Niemcy kłócą się o Namibię
Treść
Czy brutalne stłumienie przez wojska Cesarstwa Niemieckiego powstania afrykańskich ludów Herero i Namaqua w Namibii można nazwać ludobójstwem? Historycy w Niemczech nie mają co do tego wątpliwości, ale rząd nie chce przyjąć takiej deklaracji, bojąc się odszkodowań, o jakie mogłaby wystąpić Namibia i potomkowie ofiar wojny z lat 1904-1908.
Frakcje SPD i partii Zielonych złożyły do przewodniczącego Bundestagu wniosek o nazwanie działań wojsk cesarskich w ówczesnej Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej ludobójstwem. Opierali się oni na badaniach historyków, którzy przekonują, że brutalne tłumienie powstania i działania wobec miejscowej ludności w wielu przypadkach przybrały cechy ludobójstwa. Ponadto wnioskodawcy domagali się, aby niemiecki rząd, uznając ludobójstwo, wypłacił Namibii odszkodowanie. Bundestag jednak głosami koalicji CDU/CSU i FDP odrzucił obydwa wnioski.
Rząd Angeli Merkel co prawda przyznał się do niemieckiej odpowiedzialności za tamte wydarzenia, ale tylko w wymiarze historycznym. Jednak zdecydowanie odrzuca sugestie, iż było to ludobójstwo, co wywołało niezadowolenie lewicy. Chadecy, broniąc się, odpowiadają, że Niemcy wydarzeniami w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej są głęboko zawstydzeni, ale jednocześnie przypominają, że rząd wielokrotnie przyznawał się do historycznej odpowiedzialności za prowadzenie tamtej wojny. Ponadto koalicja wypomina opozycji, że wraca do tematu Namibii z pobudek politycznych.
Jednym z argumentów używanych przez chadeków na poparcie tezy, że wydarzenia z lat 1904-1908 nie mogą zostać nazwane ludobójstwem, ma być fakt, iż konwencja ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa została ratyfikowana przez Niemcy dopiero w 1955 roku. Czyli - zdaniem posłów koalicji - nie może działać wstecz. Historycy nie kryją zdumienia, bo gdyby trzymać się tej logiki, to Niemcy musiałyby wyrzucić ze swojego słownika wyraz "ludobójstwo", jakiego dopuścili się w stosunku do Żydów, bo przecież to także miało miejsce przed 1955 rokiem.
Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że Niemcy lubią innym wypominać ich złe czyny i nazywają je właśnie ludobójstwem. Tak robi od dawna choćby Erika Steinbach i jej współpracownicy ze Związku Wypędzonych, którzy o najgorsze zbrodnie wobec wysiedlanych Niemców oskarżają Polskę i Czechy, często szermując słowem "ludobójstwo". O dokonanie zbrodni ludobójstwa oskarżani są również alianci, którzy prowadzili naloty dywanowe na niemieckie miasta.
Przypomnijmy, że Afryka Południowo-Zachodnia była niemiecką kolonią w latach 1884-1915. W roku 1893 wybuchło pierwsze powstanie tubylców, ale najkrwawsze walki rozgorzały w 1904 roku. Niemcy krwawo stłumili to powstanie. W sierpniu 1905 r. w Afryce wylądował przysłany z Europy 15-tysięczny niemiecki korpus ekspedycyjny. W decydującej bitwie pod Waterbergiem Niemcy pokonali powstańców. Ale pozwolili im wymknąć się z okrążenia wraz z rodzinami, po czym wyparli ich na skraj pustyni, zagradzając równocześnie dostęp do źródeł wody, więc ludzie umierali z głodu i pragnienia. W sumie Niemcy zabili około 100 tys. ludzi z plemienia Herero oraz 10 tys. z plemienia Namaqua. Po zakończeniu powstania przy życiu pozostało zaledwie 15 tys. osób z plemienia Herero. W 1985 r. podkomisja praw człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych opublikowała tzw. Raport Whitakera, który zakwalifikował eksterminację plemion Herero i Namaqua z Afryki Południowo-Zachodniej jako pierwsze ludobójstwo XX wieku na świecie.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik Środa, 28 marca 2012, Nr 74 (4309)
Autor: au