Niemieckie Banki zarobiły po raz drugi na przymusowych robotnikach III Rzeszy
Treść
Adwokaci ofiar III Rzeszy walczą przed amerykańskimi sądami o wypełnienie przez niemiecki przemysł zobowiązań finansowych z tytułu korzystania w czasie II wojny światowej z pracy robotników przymusowych. Chodzi o co najmniej kilkaset milionów marek, które nie trafiły w terminie na konto Fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość", oraz o odsetki za kilkumiesięczne opóźnienie wpłaty. Pozwanymi są banki, które miały przetrzymywać pieniądze na swoich kontach.
Nieprawidłowości w operacjach finansowych pomiędzy bankami a niemiecką Fundacją "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość" odkrył Burt Neueborne, amerykański adwokat, zasiadający w kuratorium Fundacji z ramienia poszkodowanych przez III Rzeszę. Już w marcu 2002 r. skierował w tej sprawie wniosek do sądu przeciwko Deutsche Bank AG, Dresden Bank, Commerzbank AG i Allianz AG, domagając się od każdego pozwanego z osobna oraz od Niemieckiej Inicjatywy Gospodarczej wypłaty na rzecz Fundacji 714 mln marek. Środki Fundacji, która została powołana w drodze ustawy na mocy porozumienia rządu niemieckiego z amerykańskimi prawnikami ofiar III Rzeszy, miały pochodzić z wpłaty 5 mld marek przez niemiecki rząd i 5 mld marek przez niemiecki przemysł, który w czasie wojny korzystał z pracy robotników przymusowych.
Rząd niemiecki wywiązał się terminowo z zobowiązania zadośćuczynienia robotnikom przymusowym. Dokładnie 2 sierpnia 2000 r., w dniu powołania do życia Fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość", na jej konto wpłacił 5 mld marek. Odtąd kapitał ten pracował, pomnażany przez odsetki, a do ofiar płynęły kolejne transze wypłat.
Kolejne 5 mld marek miał wpłacić na konto Fundacji przemysł niemiecki. I tu sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ponieważ środowiska przemysłowe od początku utrzymywały, że gospodarka niemiecka nie zdoła wyłożyć naraz tak dużej kwoty - strony porozumienia, przed powstaniem Fundacji, we wspólnym oświadczeniu, tzw. joint statement (2000 r.), zgodziły się, że przemysł niemiecki dokona wpłaty etapami, z doliczeniem odsetek w wysokości co najmniej 100 mln marek, z zastrzeżeniem, że pełna kwota pojawi się na kontach Fundacji w chwili zawarcia tzw. porozumienia o bezpieczeństwie prawnym, które zagwarantuje niemieckim firmom wycofanie pozwów i zrzeczenie się dalszych roszczeń przez poszkodowanych otrzymujących świadczenie z Fundacji.
Porozumienie amerykańsko-niemieckie o bezpieczeństwie prawnym zawarto w czerwcu 2001 r., jednak pieniądze od niemieckich firm, jak utrzymują amerykańscy adwokaci, nie wpłynęły do Fundacji ani w tym dniu, ani w następnych. Prawdopodobnie wpłacone zostały dopiero około października 2001 r., a więc cztery miesiące po ostatecznym terminie. Niemieccy przedsiębiorcy utrzymują, że tak czy owak wpłata wyniosła 5 mld marek plus 100 mln odsetek, co ich zdaniem w pełni odpowiada postanowieniom joint statement.
