Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nienawiść bez powodu

Treść

Szacuje się, że obecnie życie za wiarę oddaje ok. 170 tys. chrześcijan rocznie! To tak, jakby co roku znikało z powierzchni ziemi miasto wielkości Olsztyna. Od 1950 roku zabito już ok. 13 mln wierzących w Chrystusa, a cały wiek XX pochłonął ponad 45 mln takich ofiar. Ponad 50 krajów do dziś znajduje się na liście "przodujących" w dyskryminacji religijnej. Mimo tak znaczącej liczby męczenników liderzy świata zachodniego z USA, ONZ i Unią Europejską na czele milczą w tej sprawie. Podejmowane przez niektórych artystów czy sportowców próby budzenia ich sumień wydają się jedynie kroplą w morzu potrzeb.



Rzadko kiedy możemy spotkać się z rzetelnym opisem warunków życia chrześcijan w krajach, gdzie ich religia nie jest dominująca. Wiele państw Azji, Afryki, a nawet Ameryki Południowej nie jest tak otwartych na obce wierzenia jak Europa. Za przykład może posłużyć stosunek muzułmanów do wyznawców Chrystusa. Czyny, do jakich wyznawcy Allacha niejednokrotnie posuwają się wobec wierzących w Chrystusa, są wielce wymowne i wstrząsające. Wystarczy przypomnieć niedawny kazus Gillian Gibbons, angielskiej nauczycielki pracującej w Chartumie, której uczniowie nazwali pluszowego misia imieniem Mahomet. Wypadek ten zakończył się stosunkowo szczęśliwie, bo tylko skazaniem kobiety na 15 dni więzienia za "podsycanie nienawiści na tle religijnym". Przed zakładem karnym, w którym osadzono Gibbons, odbyły się wielotysięczne demonstracje. Zgromadzony tłum domagał się śmierci Brytyjki, jednak dzięki zdrowemu rozsądkowi prezydenta Sudanu Omara el-Baszira została ona ułaskawiona. Tego typu reakcja ludności pokazuje dokładnie, jakimi pretekstami posługują się islamiści i do czego są gotowi posunąć się w imię zwalczania obcej wiary. Chociaż poszkodowana - jak twierdzi - zawsze darzyła muzułmanów szacunkiem, stała się ofiarą brutalnych ataków z ich strony.
O wiele mniej szczęścia miał mieszkaniec Gazy, 30-letni Rami Ayyad. Był on kierownikiem Księgarni Nauczyciela sprzedającej literaturę chrześcijańską. Pewnego ranka znaleziono go przed wejściem do budynku. Dostał strzał w głowę, a na jego ciele było wiele śladów pchnięcia nożem. Mimo że media i policja jako oficjalną przyczynę śmierci Ayyada podały morderstwo na tle rabunkowym, to dla lokalnych chrześcijan jasne było, że miało ono podłoże religijne. Wcześniej częstokroć grożono jemu samemu, a także jego rodzinie. Przy tym Palestyńskie Towarzystwo Biblijne, dla którego Rami Ayyad pracował, wielokrotnie stawało się obiektem ataków muzułmańskich bojówkarzy.
Podobna historia stała się udziałem Rity Chellarian, chrześcijanki z Indii. Gdy jej martwe ciało znaleziono w gęstych zaroślach, policja lakonicznie stwierdziła morderstwo i gwałt. Organy ścigania nie brały nawet pod uwagę, że Rita mogła stać się ofiarą skierowanych przeciw chrześcijanom prześladowań. Tymczasem taką wersję wydarzeń sugeruje miejscowa ludność.
Ogólna sytuacja hinduskich chrześcijan jest nie do pozazdroszczenia. Zaledwie dwa miesiące temu w mieście Hadyara uzbrojeni muzułmańscy bojówkarze zaatakowali Nowy Kościół Apostolski, niszcząc jego wnętrze. Obecne w kościele osoby, w tym dzieci, zostały pobite i obrzucone obelgami. Prawdopodobną przyczyną ataku było używanie przez chrześcijan głośników w czasie porannych nabożeństw. Te ostatnie odbywały się bowiem w tym samym czasie co islamskie modlitwy, drażniąc wyznawców Allacha.

