Nieraz doświadczyliśmy cudu
Treść
Z ks. Romanem Kaźmierczakiem, twórcą Domu Obrony Życia, rozmawia Maria Popielewicz Jednym z dzieł wspieranych przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski jest Dom Obrony Życia w Pisarówce na Ukrainie - pierwszy dom dla samotnych matek w diecezji kamieniecko-podolskiej... - Szacuje się, że rocznie przeprowadzanych jest nawet milion aborcji rocznie. Niestety, Ukraina słynie na świecie jako potentat w dziedzinie eksportu ciał dzieci nienarodzonych do badań czy produkcji leków i kosmetyków. Nasi parafianie, gdy o tym usłyszeli, byli wstrząśnięci. Chcieli coś robić, by temu przeciwdziałać. Na realizację pomysłu wpływ miał też ks. kanonik Wiesław Wiśniewski z sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie, przy którym istnieje dom samotnej matki. Zatem ta myśl o budowie domu dojrzewała, spotkała się z aprobatą miejscowego biskupa, więc powstał najpierw klasztor dla sióstr, a potem miejsce dla samotnych matek. Jak Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przyczynił się do budowy tego domu? - Największą pomoc otrzymaliśmy przy pokrywaniu budynku dachem. Zbliżała się zima, trzeba było się spieszyć. Wtedy Zespół ofiarował nam konieczne fundusze na zakup blachy i pokrycie dachu. Ale znalazło się też wielu ludzi z różnych krajów, którzy wspierali budowę, były także firmy ukraińskie, które chciały uczestniczyć w tym dziele. W grudniu zeszłego roku na Boże Narodzenie dom był gotowy. Ale obrona życia to nie tylko dom, to także uświadamianie, czym jest aborcja... rozmowa z tymi matkami, które są na nią zdecydowane... - Jak tylko dom powstał, pojechaliśmy z parafianami do szpitala na oddział położniczy pobłogosławić matki oczekujące na narodziny dzieci. Ta inicjatywa przyjęta została z życzliwością, więc potem wiele razy jeździliśmy do tego szpitala, by modlić się i rozmawiać z matkami, które myślą o aborcji. To były niezwykłe spotkania. Niejednokrotnie doświadczyliśmy cudu uratowania życia. Kobiety - także dzięki temu, że się modliliśmy z nimi, rozmawialiśmy, okazywaliśmy im życzliwość, pokazywaliśmy inne wyjścia z sytuacji czy oferowaliśmy pomoc - zmieniały zdanie, a potem dziękowały nam, że ich dziecko zostało ocalone. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-12-06
Autor: wa