Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nienarodzony miarą demokracji

Treść

Przeżyliśmy kilka dni szczególnego festiwalu: radość z odzyskanej wolności po 25 latach jej budowania. Zaproszono do tego wydarzenia w wymiarze społecznym wszystkie środowiska: szkoły, sportowcy, artyści bardzo zdyscyplinowani jakimś szczególnym naciskiem centralnym powtarzali ten zbiorczy tytuł: świętujemy 25-lecie. Doszła jeszcze część polityczna o wymiarze wręcz globalnym, tym razem uzbrojona w dyskusję nad udoskonaleniem technik walki na śmierć i życie.
W ten chór świętowania wolności wpisał się niezwykle bolesnym zgrzytem atak na ludzkie sumienie, na ludzi, którzy publicznie upomnieli się o wolność sumienia, szczególnie lekarzy. Za tymi głosami widzimy na horyzoncie wiele innych środowisk, zwłaszcza grupy młodzieżowe, a na końcu widzimy najważniejsze – wolność rodziny, fundamentalnej wspólnoty. Chociaż ataki na klauzulę sumienia wydają się troską wąskiego grona ludzi uzbrojonych w wiedzę medyczną, to przecież w tej dyskusji nad wybiórczo podniesionym głosem słyszymy echo dyskusji na temat wolności człowieka w bardzo szerokim wymiarze. Aptekarzy, którym narzuca się obowiązek nieetycznych ofert sprzedaży nie tylko leków, ale i specyfików, które niszczą ludzkie zdrowie – środki antykoncepcyjne, nauczycieli, którym narzuca się obowiązek niszczenia elementarnych zasad sumienia, nakazując zajęcia, które mają odebrać najmłodszemu człowiekowi – dziecku odniesienie do jakiegokolwiek rozróżnienia dobra i zła.
Z tego tytułu tak uroczysta akademia na temat wolności wymaga od nas bardzo głębokiego i wszechstronnego odniesienia się do przestrzeni naszego życia, ażeby odpowiedzieć na pytanie: o jaką wolność walczyliśmy, jaką wolnością obdarowano nasze społeczeństwo 25 lat temu i jak w tej przestrzeni wolności może funkcjonować społeczeństwo dzisiaj?
Osobne spojrzenie należy się pierwszej, fundamentalnej strukturze społecznej – rodzinie w jej misji przekazywania życia, samodzielnego gospodarowania w przestrzeni własnej wolności i prowadzenia wychowawczą ręką dorastającego człowieka do podjęcia samodzielnych zadań w życiu dorosłym.
Dlatego chciałem przypomnieć starania różnych środowisk o pełną ochronę życia ludzkiego i kolejne etapy tych starań, a zwłaszcza konieczność odpowiedzi na pytanie: dlaczego przegrywamy z życiem? Bo statystyka formalnie dokonanych zabójstw w majestacie prawa jest tylko sygnałem, za którym kryje się cała różnorodność postaw ludzkich, czyli sposobów myślenia przeciw życiu. Końcowym efektem jest nazywany często z dziennikarską niefrasobliwością niż demograficzny.
Książka o tytule, który zapożyczyłem do dzisiejszego felietonu: „Nienarodzony miarą demokracji”, wydana pod naukową redakcją ks. prof. Tadeusza Stycznia, jest najprostszym przewodnikiem w tym przeglądzie, którego poznanie powinniśmy, przy radosnym świętowaniu, uważać za swój bardzo poważny obowiązek. Bo właśnie przed 25 laty rozpoczęła się bardzo intensywna i publiczna dyskusja, wielopoziomowe starania o zabezpieczenie każdemu człowiekowi szacunku, ochrony prawnej i szans na wolne życie.
Dnia 2 lutego 1991 roku w salonach rektorskich Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego odbyło się spotkanie z przedstawicielami Senatu Rzeczypospolitej Polski. Wydawałoby się, że ten w 99 proc. solidarnościowy Senat w 99 proc. powie „tak” i opowie się za pełną ochroną życia ludzkiego. Pisze ksiądz profesor: „Szkopuł polega na tym, iż w głosach niektórych senatorów, kierowanych potem do społeczeństwa – w oparciu o nasz głos wyborczy z pamiętnego dnia 4 czerwca 1989 roku – usłyszeliśmy coś, co wprowadziło zgrzyt w jednoznaczny dotąd głos ’Solidarności’ z człowiekiem. Chodzi o głos w sprawie solidarności z nienarodzonymi, do których stosunek stanowi, jak powiedziano, szczególny ’kamień probierczy’ międzyludzkiej solidarności. Właśnie ta solidarność kazała nam postawić te głosy w stan zakwestionowania. Z drugiej jednak strony jest nam obca myśl, by ich autorzy świadomie zakwestionowali zasadę solidarności, by chcieli odwołać swą solidarnościową opcję”. A jednak od 25 lat konsekwentnie ją odwołują. Od 25 lat nie możemy bowiem ochronić wszystkich obywateli sprawiedliwym prawem i sprawnym, uczciwym ustrojem tak w wymiarze opieki nad chorym, jak i w zabezpieczeniu przed patologią, agresją społeczną.
Tak więc, troszcząc się o rodzinę, troszcząc się o jej przestrzeń w życiu publicznym, trzeba wrócić do kolejnych etapów tych starań i dać odpowiedź na pytanie: jaki wątek od początku zatruwał ten szlachetny zryw solidarnościowy?
Ks. bp Stanisław Stefanek TChr
Nasz Dziennik, 10 czerwca 2014

Autor: mj