Nieskuteczna pogoń
Treść
Tym razem się nie udało. Polscy piłkarze ręczni znów przespali  pierwszą połowę, w drugiej znów rzucili się do odrabiania strat, ale to,  co powiodło się przeciw Danii i Szwecji, nie udało się w pojedynku z  Macedonią. Biało-Czerwoni przegrali i choć nie stracili bezpowrotnie  szans na awans do półfinału rozgrywanych w Serii mistrzostw Europy,  ograniczyli je do minimum. 
Wychodząc wczoraj na boisko,  Polacy wiedzieli doskonale, że dzierżą los we własnych rękach. Sytuacja  w grupie 1. tak się bowiem ciekawie ułożyła, że wygrana obu meczów  (pozostałych do zakończenia w niej rywalizacji) dawała awans do  półfinału mistrzostw. Trudniejszy wydawał się ten drugi, czwartkowy, z  Niemcami, ale i Macedonii nikt nie lekceważył. W ostatnich latach ten  zespół zrobił bowiem ogromny krok do przodu, stając się godnym rywalem  dla najlepszych. W 2009 roku, na mistrzostwach świata w Chorwacji,  Polacy zmierzyli się z nim pierwszy i do wczoraj jedyny raz. Przegrali  29:30. Biało-Czerwoni pałali zatem chęcią rewanżu, jak i doskonale  pamiętali zachowanie fanatycznych macedońskich kibiców, którzy przed  tamtym spotkaniem gwizdali podczas odgrywania "Mazurka Dąbrowskiego". Po  cichu przyznawali, że chętnie się rywalom na boisku za to odpłacą.  Najważniejszy był jednak oczywiście aspekt sportowy. Zwycięstwo dawało  naszym nadzieję na awans do półfinału i medal mistrzostw. Inny wynik  redukował ją niemal do zera. Kluczem do sukcesu wydawało się poradzenie  sobie z presją gorącej publiczności i wyłączenie Kirila Lazarowa,  najlepszego gracza rywali.
Zaczęło się źle. Bardzo źle, do czego nasi  w Serbii już przyzwyczaili. Macedończycy już w 7. minucie prowadzili  4:1. Lazarow trafiał regularnie, a Polacy mieli kłopoty ze złapaniem  odpowiedniego rytmu gry. A w zasadzie go nie mieli w ogóle. Nic zatem  dziwnego, że przeciwnicy systematycznie powiększali przewagę. Po  kwadransie wygrywali 10:4, a po 21 minutach 15:8. Biało-Czerwonym przed  przerwą udało się jedynie zmniejszyć stratę do sześciu bramek, czyli  nadal pozostawała ona spora. W drugiej połowie nastąpił oczekiwany zryw  Polaków, ale dopiero po pewnym czasie. Najpierw popełnili sporo błędów,  Tomasz Tłuczyński nie wykorzystał rzutu karnego i w 37. minucie  Macedończycy prowadzili już 20:13. Wreszcie jednak podopieczni Bogdana  Wenty się przebudzili. Zdobyli cztery bramki z rzędu, ale gdy zaczęli  łapać wiatr w żagle, swoje trzy grosze wtrącili sędziowie z Islandii - a  dziwnym trafem wszystkie ich kontrowersyjne decyzje obracały się  przeciw Polakom. W dramatycznej końcówce, gdy nasi doszli na odległość  dwóch goli, arbitrzy podyktowali serię rzutów karnych dla Macedończyków,  i choć trudno posądzać ich o stronniczość, wpłynęli na wynik. -  Podporządkowaliśmy się stylowi Macedończyków, szukaliśmy rytmu i do  końca nie potrafiliśmy go znaleźć - powiedział Wenta. 
Polacy nadal  mają szansę znaleźć się w półfinale, bo Duńczycy pokonali wczoraj  Niemców 28:26. Muszą jednak nie tylko wygrać ostatni mecz, ale i liczyć  na korzystne dla siebie rozstrzygnięcia w innych. Szansa na to jest, ale  minimalna.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Wtorek, 24 stycznia 2012, Nr 19 (4254)
Autor: au