Niemieckie Schadenfreude
Treść
Upadek czeskiego rządu to dla Unii Europejskiej nic dobrego - stwierdził komentator niemieckiej publicznej telewizji ZDF. Podobnego zdania są także niemieccy politycy. Jak na razie niemiecki rząd nie widzi zagrożenia dla funkcjonowania Unii Europejskiej. Ale euroentuzjaści boją się o losy ratyfikacji traktatu lizbońskiego.
W związku z obecną sytuacją polityczną w Czechach niemieckie MSZ wydało komunikat, że rząd federalny "nie widzi zagrożenia dla prawidłowego działania obecnej prezydentury Unii Europejskiej". Trochę bardziej niespokojni są niemieccy politycy. Eurodeputowany Elmar Brock (CDU) wyraził zaniepokojenie o losy traktatu lizbońskiego. Jego zdaniem, upadek premiera Topolanka może pogrzebać w tym kraju proces ratyfikacji traktatu. - Najprawdopodobniej prezydent Vaclav Klaus wygrał w Czechach batalię o utrącenie traktatu lizbońskiego - powiedział Brock. Również inny niemiecki poseł do europarlamentu Daniel Cohn-Bendit wyraził duże zaniepokojenie obecną sytuacją polityczną w Czechach. Jego zdaniem, upadek czeskiego rządu spowoduje poważne zakłócenia w procesie ratyfikacji traktatu w tym kraju. Niemieccy komentatorzy obawiają się, że przegrana Topolanka spowoduje wstrzymanie ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez zdominowany przez eurosceptycznych konserwatystów czeski Senat.
Także przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso wezwał czeskich polityków do jak najszybszej ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Przemawiając podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, zaapelował, "aby czescy politycy nie łączyli wewnętrznych problemów politycznych swojego kraju i ratyfikowali dokument". Zdaniem przewodniczącego KE, Czesi zobowiązali się do ratyfikacji traktatu lizbońskiego z chwilą podpisania dokumentu. Jednocześnie eurodeputowani wyrazili obawy co do ewentualnego odrzucenia go przez czeski Senat. W zeszłym tygodniu deputowani izby niższej przyjęli poprawki mające zapobiec przeniesieniu władz państwa do Unii Europejskiej bez zgody obydwu izb parlamentu. Senatorowie ODS, najsilniejszej partii w izbie wyższej czeskiego parlamentu, zamierzają głosować nad traktatem dopiero po omówieniu poprawek, zatem głosowania nad zapisami z Lizbony nie należy spodziewać się podczas marcowej sesji, jak wcześniej zapowiadano. Pomimo wielu obaw w niemieckich mediach wyczuwa się jednak nutę "Schadenfreude" - czyli lekkiej satysfakcji, że częściowo sprawdził się niemiecki i francuski scenariusz, iż czeska prezydentura sobie nie poradzi w sytuacji tak poważnego kryzysu.
Niemcy krytykują Czechów za brak ratyfikacji traktatu lizbońskiego, ale zapominają, że sami znajdują się wśród krajów, które jeszcze nie dokończyły procesu ratyfikacji. W Niemczech ratyfikacja została wstrzymana po tym, jak do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego wpłynęły trzy skargi na traktat lizboński złożone przez deputowanego (CSU) Petera Gauweilera, partię lewicową i skarga skierowana przez cztery osoby: byłego szefa zarządu koncernu Thyssen AG Dietera Spethmanna, byłego europosła z ramienia CSU Franza Ludwiga Grafa Stauffenberga, specjalistę od spraw gospodarczych Joachima Starbattę i berlińskiego profesora prawa Markusa Kerbera. Zgodnie z literą prawa prezydent Horst Koehler nie może złożyć końcowego podpisu pod niemiecką ratyfikacją traktatu, zanim sędziowie nie rozstrzygną problemu. Teraz wszyscy czekają na decyzję Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, a ma ona zostać podjęta w maju.
Waldemar Maszewski, Bonn, AW
"Nasz Dziennik" 2009-03-26
Autor: wa