Amerykańscy prawnicy podejrzewają, że Niemiecka Inicjatywa Gospodarcza do dnia zawarcia umowy o bezpieczeństwie prawnym zebrała tylko część pieniędzy i kwotę tę ulokowała na kilka miesięcy na własnych kontach bankowych, uzupełniając ja przez kapitalizację odsetek. Prawnicy nie uzyskali wglądu do dokumentów na ten temat. Z komunikatu prasowego Niemieckiej Inicjatywy Przemysłowej wydanego 6 czerwca 2001 r. wynika, że przelano na konta Fundacji 3,9 mld marek. 6 października 2001 r. Inicjatywa ogłosiła przekazanie dalszych 550 mln, dodając, że to zamyka rozliczenia z Fundacją, która otrzymała łącznie 5,1 mld marek. Niby ostateczna kwota się zgadza, ale co z odsetkami za okres opóźnienia? Prawnicy są zdania, że przekraczają one grubo owe 100 mln marek. Gdyby umowę wykonano w terminie, całość odsetek za ten okres przypadłaby Fundacji. W ocenie amerykańskich adwokatów, ofiary Niemiec oszukane zostały w ten sposób na 300-700 mln marek. Dokładnej kwoty nie sposób ustalić, ponieważ dokumenty dotyczące wielkości i daty transferów oraz kwoty narosłych odsetek konsekwentnie utrzymywane są przez stronę niemiecką w tajemnicy.
Dodatkowe odsetki nie powinny nikogo interesować - tak w 2001 r. na łamach "Handelsblatt" odpierali zarzuty prawnicy Niemieckiej Inicjatywy Gospodarczej. Inicjatywa nie posiada osobowości prawnej. W jej skład weszło ponad 6,5 tysiąca niemieckich przedsiębiorstw, niekoniecznie takie, które w przeszłości czerpały korzyści z pracy przymusowej. Część przedsiębiorców przystąpiła do Inicjatywy z powodu możliwości uzyskania odpisów podatkowych, niektórzy w celach promocyjnych, zapewne także część - z poczucia obowiązku wobec ofiar hitlerowskiej przemocy. Wśród członków Inicjatywy, którzy skorzystali na pracy przymusowej, są m.in. wielkie banki - Deutsche Bank, Dresden Bank, Commerzbank, przez których konta przepływały w czasie wojny środki uzyskane kosztem pracy więźniów obozów koncentracyjnych. Z pozwu amerykańskiej kancelarii Cohen, Milstein, Hausfeld & Toll wynika, że te właśnie banki zostały uznane przez Fundację "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość" za tzw. Hausbank, tj. miejsce lokowania pieniędzy Fundacji. Co więcej, pracownicy tych banków byli zatrudniani na wysokich stanowiskach w Fundacji, np. dyrektor finansowy Fundacji Jan Dreher jest jednocześnie oddelegowanym pracownikiem Deutsche Bank. Niektóre z osób zaangażowanych przez Fundację miały być nadal opłacane przez banki. Jeśli dodać do tego, że operacje finansowe Fundacji "POP" dokonywane były, zdaniem skarżących, w tajemnicy, to wyłania się obraz instytucji, której transparentność budzi poważne wątpliwości. I nie chodzi tu o kwestionowanie dobrej woli tych wszystkich niemieckich przedsiębiorców, Kościołów, osób prywatnych, które wsparły Inicjatywę wpłatami, lecz wskazanie na niejasne machinacje największych potentatów finansowych, którzy zdaniem amerykańskich prawników w tej jednoznacznej moralnie sytuacji postanowiły coś uszczknąć z pieniędzy dla ofiar III Rzeszy.
Potrzebne wsparcie rządów
Amerykański sąd I instancji uznał, że joint statement nie jest aktem prawnym, a więc nie można na jego podstawie zgłaszać roszczeń. Tymczasem adwokaci wskazują, że grupa 49 ofiar - amerykańskich Żydów, ufając w wykonanie tego porozumienia, cofnęła pozwy przeciwko Niemcom o odszkodowania złożone przed amerykańskimi sądami. Sąd II instancji uchylił niekorzystny dla ofiar wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Stwierdził przy tym, że joint statement jest aktem prawnym i musi być przestrzegany. Proces ciągnie się od 2002 roku. Coraz wyraźniej jednak widać, że bez politycznego wsparcia ze strony rządów amerykańskiego, niemieckiego, a także pozostałych państw, z których pochodzą ofiary pracy przymusowej, trudno będzie rozstrzygnąć sprawę. Minister Paweł Kowal, sekretarz stanu w MSZ, do którego zwróciliśmy się o skomentowanie tej sprawy, uchylił się od wypowiedzi.
