Niemieckie oszustwa i fałszerstwa
Treść
W Niemczech istnieją dwie płaszczyzny mówienia o historii II wojny światowej.  Jedna, oficjalna, prezentowana przez czynniki rządowe, biorąca odpowiedzialność  za wybuch II wojny światowej. Jest i inne spojrzenie prezentowane przez wielu  historyków i zwykłych ludzi negujących lub relatywizujących winy  Niemców.
Teorię tę potwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem"  historyk dr hab. Bogdan Musiał, który twierdzi, że sposób podejścia do  współczesnej historii jest zdecydowanie inny w Berlinie niż w Moskwie, gdzie  cały czas obowiązuje historia, której wykładnię napisał jeszcze Stalin. -  Elementy tej wykładni dokładnie widzieliśmy i słyszeliśmy w tekstach dotyczących  przyczyn wybuchu wojny, które dochodziły do nas w ciągu ostatnich dni z Rosji -  powiedział Musiał.
W Niemczech - jak twierdzi historyk - proporcje są  zdecydowanie odmienne, ponieważ oficjalne czynniki rządowe prezentują poprawną  historię, w której Niemcy przejmują odpowiedzialność za wojnę jako państwo, ale  istnieje także bardziej rozpowszechniona niższa płaszczyzna tez historycznych  podawana przez wielu niemieckich historyków, polityków czy publicystów, która  zdecydowanie odbiega od wizji historii, jaką prezentuje niemiecki rząd.  Oficjalne czynniki ze względów politycznych nie mają zamiaru odżegnywać się od  odpowiedzialności za wybuch i skutki II wojny światowej, ale już nie zamierzają  bardziej zdecydowanie oskarżać o początek wybuchu tej wojny Rosji sowieckiej.  
Taka historia jest bardziej popularna w  Niemczech
Przedstawicielem tej niższej i szerszej płaszczyzny,  prezentującej historię, w której Niemców stawia się bardziej w roli ofiar, a  winnych wybuchu II wojny widzi się raczej wśród Polaków, jest środowisko  niemieckich "wypędzonych" ze szczególnym uwzględnieniem Pruskiego Powiernictwa  lub takich ludzi jak emerytowany niemiecki generał Gerd Schulze Rhonhof. Jako  przykład tak podawanej historii można przytoczyć przemówienie w Recklinghausen  podczas otwarcia wystawy "Wymuszone drogi, ucieczki i wypędzenia w Europie XX  wieku" historyka dr. Matthiasa Kordesa, dyrektora archiwum miasta, który  stwierdził publicznie, że powojenne granice na Odrze i Nysie nie zostały wcale  wyznaczone dopiero po wojnie i nie były swoistą karą i konsekwencją niemieckich  zbrodni dokonanych na ludności Europy Wschodniej oraz na Żydach, lecz była to  wcześniej zaplanowana polityka Londynu i Moskwy, także przy polskiej  inicjatywie. Ponadto ten sam historyk dowodził, iż już w 1942 roku rząd  Sikorskiego na uchodźstwie w jednym z memorandów żądał od USA ustanowienia  granicy w tym miejscu, a także, że był to projekt Marszałka Józefa Piłsudskiego  w latach 20.
Szefowa Związku Wypędzonych Erika Steinbach podobnie widzi  historię, czemu dała dowód przy okazji pochówku szczątków Niemców odnalezionych  w Malborku. Nie omieszkała zaatakować Polski. - Odkrycie masowego grobu w  Malborku otworzyło ponownie stare rany i ponownie kazało spojrzeć na to, co się  działo w Polsce i na terenach pod polską administracją. Ucieczki, wypędzenia,  ale także obozy pochłonęły wiele niemieckich ofiar na Śląsku, Pomorzu czy we  wschodniej Brandenburgii lub Prusach Wschodnich - stwierdziła. Steinbach  ponownie przypomniała o niemieckich archiwach, gdzie jakoby już w latach 70.  odnaleziono dokumenty o istnieniu w Polsce po wojnie ponad 2000 obozów dla  Niemców. 
To nie wina Hitlera
Do dużo większej prowokacji  posunął się niemiecki generał Gerd Schulze Rhonhof, który w bardzo poczytnej  książce pt. "Wojna ma kilku ojców", a także w licznych prezentacjach i  pogadankach, na które przychodzą setki ludzi, przedstawia tezę, że to Polacy są  winni wybuchu II wojny światowej. Jego zdaniem, Hitler do końca próbował uniknąć  wojny i szukał kompromisu, ale ówczesny polski rząd odrzucał wszelkie rozsądne  propozycje. - Nawet na kilka dni przed 1 września Hitler szukał jeszcze szansy  porozumienia - twierdzi generał Rhonhof, który ośmiela się porównywać Hitlera z  Marszałkiem Piłsudskim. Obydwu nazywa dyktatorami, z tą różnicą, że Piłsudski  był dużo gorszy. Zdaniem niemieckiego generała i autora historycznych książek,  pakt Ribbentrop - Mołotow został zawarty między innymi po to, aby zagwarantować  niepodległość krajom bałtyckim. 
Dla polskiego historyka Bogdana Musiała  takie wypowiedzi są zwykłymi oszustwami i historycznym fałszerstwem. - Niestety,  tego typu przedstawianie historii ma bardzo negatywny wpływ na widzenie  rzeczywistości w tutejszym społeczeństwie - powiedział dr Musiał i dodał, że  powtarzanie nazistowskiej propagandy i taki sposób przedstawiania historii można  porównać jedynie do metod stalinowskich. 
Tezy generała Gerda Schulzego  Rhonhofa są bardzo groźne, ponieważ jego książki czyta dużo ludzi, a na jego  prelekcjach sale są przepełnione. 
Oficjalnie wszystko jest w  porządku, ale...
Bogdan Musiał nie ma wątpliwości, że reprezentująca  poprawną politycznie płaszczyznę Angela Merkel zawsze będzie przedstawiać  oficjalny pogląd o odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową. Z jednej  strony na kilka dni przed przyjazdem do polski na obchody 70. rocznicy wybuchu  wojny w internetowym wystąpieniu kanclerz Niemiec zapewniła, że nie ma  wątpliwości, iż winę i odpowiedzialność za napaść na Polskę i wybuch II wojny  światowej ponoszą Niemcy, ale już na dzień przed wyjazdem do Gdańska przestała  bić się w piersi i zmieniła zdanie, mówiąc, że co prawda historia wciąż odgrywa  dużą rolę w stosunkach między Niemcami a Polską, ale nie można rozdrapywać  starych ran. Ponadto kanclerz przyznała, że Niemcy napadły na Polskę i wywołały  II wojnę światową, przysporzyły światu niezmierzonych cierpień, że musimy także  pamiętać o 60 milionach śmiertelnych ofiar, ale dodała, iż wypędzenie ponad 12  milionów ludzi z obszarów dawnych Niemiec i dzisiejszej Polski jest oczywiście  również niesprawiedliwością i należy to nazwać po imieniu. 
Waldemar  Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-09-02
Autor: wa