Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemiecki sąd potraktował dzieci jak szkodniki

Treść

Okręgowy sąd administracyjny w Hamburgu nakazał zamknąć przedszkole w willowej dzielnicy Othmarschen. Powód: przebywające tam dzieci "przeszkadzały" sąsiadom. Z jednej strony wszyscy mają świadomość cykającej bomby demograficznej (ujemny przyrost naturalny), a z drugiej - sędziowie, władze lokalne, ale także społeczeństwo od wielu lat wykazują ogromną niechęć do dzieci.

W Hamburgu, podobnie jak w całych Niemczech, brakuje przedszkoli, więc stowarzyszenie Sternipark kupiło zniszczoną willę w dzielnicy Othmarschen i uzyskało administracyjną zgodę na utworzenie w niej takiej placówki. Radość rodziców nie trwała jednak długo, ponieważ sąd administracyjny w Hamburgu nakazał ją zamknąć, gdyż przebywające tam dzieci miały powodować zbyt dużo hałasu. Tym samym sędziowie przyznali rację kilku sąsiadom, którzy skarżyli się, że poprzez umiejscowienie w ich pobliżu przedszkola znacznie obniżył się standard ich życia. Sędziowie wydali kuriozalny wyrok nakazujący likwidację zbyt głośnej placówki, mimo że w pobliżu tego "hałaśliwego" miejsca znajduje się czteropasmowa droga przejazdowa, przystanek kolejki miejskiej S-Bahnu, a nad głowami mieszkańców codziennie przelatuje na niskiej wysokości (szykując się do lądowania w pobliskich zakładach Airbusa) około 35 samolotów transportowych, przewożących części z Francji do fabryki tego koncernu w Hamburgu. Ale te wszystkie niedogodności nie przeszkadzają mieszkańcom dzielnicy, nie mogą znieść jedynie odgłosu bawiących się w przedszkolu dzieci.
W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jedna z matek dzieci, które uczęszczają do tego ośrodka, stwierdziła z żalem, że nie rozumie decyzji sędziów, szczególnie teraz, w sytuacji, kiedy wszyscy zapowiadają walkę o odbudowę prorodzinnego i przyjaznego dla dzieci społeczeństwa.
Wiceszefowa stowarzyszenia Sternipark, które otworzyło przedszkole, Leila Moysich, powiedziała nam wczoraj, że dzisiejszy dzień jest ostatnim dniem jego pracy. Od poniedziałku przedszkole będzie zamknięte i nie przyjmie żadnego dziecka. Teraz, jeżeli stowarzyszenie będzie nadal chciało prowadzić działalność przedszkolną, musi ponownie złożyć odpowiedni wniosek do urzędu dzielnicowego w Altonie i czekać na nową decyzję urzędników. Udało nam się potwierdzić te informacje w urzędzie dzielnicowym Altona, gdzie urzędniczka przyznała, że faktycznie w dzielnicy Othmarschen brakuje przedszkoli, bo na 380 dzieci przypada zaledwie 27 miejsc.
Decyzję hamburskiego sądu ostro skrytykowało w specjalnym oświadczeniu stowarzyszenie humanitarne "Pomoc dzieciom" (Deutsche Kinder Hilee), stwierdzając, że niemieckie sądownictwo ponownie dało wyraz swemu negatywnemu stosunkowi do dzieci.
Nakaz zamknięcia placówki w Othmarschen nie jest wyjątkowy. W podobnej sprawie dwa lata temu inny skład sędziowski nakazał zamknąć jedno z hamburskich przedszkoli.
Wówczas czterech mieszkańców dzielnicy Wandsbek zażądało zamknięcia istniejącego w ich okolicy przedszkola ze względu na zbyt wysoki poziom hałasu, jaki powodują dzieci podczas zabawy na placu zabaw.
Jedna ze skarg dotyczyła zbyt głośnego śmiechu bawiących się dzieci. Podobne wyroki (dotyczące likwidacji przedszkoli) zapadały w Berlinie, Frankfurcie, Dortmundzie, Bremie i innych miastach.
To nie rzadkość ani przypadek, kiedy obywatele niemieccy pozywają do sądów rodziny z dziećmi, zarzucając ich pociechom zbyt głośne zabawy na podwórkach, stukanie butami, rozmowy i śmiech na klatce schodowej, bieganie po schodach, mieszkaniu. W takich właśnie sprawach musiały często interweniować niemieckie sądy. Tak było między innymi w Kolonii w 1993 roku, Hamburgu w 1989 r. czy też w Bad Kreuzach w 2003 roku. We Frankfurcie nad Menem sąd przyznał pewnemu najemcy (lokatorowi) prawo do obniżenia o 10 procent miesięcznego czynszu tylko dlatego, że w tym domu mieszkały rodziny z dziećmi, które miały zbyt głośno się bawić.

Nie lubią dzieci?
Już od dłuższego czasu zauważana jest w Niemczech niechęć do dzieci, i to zarówno wśród młodych ludzi, jak i wśród starszej części społeczeństwa. Posiadanie dzieci staje się w Niemczech dużym problemem. Rodzinom z dziećmi trudniej wynająć mieszkanie, dostać pracę, a wynajmujący lokal w domu, gdzie mieszkają już dzieci, ma trudności ze znalezieniem lokatorów, gdyż osoby szukające mieszkania od początku zaznaczają, że nie chcą mieszkać w sąsiedztwie maluchów. Niemcom coraz częściej płacz małego dziecka czy też gwar bawiących się na podwórku lub w przedszkolu dzieci przeszkadza bardziej niż hałas samochodów lub samolotów. Niestety, sądy akceptują taki punkt widzenia i nakazują zamykać przedszkola.
Dwie osoby na trzy w Niemczech twierdzą, że ani dla rodziny, ani dla dzieci w tym kraju nie ma odpowiedniego i sprzyjającego klimatu. Aż 68 proc. (na terenach byłej NRD aż 78 proc.) badanych Niemców stwierdziło, że posiadanie dzieci jest poważną życiową przeszkodą. Tylko 29 proc. uznało, że zakładanie rodziny i posiadanie dzieci trafia w tym kraju na pozytywny grunt, natomiast zdecydowana większość jest przekonana, że działania rządu są nieskuteczne, ponieważ ani podnoszenie przez rząd podatków dla ludzi samotnych, ani wszelakie socjalne dodatki na dzieci nie powodują większej ilości urodzeń.
Nawet sama kanclerz Angela Merkel w jednej z wypowiedzi przyznała, że nie wystarczy skupić się jedynie na zwiększaniu zasiłków socjalnych na dzieci, ale przede wszystkim należy w zdecydowanej większości niemieckiego społeczeństwa spowodować zmiany mentalne, które doprowadzą do innego, optymistycznego, bardziej prorodzinnego myślenia.
Od wielu lat w Niemczech rodzi się coraz mniej dzieci. Według danych demografów przy utrzymaniu obecnie ujemnego przyrostu naturalnego do 2050 r. liczba ludności w Niemczech obniży się nawet o 13 milionów, w 2100 roku wyniesie tylko 46 milionów, a w 2300 r. jedynie 3 miliony.


Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2008-10-24

Autor: wa