Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niemcy dążą do rewizji historii

Treść

Z europosłem Konradem Szymańskim (PiS) rozmawia Łukasz Sianożęcki

Jak Pan ocenia projekt muzeum "Wspominajmy razem"?
- Jest to bardzo zły pomysł, gdyż tak jak wszystkie dotychczasowe projekty opiera się na fałszywym przekonaniu, że przesiedlenia Niemców i Polaków mają ze sobą cokolwiek wspólnego. Przesiedlenia Niemców z Dolnego Śląska, Górnych Łużyc czy Obniżenia Żytawsko-Zgorzeleckiego nastąpiły w konsekwencji niczym nieusprawiedliwionej, niespotykanie okrutnej i w końcu totalnej wojny, wypowiedzianej przez Niemcy, w której naród niemiecki brał nierzadko entuzjastyczny udział. Polacy z kolei opuścili ziemie Polski Centralnej i Wschodniej i przybyli tu, nie będąc agresorem wobec kogokolwiek. To podobieństwo jest więc pozorne i na tym pozorze buduje się ten, a także inne projekty wystawiennicze czy też badawcze.

Urzędnicy ze Zgorzelca twierdzą, że ich centrum jest w opozycji do projektów pani Eriki Steinbach, chociaż sama Steinbach wyraziła zadowolenie, że powstaje kolejny projekt upamiętniający niemieckich wypędzonych. Tak samo zachował się rzecznik Związku Wypędzonych Walter Strattmann. Czy nie jest to podejrzane, że z takim entuzjazmem odnoszą się oni do tego projektu?
- Urzędnicy takimi deklaracjami próbują przykryć oczywiste związki swojego centrum z pomysłami pani Steinbach. W memorandum tego projektu napisano wprost, iż jest on dopełnieniem tzw. berlińskiego "Widocznego znaku", czyli inicjatywy, w której aktywnie bierze udział Związek Wypędzonych. Są to zatem deklaracje całkowicie bez pokrycia. Jednak wysyłanie takich sygnałów do polskiej opinii publicznej jest zabiegiem celowym. Polacy są świadomi problemów i zagrożeń związanych z tego typu projektami. A są to bardzo konkretne zagrożenia, prowadzące do deformacji historii. Najkrócej mówiąc, dochodzi do zatarcia granicy między ofiarami wojny a ich oprawcami.

Stronie niemieckiej bardzo zależy na powstaniu tego ośrodka - Niemcy są skłonni zrezygnować z używania sformułowania "Vertreibung" - czyli "wypędzenia" - i zastąpić je określeniem "przymusowe deportacje i wysiedlenia", a także trzymać Erikę Steinbach z daleka od projektu. Czy nawet wziąwszy pod uwagę te deklaracje, polskie władze centralne powinny, Pana zdaniem, powstrzymać tę inicjatywę?
- Najważniejsze problemy związane są z treścią inicjatywy, a nie z tym, jak się będzie nazywała bądź jakie słowa zostaną użyte, a jakie nie. Przy tym polskie władze mają umiarkowane możliwości jej powstrzymania. Swego czasu wojewoda dolnośląski próbował unieważnić plany dotyczące centrum, argumentując, że są to decyzje międzynarodowe, które nie leżą w kompetencjach samorządu lokalnego. Dziś ta sprawa powinna być rozpatrywana przed sądem administracyjnym. Z całą pewnością należy stwierdzić, że w żaden sposób polskie władze nie powinny popierać projektu ani politycznie, ani finansowo. A o ile mi wiadomo, takie poparcie zdążył już wyrazić pan Grzegorz Schetyna.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-01-16

Autor: wa