Niewygodna Ewangelia
Treść
Zastanawialiście się, jak dziś o wierze mówiłby Chrystus, gdyby przyszedł na ziemię teraz, wszedł z przekazem Dobrej Nowiny w nasze realia życia? Jakich obrazów by użył w przypowieściach? Może, gdyby szedł przez zadymione miasta Śląska, stanąłby przed rozpalonym do białości piecem martenowskim w hucie, wskazał palcem wrzącą metaliczną kąpiel i rzekł: - Podobne jest Królestwo niebieskie temu, co się dzieje w kotle... Rzucona, brudna ruda. Ileż w niej zbędnych składników i zanieczyszczeń! Ogień huczy. Przeżera. Wszystko kipi i wrze. Potężne pasy obejmujące kocioł prawie spękane od żaru. Bucha barwna para, pełgają trujące dymy. A z tego wszystkiego, z całego tego kotłowiska, gdzieś tam z boku małym otworem spływa najczystszy, rozpalony cynk, złoci się czysta, płynna miedź, iskrzy się żelazo... "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, tak dokonuje się zbawienie człowieka". Skąd w ludzkim życiu tyle brudów, niepotrzebnych zanieczyszczeń? To tajemnica naszej wolności. Aby powrócić do owego stanu, trzeba pozwolić na to, by wytopiło się wszystko, co skamieniałe i brudne. Stąd ogień... Pojawia się czasem w naszych wyobrażeniach obraz Kościoła jako sielanki, gdzie wszyscy są nieskalani, niezłomni, jednakowo myślący, wyznający te same zasady. Stosunkowo łatwo jest się zamknąć w grupie modlitewnej, ewangelizacyjnej, wyobcować z nurtu świata, poczuć lepszym od innych. Ta pokusa ekskluzywizmu jest bardzo realna. Łatwo wtedy na innych spoglądać z dystansu, gorszyć się, omijać z daleka. To oczywiście wizja skrajna, niepozbawiona jednak podstaw. Powiedział ktoś: - Wszystko byłoby tak proste, gdyby nie przypowieść o zagubionej owcy. Ona tak bardzo komplikuje sprawę... Takich "niewygodnych" fragmentów Ewangelii jest więcej: opowiadanie o pracownikach w winnicy, którzy przyszli do pracy po południu i otrzymali taką samą zapłatę, jak pracujący cały dzień; opisy biesiadowania Jezusa z celnikami i grzesznikami; pozwolenie na to, aby eksprostytutka namaściła stopy i wytarła je swoimi włosami. Buntowali się przeciw temu uczniowie, gorszyli mędrcy i faryzeusze. Ich protesty Jezus skonkludował jednym, prostym zdaniem: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. [...] Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników" (Mt 9, 13). To dla nas - Jego uczniów - najtrudniejsza odsłona Ewangelii. Stanąć twarzą w twarz naprzeciwko człowieka pijanego nienawiścią do Boga i Kościoła i zachować spokój, pozwolić mu się wykrzyczeć i powiedzieć, że jest umiłowanym dzieckiem Boga; wytrzymać ciężar obelg i przekleństw, wypisywanych przez młodych ludzi na forach internetowych, rzucanych w twarz rodzicom; pochylić się nad narkomanem, pijakiem. Ludzie dziś noszą w sobie ogromne, głębokie rany, często spowodowane grzechem, lekkomyślnością. Potrzaskane serca domagają się zrozumienia, akceptacji. Stąd ten krzyk, gniew, rozpaczliwe wołanie o miłość. A tej przecież nie da się kupić na promocji w markecie - można ją tylko otrzymać za darmo, doświadczyć. Miłość zawsze zostawia po sobie ślad, zapala płomyk nadziei. Być może owi biblijni celnicy, grzesznicy, nierządnice przychodzili na spotkanie z Jezusem z ciekawości, traktowali je jako sensację, ale przecież kiedy odchodzili, wielu z nich nie było w stanie zapomnieć dobrych oczu, przenikliwego spojrzenia, prostych słów. Pojawiała się rysa na kamieniu. Tak jak wtedy, gdy na gniew nie odpowiesz gniewem, a na kłamstwo kłamstwem. Coś wtedy pęka. Nienawiść słabnie, stępia się jej impet. Staje się bezradna. Choć dalej krzyczy, nie jest w stanie wyrządzić szkody. Tak działa Bóg. Tak dokonuje się zbawienie człowieka. Marcin Jasiński "Nasz Dziennik" 2008-06-07
Autor: wa