Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy ujawniają akta

Treść

Dwadzieścia lat od zjednoczenia Niemcy czekały na ujawnienie informacji zebranych przez tajną policję Stasi o nazwiskach pracowników służb specjalnych i policji w Niemczech Zachodnich, którzy mieli nazistowską przeszłość. Dotychczas dokumenty te - decyzją ministerstwa spraw wewnętrznych - były utajnione.
Urząd ds. akt Stasi (tzw. urząd Birthler - dawniej Gaucka) postanowił ujawnić akta dotyczące przeszłości pracowników zachodnioniemieckich służb specjalnych i policji, które zebrała w latach 1971-1980 tajna komunistyczna służba Stasi. Niemieckie MSW w roku 2000 postanowiło utajnić te dokumenty, ponieważ - jak się okazało - dotyczyły one także pracowników współczesnych niemieckich służb. Tym razem decyzją urzędu Birthler upublicznione zostanie w sumie 27 tomów akt zebranych przez agentów Stasi, które ujawniają nazistowską przeszłość i uwikłanie w zbrodnie wojenne wielu niemieckich pracowników powojennego wywiadu (BND), policji, tajnych służb wojskowych, a nawet Urzędu Ochrony Konstytucji.
Naziści po wojnie w wolnej RFN czuli się bezkarni. Według dziennika "Berliner Zeitung", w aktach znajdują się obciążające dane (często także oryginalne dokumenty) o minimum osiemnastu pracownikach tych służb zatrudnionych w Hamburgu, Zachodnim Berlinie i Szlezwiku-Holsztynie. Jednym z nich - jak z kolei pisze "Frankfurter Rundschau" - jest pracownik Urzędu Ochrony Konstytucji i jednocześnie były SS-Sturmbannfuehrer Kurt Fischer, pełniący w 1941 r. służbę m.in. w Polsce, a w 1944 r. pracujący w obozach koncentracyjnych najpierw w Dachau, a później w Auschwitz. Jak wynika z ujawnionych akt Stasi, Fischer zmienił nazwisko na Karschner i stał się przykładnym i uczciwym obywatelem RFN, który awansował do pracy w Urzędzie Ochrony Konstytucji. Inny przypadek to Josef Anetzberger, który został pracownikiem wywiadu BND, a w okresie wojny należał do słynącego z okrucieństwa batalionu SS-Totenkopf (Batalion "Trupie Główki"). Natomiast urodzony w Szlezwiku-Holsztynie Franz Market po wojnie także pracownik policji, a później Urzędu Ochrony Konstytucji, zapomniał poinformować przełożonych, że w czasie wojny był esesmanem. Inny nazista Erwin Japp, który jako komendant policji w Simfieropolu w latach czterdziestych po wojnie znalazł się na rosyjskiej liście zbrodniarzy wojennych, także nie powiadomił o swojej przeszłości władz RFN, które zatrudniły go jako policjanta.
Brunatna policja
Na niemieckiej policji od dawna ciąży oskarżenie, że nie rozliczyła się z brunatnej przeszłości. Potwierdzają to także dokumenty pochodzące z archiwum w Ludwigsburgu, z których wynika, że zdecydowana większość byłych funkcjonariuszy niemieckiej policji kryminalnej powołanej w 1951 r. miała za sobą niezbyt chlubną zawodową praktykę w nazistowskim reżimie lub była zwykłymi zbrodniarzami wojennymi. W pierwszych miesiącach istnienia Federalnego Urzędu Kryminalnego na 47 wysokich funkcjonariuszy, którzy od podstaw tworzyli niemiecki urząd kryminalny, aż 33 należało do NSDAP. W ich gronie znaleźli się także: prezydent Bundeskriminalamtu Paul Dickopf, który w okresie wojny był agentem tajnej policji SS i członkiem SD, oraz wysocy funkcjonariusze SS - ówczesny wiceszef urzędu Rolf Holle czy też późniejszy szef Bernhard Niggemeyer. Wobec żadnego z nich nigdy nie wyciągnięto najmniejszych konsekwencji. Wszyscy bez jakichkolwiek trudności doczekali wysokich emerytur w wolnej Republice Federalnej Niemiec.
Dyplomacja także z nazistowską przeszłością
Po II wojnie światowej, w 1951 r., w okresie powstania nowego zachodnioniemieckiego MSZ, do pracy dyplomatycznej zostali przyjęci w większości byli zawodowi dygnitarze... Ale w większości także z przeszłością nazistowską. Według danych archiwalnych, w roku 1951 niemiecki MSZ zatrudniał 59 urzędników państwowych, z czego aż 43 należało w przeszłości do NSDAP. Sprawa brunatnej przeszłości niemieckiej dyplomacji ujrzała światło dzienne w 2005 roku po skandalu, jaki wybuchł przy okazji nekrologu opublikowanego w wewnętrznym biuletynie niemieckiego MSZ po śmierci współpracownika samego Joachima Ribbentropa, Alexandra Freihera von Doernberga. Znalazła się w nim pozytywna ocena jego nazistowskiej aktywności w czasie II wojny na terenach Protektoratu Czech i Moraw.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-07-13

Autor: jc