Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nienowy to scenariusz

Treść

Jaki pomysł na Polskę ma Partia Demokratyczna - demokraci.pl? Patrząc na ostatnie 16 lat, nietrudno odpowiedzieć na to pytanie. Każde kolejne działanie wskazuje na dążenie do zamierzonego od dawna celu - integracji lewackiego skrzydła "Solidarności" z ludźmi dawnej PZPR. Autorem tego planu jest w rzeczywistości Aleksander Kwaśniewski, który jednak ma kłopot z doborem wykonawców. Wszystko zepsuła mu nadmierna samodzielność Marka Borowskiego.
Co to za partia, która jednocześnie chce być najbardziej liberalną w Polsce i przyciąga na swoje listy czołowe postacie tzw. socjaldemokracji? Partia Demokratyczna - demokraci.pl najpierw chciała, by jej kandydatem na prezydenta stał się Włodzimierz Cimoszewicz. Ten sam pomysł miał SLD. Ale Borowski nie chciał zrezygnować, więc Cimoszewicz podtrzymał swoją decyzję o odejściu z polityki. Bardzo prawdopodobne, że za jakiś czas powróci jako "nowa postać na scenie politycznej, niesplamiona aferami, człowiek o czystych rękach". Kandydatem PD na prezydenta została tymczasem Henryka Bochniarz, którą śmiało można nazwać drugą po Leszku Balcerowiczu ikoną polskiego liberalizmu. Władysław Frasyniuk na siłę chce ją przedstawić jako osobę zupełnie nową na polskiej scenie politycznej. Czy jednak ktoś, kto już 14 lat temu był ministrem konstytucyjnym, jest "nowy"? A przecież później Bochniarz nie zeszła ze sceny. Zamieniła jedynie politykę na biznes, ale ten nieodległy, głównie związany z prywatyzacją.
Co w jednej partii robią Bochniarz, Marek Belka, Jerzy Hausner? Co to za partia, w której wciąż czeka miejsce na Cimoszewicza i innych "nieskompromitowanych" ludzi polskiej "lewicy"? To prosta realizacja nienowego przecież scenariusza połączenia sił lewackiego skrzydła NSZZ "Solidarność" z "lepszą" częścią postkomunistów, budowy partii "ponad podziałami" historycznymi. Ojcem tego porozumienia jest - choć stoi w ukryciu - Aleksander Kwaśniewski, a matką - od wielu lat środowisko "Gazety Wyborczej" z Adamem Michnikiem na czele. Jedynym "wichrzycielem" okazał się Borowski, którego ambicje prezydenckie doprowadziły do rezygnacji Cimoszewicza. Gdyby nie to, mielibyśmy w nadchodzących wyborach wspólnego kandydata SLD, SdPl i PD.
Takiej sytuacji, przynajmniej na razie, nie będzie, bo determinacja Borowskiego jest zadziwiająca. W środowisku PD i SLD słychać ten sam głos - że aspiracje byłego marszałka Sejmu są winą Kwaśniewskiego. Prezydenta znów zawiódł polityczny instynkt - najpierw poparł tworzącą się na gruzach SLD Socjaldemokrację Polską, namaścił Borowskiego i nie ukrywał swojego poparcia dla niego. Potem jednak okazało się, że "smycz" była za cienka i lider SdPl szybko się z niej urwał. Psuł atmosferę musztrowaniem prezydenckiego premiera, zrażał do siebie SLD, na dodatek wyskoczył jeszcze z pomysłem liberalizacji ustawy aborcyjnej, choć przecież "na razie miało być cicho w tej sprawie". Borowski, zamiast budować szeroki obóz, nad którym szefowanie mógłby potem przejąć Kwaśniewski, okopał się w swoim i poczuł się pewnie. Teraz misję tworzenia tego obozu dostał Frasyniuk. Wywiązuje się z niego zaskakująco dobrze. Tylko jak będzie się nazywała partia, która powstanie kiedyś w wyniku tego miksu? Może Sojusz Liberalnych Socjaldemokratów? Pewnie nie znajdzie się w nazwie słowo "liberalni", bo ono odstrasza. Łatwiej wmawiać, że najważniejszy jest człowiek, stawiać na piedestale rynek i nazwać się "nowoczesną socjaldemokracją".
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-06-07

Autor: ab