Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemrawa kampania

Treść

Na obsadę miejsc w następnej kadencji Parlamentu Europejskiego wpływ będzie miała przede wszystkim polityczna sytuacja w krajach członkowskich oraz kryzys, na fali którego mogą wypłynąć ugrupowania stanowiące dotychczas parlamentarną mniejszość. Zarówno kampania liberałów, jak i socjalistów wydaje się mniej wyrazista od tej prowadzonej przez formacje, które startują pod hasłem "NIE dla traktatu lizbońskiego". Wśród argumentów przewijają się takie hasła, jak: kryzys, suwerenność, zdrada, zmiany klimatyczne...

Zamiast konkretnych programów socjaliści oferują wyborcom... wysiłki w walce z apatią wyborców (Partia Europejskich Socjalistów - PES) i temat zastępczy w postaci zmian klimatycznych (Europejska Partia Ludowa - EPP, Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, Zieloni). - Myślę, że socjaldemokracja nie ma nic nowego do powiedzenia w sprawach Europy, trzyma się kurczowo przeszłości, takiej rutyny europejskiej podtrzymywania status quo, w związku z czym prowadzona przez nią kampania jest mało emocjonująca - stwierdził eurodeputowany Konrad Szymański (Unia na rzecz Europy Narodów UEN/PiS), poproszony o podzielenie się wrażeniami z rozpoczętego wyścigu o miejsca w Parlamencie Europejskim. - Jeżeli będą osiągali dobre wyniki wyborcze, to tylko ze względu na sytuację w poszczególnych krajach członkowskich. W niektórych z tych krajów są na fali, ale to nie ma nic wspólnego z ich "projektem europejskim", który jest blady i oportunistyczny - stwierdził.

Znajduje to potwierdzenie w prowadzonej przez te ugrupowania kampanii. Zgodnie z oświadczeniami przywódców, socjaliści chcą przywrócić wyraźny podział między prawą i lewą stroną sceny politycznej, aby ułatwić wyborcom podjęcie decyzji przy głosowaniu i... w zasadzie nic więcej. Również Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE), które już w październiku 2008 r. zgodziło się na czteropunktowy manifest programowy, ma niewiele więcej do zaoferowania: 1) wolności obywatelskie; 2) wspólny rynek UE, wzrost gospodarczy i kwestia bezrobocia; 3) polityka ochrony środowiska i energetyczna (zmiany klimatyczne); 4) rozszerzenie UE i sprawy zagraniczne - czyli hasła, które w rzeczywistości wnoszą niewiele.

- Tydzień temu zostałem zaproszony do Brukseli, aby uczestniczyć w wyścigu wyborczym, który zgromadził około 500 kandydatów z 27 państw członkowskich. Europejscy liberałowie mają silnego kandydata na posadę przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Grahama Watsona - stwierdził Pat Cox, polityk irlandzki, były przewodniczący PE. Jednak wiele wskazuje na to, że nadzieje liberałów i socjalistów na zwycięstwo mogą okazać się przedwczesne. - Większość socjalistyczno-liberalna zawsze się opierała również na komunistach wybieranych w niektórych krajach - w Grecji, we Włoszech, w Portugalii. Myślę, że wybory to olbrzymia szansa na to, żeby ją zablokować i nie dopuścić do sytuacji, by miała 50+1 w kolejnej kadencji - zauważył Szymański, podkreślając, że wszystko zależy od układanki w poszczególnych krajach członkowskich.

- Bardzo trudno jest wyrokować w tej sprawie - ocenił. Jego zdaniem, głosowanie będzie oddawało podział wpływów zgodny z poparciem określonych partii w sprawach krajowych, gdyż nadal jest to najważniejsze kryterium wyborów w każdym kraju. - Konserwatyści na pewno odniosą wielki sukces w Wielkiej Brytanii. ODS, mimo że ma bardzo podobne stanowisko, pewnie nie uzyska aż tak dobrego wyniku, ponieważ ostatnie wybory samorządowe przegrali z kretesem. W przypadku Irlandii na pewno nowością będzie to, że będzie stosunkowo większa reprezentacja posłów dużo bardziej sceptycznych wobec Unii Europejskiej - suponował.

