Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemiecka gruba kreska

Treść

Instytut Gaucka i niemiecki model rozliczeń z komunistyczną przeszłością są dla wielu Polaków ideałem lustracji i prześwietlenia życiorysów osób publicznych. Nieco na wyrost - wynika z wczorajszej dyskusji w Krakowie.



Konsul generalny Niemiec w Krakowie dr Thomas Gläser podkreślił podczas spotkania w Urzędzie Wojewódzkim, zorganizowanym przez Amerykańska Izbę Handlową, iż w jego kraju w sferze publicznej każdy pracodawca sam decyduje, czy chce sprawdzić przeszłość swych współpracowników. Nie ma obowiązku kontroli, czy ktoś był w przeszłości agentem Stasi.

W gospodarce prywatnej ograniczenia prawne idą jednak dalej. Weryfikacja możliwa jest jedynie za zgodą pracownika - nikt nie zajrzy do naszej teczki, jeśli sobie tego nie życzymy.

Nie znaczy to, że Niemcy zupełnie nie interesują się komunistyczną przeszłością. Od 1992 r. ok. 1,9 mln obywateli zwróciło się do tzw. Instytutu Gaucka (odpowiednika naszego IPN) o wgląd do swych teczek. Zainteresowanie inwigilacją przez służby specjalne nie maleje - ciągle napływają nowe wnioski - ok. 8 tys. miesięcznie.

- Niedawno złożyłem podobny wniosek w Berlinie. Ponieważ urodziłem się w Lipsku - w byłej NRD, chciałbym się dowiedzieć, co zgromadziły komunistyczne służby na mój temat. Tym bardziej że uczestniczyłem w kilku dziwnych spotkaniach - mówił konsul generalny Niemiec. Jednak także u naszych zachodnich sąsiadów oczekiwanie na wgląd do akt trochę trwa.

Jeszcze gorzej jest z rozliczeniem funkcjonariuszy komunistycznego aparatu. - Tylko jedna osoba spośród 91 tys. funkcjonariuszy Stasi nadal pozostaje w więzieniu. Większość agentów nie została ujawniona - powiedział konsul. Dodał, iż przeszłość niektórych polityków z "górnej półki" budzi wątpliwości. Podejrzenia o agenturalne związki nie zostały jednak zweryfikowane, dlatego np. Gregor Gysi wytacza procesy wszystkim, którzy oskarżają go o związki ze Stasi. Wątpliwości pojawiły się także wokół Manfreda Stolpego, ale przekonujących dowodów nadal brakuje.

Na razie tylko w ograniczonym zakresie rozliczono osoby odpowiedzialne za śmierć Niemców, którzy próbowali sforsować słynny mur berliński. Wszczęto w tej sprawie 3 tys. dochodzeń. Oskarżono 400 osób, ale karę poniosło jedynie ok. 230 z nich. Zatem mniej niż wynosi oficjalna liczba ofiar - ludzi, którzy zginęli. Było ich ok. 250.

Z 20 członków Biura Politycznego byłej NRD tylko czterej przebywają w areszcie. Na dodatek w systemie otwartym - na noc wracają za kraty. Najwyższy wyrok, jaki zapadł w Niemczech, to kara 7,5 roku więzienia dla byłego komunistycznego ministra obrony. I w tym przypadku jednak karę odbywał on w systemie otwartym, a po 3,5 roku został zwolniony. Trzeba dodać, że sam I sekretarz Erich Honecker nigdy nie trafił do więzienia.

Były szef Stasi - Erach Mielke -za podwójne morderstwo spędził w więzieniu jedynie rok - zwolnienie motywowano złym stanem zdrowia. A ci funkcjonariusze Stasi, którzy nigdy nie zostali skazani, czują się zrehabilitowani.

Dlaczego tak się dzieje? Zdaniem niemieckiego konsula przede wszystkim z racji zapisów w tzw. traktacie zjednoczeniowym - uznano bowiem, że przeszłość trzeba odkreślić grubą kreską Nie było też woli politycznej, by "antagonizować" dwa społeczeństwa - NRD i RFN.

Teraz istotna jest też niewiedza i brak zainteresowania przeszłością, m.in. wśród najmłodszego pokolenia Niemców. Z sondażu z 2005 r. wynika, iż tylko 22 proc. Niemców wie, kim był Honecker. Mimo tych mankamentów niemieckiego modelu prof. Ryszard Terlecki, dyrektor krakowskiego oddziału IPN, uznał, iż możemy zazdrościć Niemcom przejęcia sowieckiej kolonii, jaką była NRD. PRL nie miał kto przejąć, bo nie istniało obok niej wolne państwo polskie. Wyraził też nadzieję, iż pewne archiwalia dotyczące SB, odnajdą się w Waszyngtonie w archiwach CIA. (EŁ)
"Dziennik Polski" 2007-07-13

Przeczytaj więcej na ten temat

Autor: wa

Tagi: lustracja