Więzienie za modlitwę
Nie lepiej wygląda sytuacja w innych azjatyckich państwach. W sąsiadującej z Indiami Birmie, gdzie od 1962 roku rządzi junta wojskowa, przypadki prześladowania chrześcijan są na porządku dziennym. Chociaż są to bardziej prześladowania polityczne, to swoją brutalnością i intensywnością wcale nie ustępują religijnym. "Kościoły nie mogą się gromadzić. Spotykamy się po cichu w małych grupach, nie więcej niż pięć osób, by modlić się za nasz kraj i nasz naród. Chińczycy donoszą, że pięć osób zostało zabitych, BBC mówi o dziesięciu ofiarach śmiertelnych, ale nasi ludzie widzieli setki ciał i jeszcze więcej ludzi zapełniających szpital" - opisuje na stronie internetowej pracownik The Voice of the Martyrs (VOM), organizacji zajmującej się pomocą prześladowanym chrześcijanom.
Również wietnamskie władze prowadzą systematyczną akcję mającą na celu wykorzenienie chrześcijaństwa w swoim kraju. Wydano nawet specjalną instrukcję do walki z "nielegalną propagandą religijną". Zawiera ona listę nazwisk osób poszukiwanych przez policję za prowadzenie ewangelizacji, a także sposoby zwalczania i kontrolowania ludzi zajmujących się krzewieniem wiary. Wietnamczycy zmuszani są do apostazji i wyznawania religii pierwotnych. Jeśli nie chcą się wyrzec Chrystusa, pozbawia się ich ziemi, domów, a także siłą przenosi w inny region kraju. Przymuszanie do picia świńskiej krwi przy równoczesnym nakłanianiu do wyparcia się wiary, tortury, zastrzyki z narkotyków, burzenie świątyń - to tylko niektóre przykłady postępowania policji wobec wietnamskich chrześcijan. Wprowadzona w 2005 roku poprawka do konstytucji Wietnamu wyraźnie nakazuje respektowanie wolności religijnej obywateli, ale prawo to nigdy nie weszło w życie.
Krzysztof Gawlikowski z Warszawskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych PAN zauważa, że "swoboda wyznania jest oczywiście zaliczana do praw człowieka, lecz należy pamiętać, że koncepcja tych praw została wymyślona w Europie, przynależy do tradycji grecko-rzymskiej i jest zupełnie obca wielu kulturom pozaeuropejskim". Dodaje, że Zachód może oczywiście wymusić na przywódcach państw azjatyckich uznanie praw człowieka, ale od formalnego uznania do przestrzegania droga daleka. - Gdy nie funkcjonuje system prawny i sądowniczy, gdy lokalne władze i ludzie (zwłaszcza miejscowi fanatycy-fundamentaliści) zupełnie lekceważą prawa uchwalane w stolicy, jeśli trwają wojny domowe i wysoki jest poziom przemocy w życiu codziennym, nikt nie zagwarantuje bezpieczeństwa akurat chrześcijanom - konstatuje.

Czarny ląd dla chrześcijan
Bez względu jednak na położenie geograficzne, to właśnie działania muzułmanów wobec "niewiernych" są najbardziej bezwzględne. W Erytrei, gdzie wyznawcy Allacha stanowią połowę ludności kraju, już kilkakrotnie doszło do uprowadzeń lub aresztowań pastorów Kościoła Apostolskiego. Przy tym przerywano nabożeństwa i niszczono kościelny dobytek. Dzieje się to za całkowitym przyzwoleniem władz, które wydały nawet specjalny dokument dotyczący konfiskaty wszystkich należących do Kościoła szkół, szpitali, sierocińców i centrów przysposobienia zawodowego dla kobiet. W sąsiedniej Etiopii znane są przypadki wypędzania rodzin chrześcijańskich z ich domów, pobicia, a także morderstwa zwłaszcza w tych częściach kraju, gdzie muzułmanie stanowią znaczącą większość.
W niektórych wypadkach nawet nie szuka się pretekstu do tego, by móc się zemścić na znienawidzonych chrześcijanach. Przodują w tym dwa kraje - Arabia Saudyjska i Jemen. W Jemenie nie wolno w ogóle podejmować prób nawracania na wiarę inną niż islam. Takie praktyki kończyły się dla kapłanów zazwyczaj więzieniem lub torturami. W Arabii obowiązuje przy tym prawny zakaz WYZNAWANIA jakiejkolwiek innej religii. Aby zachować "czystość kultu", powołano tam specjalną policję religijną - mutawwal. Jej oddziały w okrutny sposób rozprawiają się z najmniejszymi przejawami kultów niemuzułmańskich. Niszczą krzyżyki, książki, modlitewniki, obrazki, a ich właścicieli wtrącają do więzień. To samo spotyka wszystkich gromadzących się na "podziemnych" Mszach Świętych. Jednak, co najciekawsze, pomimo tak nasilonych prześladowań liczba chrześcijan w Arabii Saudyjskiej systematycznie rośnie.