W ocenie ekspertów, spośród wszystkich wchodzących w skład PE grup najwięcej do stracenia będzie miała PES, z czego zresztą członkowie grupy doskonale zdają sobie sprawę.

Górnolotna retoryka

"W 2009 r. Vlastimil Tlusty i Jan Schwippel, posiadający długi staż członkowie ODS, kierując się własnym sumieniem, podjęli decyzję o opuszczeniu szeregów ugrupowania. Byli oburzeni sposobem prowadzenia przez premiera Mirka Topolanka przewodnictwa Czech w UE... i wysiłkami zmierzającymi wyraźnie do odizolowania Irlandii, jeżeli zagłosuje przeciwko traktatowi lizbońskiemu. To zaowocowało upadkiem rządu" - głosi spot promujący czeski odłam Libertas. Obydwaj deputowani zarzucają Topolankowi, iż ten zdradził program demokratyczny ugrupowania, popierając zapisy z Lizbony. Spot wydaje się o tyle kuriozalny, że szef Libertas Declan Ganley w dotychczasowych wypowiedziach często opowiadał się za zdecydowaną częścią zapisów traktatu reformującego. Brak precyzji wyrazu i jasności celów daje się zauważyć również w innych hasłach promujących to ugrupowanie: "Jedynie urzędnicy wybrani w drodze wyborów powinni stanowić prawo", "190 partii + 27 niewybieralnych komisarzy = 1 wielki bałagan. Libertas to jedyna droga, aby to zmienić". Warto zauważyć, iż nie pojawia się żadne sformułowanie, które wskazywałoby środki do osiągnięcia założonych celów. Podobnie sytuacja wygląda z zarzutami o marnotrawienie przez Unię funduszy.

W zupełnie innym, zdecydowanie ostrzejszym tonie rozpoczęła kampanię United Kingdom Independence Party. "Powiedz 'nie' nieograniczonej imigracji. Powiedz 'nie' 40 mln funtów dziennie składki do UE. Powiedz 'nie' kontroli UE nad naszym życiem. Powiedz 'nie' Unii Europejskiej" - z takim hasłem rozpoczęła walkę o wyborców UKIP. Hasła te mogą trafić w Wielkiej Brytanii na podatny grunt. Jeden z liderów ugrupowania David Campbell Bannerman zaatakował konserwatystów za ich politykę względem traktatu lizbońskiego. - Trzy czwarte członków Partii Konserwatywnej to eurosceptycy i doznali oni silnego zawodu ze strony własnego kierownictwa - powiedział Bannerman, przemawiając po debacie poświęconej zagadnieniom europejskim w Brentwood School w Essex. - Jedynie poprzez opuszczenie struktur unijnych możemy pozbyć się zapisów z Lizbony - mówił Bannerman. - Sondaże pokazują, że 55-60 proc. brytyjskiego elektoratu chce wymiany handlowej z Unią Europejską, ale pod warunkiem, że UE nie stanie się superpaństwem — stwierdził. W podobnym tonie wypowiadał się Stuart Wheeler. - Opinia publiczna wie, że Unia Europejska jest niekompetentna, nieefektywna, ciasna w poglądach i porozłupywana szalbierstwami, jednakże obecna klasa polityczna w Westminster nie chce o tym rozmawiać - podsumował dawny torys, obecnie wspierający (również finansowo) kampanię UKIP. Zdaniem eurodeputowanych UKIP, czerwcowe wybory powinny wystawić liberałom i socjalistom "czerwoną kartkę".

Ci ostatni bynajmniej nie przejawiają nadmiernej gorliwości w promowaniu swoich kandydatów. Niektórzy nie rozpoczęli nawet kampanii, a nawet jeżeli podjęli jakiekolwiek działania, to dotychczas nie było o nich słychać. Przykładowo ALDE/ADLE nie umieściło na swojej stronie internetowej żadnych informacji dotyczących kampanii przedwyborczej, podobnie zresztą jak lewica (GUE/NGL).

