lwów. Władze polskie, niestety, oraz znaczna część elit intelektualnych gorliwie współpracują w zakłamywaniu pamięci o mordach Polaków, co niedawno wypomniał jeden z czołowych publicystów "Rzeczpospolitej" Rafał Ziemkiewicz w artykule "Myśmy wszystko zapomnieli" ("Rzeczpospolita" 26-27.04.br.). Skoro nie można już "zamilczeć" Wołynia, to w imię poprawności politycznej usuwa się w cień Małopolskę Wschodnią. Oczywiście od czasu do czasu, z uwagi na rozmiar zbrodni, prasa poinformowała np. o Hucie Pieniackiej, pow. Brody, woj. tarnopolskie, gdzie 28 lutego 1944 r. żołnierze z dywizji SS Galizien i bojówek UPA wymordowali 1100 Polaków, wśród których byli uciekinierzy z Wołynia i okolicznych wsi. Nienawiść dosłownie starła wieś z powierzchni ziemi. Było to zgodne z rozkazem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) z 9 lutego 1944 r. o likwidowaniu śladów polskości: "a. Zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych polskich budynków kultowych, b. zniszczyć drzewa przy zabudowaniach, tak aby nie pozostały ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył..., c. do 21.XI 1944 r. zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których poprzednio mieszkali Polacy" (cyt. za: ks. J. Wołczański, jw. s. 9). Z końcem 1943 r. cała okupowana przez Niemców Małopolska Wschodnia znalazła się w polu działań UPA. Ofiarami napadów była coraz częściej inteligencja wiejska - księża, nauczyciele, lokalni urzędnicy, a zwłaszcza służba leśna. Napady, grabieże i mordy szczególnie w pow. Dolina, Śniatyń, Nadwórna, Rohatyn w woj. stanisławowskim spowodowały, że Polacy zaczęli uciekać do miejscowości, gdzie stacjonowały wojska węgierskie z reguły im przyjazne (jak np. w Tyśmienicy, pow. Tłumacz) oraz do nielicznych placówek polskiej samoobrony. Przed siekierą ukraińską nie chroniły żadne związki rodzinne w małżeństwach mieszanych ani też dobrosąsiedzkie stosunki. Tak było w przypadku dr. Stanisława Kaliniewicza, wspaniałego lekarza społecznika, leczącego z jednakową troską Polaka i Ukraińca. Ten powszechnie poważany ordynator szpitala powiatowego w Kołomyi został zamordowany 24 lipca 1943 r. w swoim domu w Szeszorach. Tego samego dnia w tym samym czasie zginął uduszony w lesie pod Szeszorami ksiądz Józef Grzesiowski, proboszcz parafii Pistyń, oddalonej o 4 km od Szeszor, pow. Kosów Huculski. W grudniu 1943 r. na czele OUN-UPA stanął Roman Szuchewycz, absolwent Politechniki Lwowskiej, który kierował akcją ludobójstwa w Małopolsce Wschodniej. Wobec nasilającego się terroru arcybiskup metropolita lwowski ks. Bolesław Twardowski zwrócił się do metropolity greckokatolickiego Lwowa hr. Andrija Szeptyckiego o interwencję, by wierni jego Kościoła zaprzestali mordów Polaków, wśród których ginęli też księża. W ciągu kilku miesięcy 1943 r. śmierć ponieśli kapłani: Władysław Biliński, Michał Duszeńko, Józef Grzesiowski, Władysław Klakla, Andrzej Kraśnicki, Bronisław Majka, Karol Procyk, Tadeusz Stroński, Stanisław Szkodziński, Antoni Wierzbowski (zob. Lista strat wśród duchowieństwa metropolii lwowskiej obrządku łacińskiego w latach 1939-1945, Opole 2005). Metropolita Szeptycki, notabene wnuk Aleksandra Fredry, obwinił o mordowanie Polaków "bandy dezerterów, partyzantów bolszewickich, a także Żydów i członków polskich organizacji rewolucyjnych" (zob. ks. J. Wołczański, Korespondencja arcybiskupa Bolesława Twardowskiego z arcybiskupem Andrzejem Szeptyckim w latach 1943-1944. Przegląd Wschodni, t. 11, z. 2/6, 1992/1993, s. 467). Nie znajdując pomocy u arcybiskupa Szeptyckiego, ks. abp Twardowski zwrócił się do metropolity krakowskiego ks. abp. Adama Sapiehy z prośbą o jego interwencję u generalnego gubernatora Hansa Franka. Arcybiskup Sapieha przedstawił mu przesłany ze Lwowa wykaz opuszczonych parafii i dane statystyczne o masowej eksterminacji Polaków, w tym księży, w archidiecezji lwowskiej. Ta droga też zawiodła mimo pośrednictwa wielkiego metropolity krakowskiego. Fala mordów przetaczała się nadal. W lipcu 1944 r. Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę lwowsko-sandomierską i zajęła całą Małopolskę Wschodnią. Działania terrorystyczne UPA przeniosły się potem na południowo-wschodnie tereny pojałtańskiej Polski, określonej do dzisiaj przez Ukraińców jako Zakierzoński kraj. Do rozwiązania problemu UPA w "Zakierzońskim kraju" władze komunistycznej Polski przystąpiły w 1947 r. po sfałszowaniu wyborów do Sejmu oraz zniszczeniu głównych sił polskiego podziemia niepodległościowego, co było ważniejszym celem dla komunistów niż zlikwidowanie zbrojnych formacji ukraińskich nacjonalistów. Rozwiązaniem według nich była akcja "Wisła"... dr Danuta Nespiak "Nasz Dziennik" 2008-07-05
Autor: wa