Śmierć za posiadanie Biblii
W Korei Północnej, która oficjalnie przedstawia się jako kraj ateistyczny, spośród miliona więźniów politycznych ok. 100 tys. to chrześcijanie. Więźniom przetrzymywanym na wielkich, zamkniętych terenach przypominających wybiegi dla koni nie podaje się żywności ani lekarstw. Codziennie w koreańskich łagrach umierają dziesiątki z nich. Każdego człowieka przyłapanego na czytaniu lub posiadaniu Biblii uznaje się za południowokoreańskiego szpiega i natychmiast zabija.
Tego typu przykłady można by mnożyć. Trudno wyrokować o stopniu ich brutalności i perfidii. Warto natomiast podkreślić, że zawsze są one skrzętnie ukrywane przed opinią publiczną. Z taką sytuacją spotykamy się w Meksyku, gdzie 95 proc. ludności uznaje się za katolicką. W kraju tym obowiązuje konstytucja, która paradoksalnie odmawia katolikom praw obywatelskich. Obowiązujące przepisy zabraniają im prowadzenia własnych szkół, wydawania gazet, a nawet budowania nowych kościołów bądź uczęszczania do obecnie działających. Wszystko to dzieje się w bliskim sąsiedztwie USA, które nie wypowiadają się na ten temat, podobnie zresztą jak cała światowa opinia publiczna.
Szczególnie wyrazistym przykładem przemilczania prześladowań na tle religijnym są Chiny. Władze tego państwa domagają się całkowitej kontroli nad Kościołem katolickim. Przez wiele lat chińscy komuniści próbowali doprowadzić do oddzielenia chińskiego Kościoła katolickiego od Rzymu. Powstało nawet Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich podporządkowane rządowi, a władze zmusiły je do wyboru własnych biskupów bez zgody Watykanu. Tych, którzy nie chcieli poddać się rozporządzeniom i nadal jawnie głosili Ewangelię, spotykały liczne represje. Biskup Julius Jia Zhiguo mówi, że w ciągu 15 lat, jakie spędził w więzieniach, był poddawany nieustannej indoktrynacji i reedukacji. Robiono mu tzw. pranie mózgu, aby wymusić podporządkowanie się rządowi komunistycznemu.
W Chinach istnieje także Kościół podziemny, którego członkowie spotykają się na potajemnych nabożeństwach. Mimo że część biskupów i księży działa otwarcie, a część w ukryciu, Kościół katolicki w Chinach jest podzielony. Jedyną różnicę między obiema jego częściami stanowi fakt, że jedna jest "widzialna", a druga "niewidzialna" dla rządu. Choć te dwa oblicza Kościoła chińskiego różnią się postawą polityczną, to jednak oba są prześladowane z równym uporem. Chociaż słyszymy często o łamaniu praw człowieka przez władze w Pekinie, jednak z tych ogólnikowych stwierdzeń ciężko jest wywnioskować, że chodzi o ludzi prześladowanych na tle religijnym. Niestety, w tej grupie wierzący w Jezusa Chrystusa stanowią znaczący odsetek.

Tysiące giną - świat milczy
Liczby, które można przytoczyć, przemawiają same za siebie. Szacuje się, że obecnie życie za wiarę oddaje ok. 170 tys. chrześcijan rocznie! To tak, jakby co roku znikało z powierzchni ziemi miasto wielkości Olsztyna. Od roku 1950 zabito już ok. 13 mln wierzących, a cały wiek XX pochłonął ponad 45 mln takich ofiar. Ponad 50 krajów do dziś znajduje się na liście "przodujących" w dyskryminacji religijnej, a liczący się na arenie politycznej z USA, ONZ i Unią Europejską na czele milczą w tej sprawie. Ich sumienia starają się budzić różnej maści artyści, muzycy, aktorzy czy sportowcy, niestety, ich działania są tylko kroplą w morzu potrzeb.
- Jedynym roztropnie działającym na tej płaszczyźnie przywódcą światowym wydaje się Watykan - zaznacza Krzysztof Gawlikowski. - Jan Paweł II ze wszystkich sił walczył z projektem interwencji zbrojnej w Iraku, rozumiejąc, że to może doprowadzić do zagłady miejscowego chrześcijaństwa, a prezydent USA i nawet polscy politycy interwencję przeprowadzili. Z wiadomym skutkiem - dodaje.
Odosobnionym głosem w tej sprawie, płynącym z UE, wydaje się apel europosła Konrada Szymańskiego. Przy okazji debaty nad Raportem Rocznym 2007 na temat praw człowieka na świecie stwierdził on, że "obrona praw człowieka powinna być kwestią sumienia, a nie takiej czy innej intelektualnej mody". - Dlatego apeluję, aby działalność UE w tej sprawie była w większym stopniu uwrażliwiona na kwestię wolności religijnej. Gwałt na sumieniach ludzi wierzących jest rosnącym i dramatycznym problemem - zaznaczył. - Chiny, Birma, Korea Północna, Iran, Sudan, Erytrea, Wietnam, ale także Rosja, Indie, Arabia Saudyjska, Uzbekistan czy Kuba - czy to mało? - pytał retorycznie.
Europoseł ocenił, że pilnym postulatem jest opracowanie ogólnych wytycznych Unii Europejskiej w zakresie wolności religijnej - najbardziej bezkarnie łamanego prawa człowieka w dzisiejszym świecie. Czy głos ten przebije się przez gruby płaszcz wygodnej dla wielu zmowy milczenia, jaka zapanowała w tym temacie? Czy też pozostanie bez odzewu?
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2007-12-22

Autor: wa