Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy nie przeproszą

Treść

Redakcja gazety "Die Tageszeitung" nie tylko nie ma zamiaru przepraszać polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego za opublikowanie obraźliwego artykułu, ale czując poparcie polityków, dopuściła się kolejnej obelgi. Inne media niemieckie bagatelizują sprawę. Twierdzą, że artykuł zamieszczony w lewicowej gazecie jest jedynie dopuszczalną satyrą. Przedstawiciel niemieckiego MSZ stwierdził w Berlinie, że w związku z zasadą wolności słowa w tutejszych mediach nie będzie żadnego komentarza do tej sprawy.
We wczorajszym numerze redakcja gazety przeprosiła kartofla za to, że jej autor ośmielił się porównać go do kogoś takiego jak Lech Kaczyński. "Kochany kartoflu. Niniejszym przepraszamy, że porównaliśmy ciebie do polskiego prezydenta. Nie chcieliśmy cię obrazić, ale tak wyszło, jak wydrukowaliśmy tekst naszego autora Petera Koehlera. (...) Dotyczyło to polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego Koehler nazwał łajdakiem chcącym zawojować świat. Jak dodatkowo zobaczyliśmy fotografie Kaczyńskiego, to nie mogliśmy dać innego tytułu jak 'polski nowy kartofel'. Jest nam przykro i słusznie masz pretensje, że z kimś takim jak Kaczyński jednym tchem jesteś porównywany. Rozumiemy twoje zdenerwowanie, bo przecież ty wydajesz na świat tylko nowe, zdrowe i piękne odmiany kartofli - o cudownych imionach, jak: Linda, Cilena, Nicola, Selma czy też Adretta, które się nie nadają do satyrycznych porównań. By naprawić nasz błąd, obiecujemy, że - kochany kartoflu - nigdy więcej w twoim towarzystwie nie umieścimy żadnego polityka".
Korespondentka tej lewicowej gazety w Polsce, Gabriele Lesser, skarżyła się we wczorajszym wydaniu "Die Tageszeitung", że nowy rzecznik prasowy polskiego MSZ, Andrzej Sadoś, zapowiedział, że nie będzie rozmawiał z korespondentem tej gazety. W specjalnym komunikacie Sadoś oświadczył jednak wczoraj: "nieprawdziwe są przypisywane mi słowa, iż 'nigdy więcej MSZ nie będzie rozmawiało z dziennikarzem' tej gazety".
Rzecznik niemieckiego rządu Ulrich Wilhelm powiedział wczoraj w Berlinie, że rząd RFN "z zasady" nie wypowiada się na temat publikacji prasowych dotyczących przedstawicieli innych krajów. Uznał, że artykuł odzwierciedla "opinię jego autora, a nie rządu federalnego".
"Frankfurter Algemeine Zeitung" w krótkim komentarzu dziwi się, że Polska obraziła się na dziennikarską satyrę. Z kolei komentator telewizji ARD ironizował, że Kaczyński nie przyjechał do Weimaru, gdyż zachorował na "niemiecką chorobę" wywołaną przez podstępny wirus niemieckiej wolności prasy.
Hamburski tygodnik "Der Spiegel" również krytykuje Lecha Kaczyńskiego za odwołanie wizyty w Weimarze z powodu "rzekomej" choroby. Na poparcie swoich tez gazeta przytacza opinię Andrzeja Majkowskiego, współpracownika kancelarii byłego prezydenta Kwaśniewskiego, który nazwał nieobecność Kaczyńskiego w Weimarze złym sygnałem dla Francji i Niemiec.
Do krytyki prezydenta RP przyłączyli się także byli ministrowie spraw zagranicznych Polski Dariusz Rosati (SDPL), Bronisław Geremek, Władysław Bartoszewski, Adam Daniel Rotfeld, Andrzej Olechowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Krzysztof Skubiszewski i Stefan Meller. Wydali oni wspólne oświadczenie, w którym napisali, że odwołanie spotkania na szczycie "bez podania poważnej i wiarygodnej przyczyny jest lekceważące wobec partnerów" i "szkodliwe z punktu widzenia interesów Polski".
Waldemar Maszewski, Hamburg



Frustracje pogrobowców Goebbelsa
Wciąż nie ma i najprawdopodobniej nie będzie zdecydowanej reakcji niemieckich sfer rządowych na skandaliczny artykuł opublikowany w niemieckim ultralewicowym tabloidzie "Die Tageszeitung". Na polskie protesty niemiecka gazeta zareagowała wczoraj butnym komentarzem, w którym stwierdzono, że "nikt nie zabroni jej obrażać czegokolwiek i kogokolwiek".
Autor publikacji w "Tageszeitung", gazecie popularnej w środowiskach anarchistów, zielonych i skrajnej, komunizującej lewicy, Peter Koehler, w niewybredny sposób szydzi z prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Polaków i naszej historii. W duchu typowym dla przedstawiciela niedoszłego "narodu panów" nie oszczędza również matki braci Kaczyńskich, pani Jadwigi Kaczyńskiej de domo Jaśkiewicz, harcerki Szarych Szeregów, kobiety, która przeszła przez piekło niemieckiej okupacji.
Nad znieważaniem głowy państwa polskiego, wyśmiewaniem się z naszej historii nie można przejść obojętnie. Można natomiast przynajmniej spróbować zrozumieć frustracje "błękitnookiego" "satyryka" Petera Koehlera. Oto bowiem w bogatych Niemczech gospodarka rozwija się zdecydowanie wolniej niż w pogardzanej przez nich Polsce, co więcej - bezrobocie w tej "zaściankowej i barbarzyńskiej Rzeczypospolitej" spada, podczas gdy w RFN rośnie. Jednak tym, czego niemieccy lewacy nie mogą wybaczyć polskiemu prezydentowi, jest jego sprzeciw wobec demoralizacji Polaków poprzez propagowanie dewiacyjnej obyczajowości.
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-07-06

Autor: ab