Niemieckie media kochają Tuska
Treść
Zdaniem hamburskiego tygodnika "Der Spiegel", polski premier Donald Tusk znacznie poprawił stosunki z zachodnim sąsiadem, lecz w kwestiach gospodarczych zaniechał przeprowadzenia reform z obawy przed... braćmi Kaczyńskimi.
Zdaniem niemieckiego tygodnika, podczas rządów Tuska poprawiły się stosunki ze wszystkimi polskimi sąsiadami, zarówno na zachodzie, na północy, jak i wschodzie. Chwali on Tuska za umiarkowane poglądy i ugodowość nawet w sytuacjach, gdy dany problem jest niekorzystny dla Polski. "Der Spiegel" jako przykład przytacza dyskusję na temat Gazociągu Północnego, która odbyła się podczas spotkania państw basenu Morza Bałtyckiego w Rydze. Rosyjski przedstawiciel oświadczył wtedy, iż Rosja pomimo sprzeciwów w dalszym ciągu będzie budować ten gazociąg, na co Tusk miał jedynie odpowiedzieć, że polskie stanowisko w tej kwestii nie uległo zmianie. Zdaniem niemieckiej gazety, poprzedni premier Jarosław Kaczyński w takiej sytuacji nie byłby ani taki spokojny, ani taki łagodny.
Według hamburskiego tygodnika, "historyczny patos cierpiących Polaków, którym posługiwali się Kaczyńscy, działał na nerwy partnerom w Unii Europejskiej". Z ulgą odnotowują oni, że "od siedmiu miesięcy Tusk zachowuje się zupełnie inaczej. Pragmatycznie załagodził wieloletni konflikt z Niemcami o Centrum przeciwko Wypędzeniom i wysłał sygnały odprężenia w kierunku Moskwy. (...) Również wewnątrz kraju robi wrażenie miłego faceta, wyrażenia 'kochani' używa w stosunku do dziennikarzy, obiecał w każdej szkole wybudowanie boiska i każdej klasie komputer".
Tygodnik zarzuca Tuskowi, iż zaniechał przeprowadzenia jakichkolwiek reform gospodarczych. Ubolewa, iż nie rozpoczęto jeszcze żadnej z 700 zaplanowanych prywatyzacji, Polska ma natomiast najmłodszych emerytów, ciągle zadłużone pozostają setki szpitali, państwo musi bez przerwy dokonywać ich oddłużenia, a lekarze tygodniami nie otrzymują wynagrodzeń.
"Wszystkie te zaniechania - pisze "Der Spiegel" - wynikają ze strachu przed propagandowym talentem Jarosława Kaczyńskiego, który z ławek opozycyjnych może bardzo łatwo piętnować odważne reformy jako politykę dla bogaczy. Ponadto brat bliźniak Jarosława Kaczyńskiego, Lech, może jako prezydent zawetować każdą ustawę, więc - konkluduje tygodnik - premier Tusk woli nic nie robić - w końcu w 2010 roku sam chce zostać głową państwa".
Waldemar Maszewski, Hamburg
Niemieccy komentatorzy, podobnie zresztą jak i politycy, rzeczywiście mają powód do zadowolenia. Polska linia polityczna idzie bowiem w korzystnym dla niemieckich interesów kierunku. Obecna ekipa rządząca już dawno przestała bowiem protestować przeciwko planom budowy placówki upamiętniającej niemieckich przesiedleńców, czemu z zadowoleniem w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wielokrotnie przyklaskiwała sama Erika Steinbach. Po drugie, nasze "elity" polityczne ciszej i mniej zdecydowanie oponują wobec budowy szkodliwego dla naszych interesów Gazociągu Północnego. Obiecują natomiast dalszą prywatyzację, w tej zaś, jak łatwo się domyślić, ogromną rolę odegra właśnie niemiecki kapitał. Rząd zapowiada również realizację projektów z zakresu dywersyfikacji źródeł energii, także przy współudziale Niemców.
Polskie MSZ już dawno zaprzestało obrony dobrego imienia naszego kraju, czego najlepszym przykładem jest brak reakcji na skandaliczną wypowiedź wicepremier Bawarii Christy Stevens (CSU), według której "wypędzenie Niemców z terenów wschodniej Europy przed sześćdziesięcioma laty było największą czystką etniczną, jaka wydarzyła się w Europie". Wydaje się, że komentarz jest zbyteczny.
AW, WM
"Nasz Dziennik" 2008-06-17
Autor: wa