Kryzys asem w rękawie

W opinii wielu europejskich analityków politycznych, trwający globalny kryzys gospodarczy może stać się katalizatorem zasadniczych zmian w rozkładzie sił w Parlamencie Europejskim, w szczególności w przypadku deputowanych z centralnej i wschodniej części Europy. Tym bardziej że Parlament Europejski jako instytucja cieszy się coraz mniejszym zaufaniem społeczeństw państw członkowskich - siłą rzeczy musiała przy tym pojawić się argumentacja, iż za obecny stan rzeczy winę ponoszą ugrupowania posiadające większość, a zatem decydujący głos w wielu kwestiach.

- Organizacja Libertas formułuje absurdalne tezy, że UE jest winna kryzysowi - skarżył się niedawno minister ds. europejskich Irlandii Dick Roche, nazywając partię Ganleya "złowrogą" i pełną tajemnic organizacją, która nie potrafi odpowiedzieć na podstawowe pytanie na swój temat. - Jej przywódca rozpowszechnił więcej bajek o sobie oraz o UE, niż kiedykolwiek mógłby napisać sam Hans Christian Andersen - powiedział irlandzki minister. Ale w Irlandii hasła głoszone przez tę partię mogą znaleźć szerokie poparcie społeczne. Podobnie zresztą jak w Wielkiej Brytanii forsowana przez UKIP rezygnacja z członkostwa we Wspólnocie.

Zdaniem czeskiego eksperta Petra Macha, byłego doradcy prezydenta Vaclava Klausa, podstawowym kryterium wyborczym powinien być stosunek danego kandydata do traktatu lizbońskiego. Jednakże wydaje się wątpliwe, aby obywatele krajów, w których dokonano już ratyfikacji, przyjęli to kryterium jako priorytetowe. - To jest temat, który został zmitologizowany przez zwolenników tego traktatu, którzy wszystko postawili na tę kartę i wmawiają ludziom, że bez traktatu żyć nie można, że wszystko się zawali, jak ten traktat nie zostanie przyjęty, więc naturalnie pewnie ta oś jest w tych krajach najbardziej wyrazista. Z różnych powodów, m.in. dlatego, że tam proces ratyfikacyjny jest w powijakach - skomentował Konrad Szymański. Zwrócił przy tym uwagę na pewne negatywne przejawy folkloru politycznego, a mianowicie ponawiane przez liberałów próby ataków na podstawowe wartości oraz na osobę Ojca Świętego. - Rozumiem, że to jest to, co mają do powiedzenia w sprawach europejskich. Rozumiem, iż jest to jedna z ich osi programowych. Zobaczymy, jak na to zareagują Europejczycy, a najważniejsze, jak na to zareaguje chadecja - stwierdził Szymański, zauważając, iż prowadzona przez ostatnie lata przez chadecję taktyka chowania głowy w piasek stanowiła jej najbardziej fundamentalny błąd ostatniej kadencji.

Czy będzie miał kto wybierać?

Jak zauważył politolog prof. Anthony Coughlan, z wyborów na wybory maleje liczba osób biorących udział w głosowaniu do Parlamentu Europejskiego. W 2004 r. eurodeputowanych wybierało ogółem 45,47 proc. uprawnionych do głosowania, podczas gdy w 1994 r. frekwencja wynosiła 56,67, a w 1979 r.

- 61,99 procent. Wynika to przede wszystkim z braku zaufania do tej instytucji i braku poczucia obywateli, że ich głos może mieć jakikolwiek wpływ na unijną rzeczywistość. Wprawdzie Parlament Europejski prowadzi dosyć intensywną kampanię zachęcającą do udziału w głosowaniu, utworzył nawet profile na najpopularniejszych portalach społecznościowych, by w ten sposób dotrzeć do najmłodszych wyborców, jednak trudno określić, na ile skuteczne okażą się te zabiegi. W ramach kampanii na jednym z popularnych portali użytkownicy będą mogli m.in. wysyłać do siebie zaproszenia do udziału w wyborach. Zostaną tam też umieszczone informacje o pracach PE, zestaw najczęściej zadawanych pytań na temat Parlamentu Europejskiego oraz bieżące informacje o jego działaniach.

Anna Wiejak

"Nasz Dziennik" 2009-05-11

Autor: wa

Tagi: europarlament