Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy i Francja chcą zagarnąć eksport

Treść

Ministrowie rolnictwa państw członkowskich Unii Europejskiej wrócą do dyskusji nad kontrowersyjną sprawą zmiany przepisów dotyczących eksportu cukru poza kraje UE. Propozycję zgłosili Niemcy i Francuzi, i to oni mogą na tym najbardziej zyskać, podczas gdy Polska będzie należeć do krajów, które poniosą największe straty.
Problem wywozu cukru jest związany z limitami eksportowymi. Unia Europejska wynegocjowała na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO), że jej kraje członkowskie mogą co roku wyeksportować do krajów trzecich 1 mln 350 tys. ton cukru. Eksport jest limitowany, gdyż UE przyznaje cukrowniom dopłaty do każdej wywożonej tony i te subsydia są od lat kością niezgody z producentami cukru z innych kontynentów. Oczywiście Niemcy i Francja nie mogły wpłynąć na zwiększenie limitu eksportowego, ale zaproponowały inne zasady jego podziału. Teraz jest tak, że limit jest dzielony na cotygodniowych przetargach, na których Komisja Europejska wystawia nie więcej niż 50 tys. ton. Ale nasi partnerzy z Trójkąta Weimarskiego proponują radykalne odejście od tych zasad, aby cały limit eksportowy był dzielony podczas jednego przetargu. Polska jest temu przeciwna, bo obawiamy się, że w ten sposób zostaną ograniczone możliwości eksportu naszego cukru. Dlaczego?
Otóż, Francja i Niemcy to najwięksi wytwórcy cukru w UE. Każde z tych państw ma kwotę cukru na poziomie około 3 mln ton, podczas gdy Polska, która jest trzecim przetwórcą buraków w Unii, ma limit produkcji cukru tylko na poziomie 1,4 mln ton. Francuzi i Niemcy, jak również Polacy, te kwoty przekraczają, z tym że u nas nadprodukcja sięga co najwyżej 200 tys. ton, a Paryż i Berlin mają po co najmniej 1 mln ton nadwyżki, ale może być ona nawet o kilkaset tysięcy ton wyższa. Jej część jest co prawda przerabiana na biokomponenty dodawane do benzyny, ale większość trzeba wyeksportować. I dlatego oba kraje chciałyby zagarnąć cały limit eksportowy, a przynajmniej jak największą jego część. Polska woli aktualny system, bo wówczas możemy elastycznie reagować na sytuację rynkową: jeśli produkcja cukru będzie mniejsza, będziemy mniej zależni od eksportu, jeśli natomiast cukrownie zwiększą produkcję, bo lepiej obrodzą buraki, moglibyśmy powalczyć o wyższe kontrakty eksportowe, startując w większej liczbie cotygodniowych przetargów. Gdyby natomiast był tylko jeden przetarg, np. tuż na początku kampanii cukrowniczej, nikt nie byłby w stanie przeciwstawić się Niemcom. W naszym przypadku byłoby to o tyle trudniejsze, że Krajowa Spółka Cukrowa kontroluje 40 proc. rynku, a resztę obejmują trzy niemieckie koncerny i można podejrzewać, że byłyby one zainteresowane przede wszystkim wywiezieniem nadwyżek ze swoich niemieckich zakładów, a nie polskich. Miałoby to bardzo negatywne konsekwencje. - Jeśli nie wyeksportowalibyśmy nadwyżek cukru, wtedy Komisja Europejska zmniejszyłaby w kolejnym roku naszą krajową kwotę cukrową, bo takie swoiste kary zapisano w unijnym programie restrukturyzacji branży cukrowniczej. Tej nadwyżki nie można sprzedać na krajowym rynku, nawet gdyby było na niego zapotrzebowanie, bo to też wynika z unijnych przepisów. Zablokowanie możliwości eksportu oznaczałoby problemy nie tylko dla cukrowni, lecz także dla rolników, bo mniejsza produkcja cukru to równocześnie spadek powierzchni upraw buraków i likwidacja części gospodarstw - tłumaczy Grzegorz Rusiecki, doradca rolny. - Niestety, rafinerie kupują mało krajowego spirytusu, który mogłyby dodawać do benzyny, zatem niewielkie są też możliwości przerabiania cukru na bioetanol. Zresztą, gdyby nowe przepisy eksportowe zaczęły obowiązywać od tego roku, to i tak nie udałoby się w tak krótkim czasie zwiększyć produkcji bioetanolu - dodaje Rusiecki.
Minister rolnictwa Marek Sawicki nie kryje negatywnego stosunku do propozycji Francji i Niemiec. Otwarte pozostają pytania, czy inne kraje unijne poprą nasze stanowisko i czy uda się zablokować ten szkodliwy dla polskiego cukrownictwa projekt.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-07-29

Autor: jc