Według ocen polskich specjalistów, proszących o anonimowość, na niejasnych operacjach bankowych polscy poszkodowani mogli stracić co najmniej 50-80 mln marek. Robotnicy z Polski są na drugim miejscu w kolejce do wypłat po amerykańskich Żydach.
Polska miała także swoje własne złe doświadczenia z Fundacją "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość". W 2001 r. Fundacja (a właściwie Deutsche Bank, w którym trzymała pieniądze) samowolnie przeliczyła po dogodnym kursie całą pierwszą ratę kwoty przeznaczonej dla Polski, chociaż wymiana miała się odbywać transzami zgodnie z kalendarzem wypłat dla poszkodowanych. Niemcy twierdzili wówczas, że uzyskali telefonicznie (!) zgodę szefa Fundacji "Polsko-Niemieckie Pojednanie" Bartosza Jałowieckiego. Ten ostatni kategorycznie zaprzeczył. Oblicza się, że na tej operacji wymiany polscy poszkodowani stracili ok. 100 mln zł. Postkomuniści, którzy doszli potem do władzy w Polsce, zawarli ze stroną niemiecką pokrętną ugodę i odsetki złotówkowe od tej pierwszej raty trafiły na pokrycie strat spowodowanych wymianą jako tzw. ryczałtowe dopłaty... Było to absurdalne posunięcie, bo te pieniądze i bez ugody nam się należały. Mechanizm ten pokazał w całej jaskrawości, że na poczynania Fundacji "POP" poważny wpływ mają banki, te zaś potrafią bezwzględnie wykorzystać najmniejsze furtki, by zarobić na obrotach dużymi sumami pieniędzy. Amerykańscy prawnicy twierdzą, że na robotnikach przymusowych zarobiły po raz drugi.
Małgorzata Goss
Wicemarszałek Sejmu Janusz Dobrosz:
W tej sprawie jest oczywiste, kto kogo skrzywdził i po czyjej stronie spoczywa wina. Profesor Zdzisław Klafkowski, nieżyjący już znawca problematyki roszczeń odszkodowawczych wobec Niemiec z tytułu strat spowodowanych w czasie II wojny światowej, wyliczył, że indywidualne roszczenia po stronie polskiej sięgają astronomicznej kwoty 537 mld marek. Na tym tle Fundacja "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość" dysponująca kwotą 10 mld marek (fundacja powstała przed wprowadzeniem euro), z czego polski plafon wynosił 1,812 mld marek, to zaledwie kropla w morzu, tym bardziej że świadczenia z Fundacji przeznaczone były tylko dla jednej grupy poszkodowanych - robotników przymusowych. W dodatku świadczeniobiorcy musieli w zamian za skromne świadczenie zrzec się dochodzenia pełnych odszkodowań od Niemiec.
Jeżeli więc w tej jakże korzystnej dla strony niemieckiej sytuacji przemysł niemiecki, który korzystał z pracy przymusowej robotników polskich, żydowskich i innych narodowości, podjął próbę dalszego uszczuplenia kwoty przeznaczonej dla poszkodowanych, to ocena moralna tego postępowania jest jednoznaczna. Przy okazji nasuwa się smutna refleksja: gdyby strona polska w 1990 r. nie zgodziła się na półśrodki, lecz jasno postawiła sprawę odszkodowań i odpowiednio ją nagłośniła, dzisiaj poszkodowani byliby w innej sytuacji.
To jest ta moralność globalnego świata, gdzie liczy się tylko pieniądz, a nie racja i sprawiedliwość. Potentaci finansowi, jeśli nie czują nad sobą bata, nie są skłonni do otwarcia kieszeni. Jeżeli nie będzie w tej sprawie solidarnego wsparcia amerykańskiego Departamentu Stanu i polskiego rządu oraz dobrej woli strony niemieckiej, to proces, który wytoczyli niemieckim bankom adwokaci ofiar przed amerykańskim sądem, utkwi w kruczkach prawnych, a nad prawem zatriumfuje po raz kolejny siła pieniądza.
not. Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2006-11-27
Autor: wa