Niemcy chcą do Rady Bezpieczeństwa
Treść
Niemcy podobno mają już poparcie 128 państw członkowskich ONZ, co jest warunkiem zdobycia w przyszłym roku miejsca w Radzie Bezpieczeństwa. Nasz zachodni sąsiad byłby przez dwa lata niestałym członkiem RB, ale ambicje Berlina są skierowane ku zdobyciu stałego miejsca w radzie.
Wybory do RB odbędą się w połowie października. Hamburski "Bild Zeitung" twierdzi, że niemieccy dyplomaci zdobyli już wymagane poparcie 128 krajów członków ONZ, aby te wybory wygrać. W sprawę osobiście zaangażowała się kanclerz Angela Merkel i zrobiła to bardzo skutecznie, ponieważ jeszcze kilka dni temu poparcie dla Niemiec wisiało na włosku. Niemcy nie tak dawno zasiadały w RB ONZ - w latach 2003-2004 i teraz, aby ponownie się tam znaleźć, muszą pokonać dwóch innych poważnych kandydatów: Kanadę i Portugalię, które walczą o te miejsca już od wielu lat.
Ale niemiecki rząd wszelkimi dyplomatycznymi drogami usiłuje przekonać już od wielu lat, że Berlinowi należy się miejsce w gronie stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Angela Merkel w kuluarowych spotkaniach dyplomatycznych od kilku lat rozmawiając z przywódcami różnych państw na temat konieczności zreformowania struktur Organizacji Narodów Zjednoczonych, dawała jasno do zrozumienia, że Niemcy dążą do otrzymania stałego miejsca w RB. - Jest oczywiste, że obecny kształt Rady Bezpieczeństwa nie reprezentuje realnych sił na światowej arenie, a Niemcy są gotowe przejąć na siebie znacznie więcej odpowiedzialności niż dotychczas. Niemcy już od dawna dążą do daleko idącej reformy struktur ONZ i RB - te słowa kanclerz sprzed kilku lat można traktować jako motto działań niemieckiej dyplomacji.
Dziś do Rady Bezpieczeństwa należy 15 państw - pięciu stałych członków z prawem weta (USA, Rosja, Francja, Wielka Brytania i Chiny) oraz dziesięciu członków niestałych, bez prawa weta, wybieranych na dwuletnie kadencje. Niemcy chcą zaś rozszerzenia składu rady. O stałe miejsce w niej walczą także inne państwa: Japonia, Brazylia i Indie.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-09-21
Autor: jc