Nieuchronność
Treść
To jest dopiero Pani! Może grać ze swoim własnym imieniem – i zawsze wie, że wygra! Wszystko leży u jej stóp. Nawet, gdy ktoś próbuje ją zignorować czy o niej zapomnieć – jest, stoi z boku, patrzy się – nieraz może przyczajona za drzewem, rogiem ulicy czy wręcz blisko za plecami. Ma czas – ale i pewność. Swoją dumę, ale i litość nad ludźmi, bo zdaje im się, że jej się wymkną – bo jej po prostu nie ma. Dlatego się nie narzuca. Raczej nawet czasem się wstydzi, że jest, że musi nadejść – zadziałać, pozwolić by coś się zaczęło, a coś innego zakończyło. Taka jej rola – cezury, odgraniczania. Bo tu na ziemi nic nie trwa wiecznie. Nie na darmo jeden mnich, nieco jednak znający życie mawiał, iż „wieczne są tylko pióra”. Dlatego zawsze musi ona być w pobliżu, rzucając swój cień na naszą codzienność – i nawet na to niewiele w niej słońca, które mamy. Ale ona nie tylko jest – ale się pojawia. Aktualizuje swe bycie – tym samym pozwalając nam doświadczyć konturów rzeczywistości tak, że okazuje się ona szorstka, nieraz poszarpana, czy wręcz porwana. W ten sposób zostaje zniszczona nasza błogość – to nieco spokoju, które skleciliśmy sobie może sporym nawet wysiłkiem, ale nie może on trwać. Musi się kiedyś przerwać. Na szczęście tak jak i chwile trudne i niespokojne. Dlaczego tylko tych ostatnich jest tak dużo – i trwają zdecydowanie za długo? Powinna być symetria. Tak szybko, jak kończy się dobro, winno się kończyć i zło! Ale może inaczej odbieramy obie te rzeczywistości? I dlatego jedna się dłuży, inna nie. ONA jednak – pojawia się i tu, i tam. Z jednakową skutecznością przecina pasmo dobra i pasma zła. Czasem – dla żartu? – na moment je splata – tak, by się wzajemnie wykluczyły. Głównym jej zadaniem jest jednak przecinanie, kończenie – tak, by nic nie trwało dłużej, niż trzeba.
Mówi się o niej, że jest siostrą czasu. Inni twierdzą, że jego córką. To na pewno wiadomo, że tak jak czas płynie, tak jej przyjście jest pewne. Od samego początku jest zaproszona do każdego naszego wydarzenia – czy ma być ono punktem, czy chwilą. Zawsze weźmie je w ręce – tak, że się ostatecznie rozpadnie, rozsypie, rozpłynie, skończy, może przemieni…?
Może więc nie warto poświęcać się wydarzeniom – organizować je, by potem przeżywać, że je nam zabierze? Po co więc próbować ją omamić, a może ułaskawić czy nawet karmić naszymi mrzonkami o trwałości? Zbyt dobrze nas zna – zbyt dobrze zna życie, by się na to nabrać. Co więc z nią zrobić?
Może po prostu zająć się nią samą? Jej wiernością, niezawodnością, wdziękiem i determinacją? Także jej krokiem – nadchodzeniem. To wszak jedna z niewielu pewnych rzeczy na świecie. Oszem, przychodzi rozmaicie – śpieszniej lub powoli, cicho lub głośno, znienacka – zza rogu, lub z oddali. Zawsze jednak można i trzeba być pewnym – jej obecności jako takiej, ale i jej nadchodzenia: zagęszczania się, wzbierania, nadbiegania z wyciągniętymi ramionami – aby je zarzucić na szyję, by porwać ze sobą. Jest wszak królową i sensem ruchu – takiego jasnego, chciałoby się rzec liniowego: nadchodzenia otulonego głębokim oczekiwaniem i nadzieją. Bo jeśli ją uczynimy centrum naszej uwagi, to nie pozostanie nam nic innego, jak czekanie na nią – z utęsknieniem właśnie, z nadzieją że to, co trwa – a przecież nigdy nie jest doskonałe – kiedyś się skończy. A że jej nadchodzenie trwa – każdy koniec będzie miał koniec – czyli wszystko będzie narastało, wzbierało, przekraczało się… – aż ku nieskończoności.
Nie jest więc najlepszym wyborem zabrać się razem z nią? Poprzez świat, wszelkie sytuacje, które prędzej czy później muszą zgasnąć? Po prostu może trzeba dołączyć do jej orszaku?
Święty Benedykt w Regule często mówi o ruchu, który zdaje się przenikać mnisze życie – tak, że nie wiadomo, czy jest dziełem Boga, czy decyzją ludzkiego serca. Pewno jedno i drugie. W Prologu Reguły czytamy o „podążaniu ścieżkami Pana” z przepasanymi biodrami (RB Prol. 21), o „biegnięciu drogą dobrych uczynków” (RB Prol 22), o „śpieszeniu się” (RB Prol. 44), o „postępowaniu naprzód” (RB Prol. 49). Czy nie jest to droga Wieczystej Świętej Paschy – do której wyglądania, w pełni „duchowej radości i tęsknoty” (RB 49, 7) również św. Benedykt zachęca?
Bo tak naprawdę nasza bohaterka jest służebnicą Boga, Jego poprzedniczką – mistrzynią przy Nim, Jego rozkoszą dzień po dniu, cały czas igrającą przed Nim na okręgu ziemi (Prz 8, 31). Ostatecznie to nie ona przychodzi – ale On, Bóg zbawiający i zagarniający ze sobą wszystko do Wieczności.
W takiej perspektywie wszelkie rany, szczeliny, rozdarcia nabierają sensu – a może raczej już tak nie uwierają, nie bolą:
Dlatego,
Ach! Dlatego drzewa
już nie śpiewają –
i wszystkie rzeczy
jakby w środku pęknięte
od Przyjścia,
które nadchodzi.
Dlatego.
Gomer jednak nic nie mówi.
Myśleć
cóż by to miało być?
Jednak nadchodzi [Wiersz nosi tytuł Jednak nadchodzi].
Z nią jest jeszcze coś. Gdy jej zaufamy i pójdziemy za nią, sprawia, że w sercu naszym zaczyna wzbierać coś – co jest tyle z niej, co od samego Boga – i co nie może nie być ruchem, nie wyjść, nie przelać się w naszym sercu, w życiu – po prostu jako odpowiedź czy echo Wieczności! Tak więc
Idzie na pola, idzie na bory,
Na łąki i na sady,
Na sine wody, na śnieżne góry,
Na miesiąc idzie blady;
Idzie w niezmierną otchłań wszechświata,
Skąd pył dróg mlecznych prószy,
Idzie błękitna, cicha, skrzydlata —
Muzyka mojej duszy.
„Selfie z Regułą” to nowy cykl felietonów, których autorem jest Bernard Sawicki OSB, obecnie wykładowca w Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie i Koordynator Instytutu Monastycznego.
Źródło: ps-po.pl, 26 września 2018
Autor: mj
Tagi: Nieuchronność