Niemcy anektują. W internecie
Treść
Szczecin, Wrocław, Gdańsk, Olsztyn i Kołobrzeg to miasta pod "czasową administracją Polski od czasu nielegalnej aneksji w 1945 roku". Tak stan posiadania na Ziemiach Odzyskanych definiuje niemiecka encyklopedia internetowa Germanica. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych bagatelizuje problem.
Germanica to encyklopedia internetowa wykorzystująca oprogramowanie Wikipedii, gdzie granice zachodniej i północnej Polski przedstawione są jako tymczasowe. Czytając o polskiej historii, dowiadujemy się, że w latach dwudziestych rozwinął się nad Wisłą nieprawdopodobnie agresywny nacjonalizm, który doprowadził m.in. do ataku na Rosję w 1920 roku. "Polska przejawiała agresywne zapędy wobec swojego zachodniego sąsiada, w tym czasie tysiące Niemców zostało przez Polaków zamordowanych lub wygnanych" - takie m.in. rewelacje serwuje portal. Nie ma też niemieckich obozów koncentracyjnych, polskich jest za to w bród.
Po wpisaniu do wyszukiwarki encyklopedii hasła "polski obóz koncentracyjny" pojawia się aż 21 "polskich obozów" koncentracyjnych, jakoby powstałych w latach 1918-1946. Jeżeli natomiast wpiszemy hasło "niemiecki obóz koncentracyjny" w tę samą wyszukiwarkę Germaniki, to wynik będzie następujący: Es existiret kein Artikel: "Deutsche Konzentrationslager" (Nie istnieje w encyklopedii żaden artykuł zawierający zwrot: niemiecki obóz koncentracyjny). Encyklopedia nie zawiera także hasła "obóz w Auschwitz" czy "KL Auschwitz". Po wpisaniu tych słów pojawia się także napis, że artykuły z takimi wyrazami nie istnieją. Wniosek oczywisty: nie było żadnych niemieckich obozów koncentracyjnych. Natomiast polskie obozy koncentracyjne to coś innego, są ich dziesiątki.
Encyklopedia zafałszowuje także obecną granicę państwową Rzeczypospolitej Polskiej. Terytoria należące do Polski są zaznaczone jako niemieckie. Szczecin (Stettin), Wrocław (Breslau), Kołobrzeg (Kolberg), Olsztyn (Allenstein) czy Gdańsk (Danzig) pisane są wyłącznie po niemiecku, ewentualnie z polskimi odnośnikami. Według Germaniki, są one "niemieckimi miastami od 1945 roku znajdującymi się pod okresową administracją polską, bowiem Polska dokonała nielegalnej aneksji tych terenów". W przypadku Szczecina Germanica podaje, że miasto to jest czasowo polskim miastem wojewódzkim. Natomiast Danzig jest stolicą pruskiej prowincji Prusy Zachodnie i tylko czasowo znajduje się pod polską administracją. Jak informuje Germanica, Polska w 1945 roku zaanektowała to miasto, łamiąc prawo międzynarodowe.
Nie inaczej jest z Kołobrzegiem określanym jako "niemieckie miasto portowe na Pomorzu, które także czasowo znajduje się pod polską aneksją". Podobnie z Olsztynem (Allenstein), Słupskiem (Stolpe), Opolem (Oppeln), Gliwicami (Gleiwitz) czy Katowicami (Kattowitz). Jako niemiecki obszar anektowany czasowo przez Polskę prezentowany jest także Śląsk.
Historyk dr hab. Bogdan Musiał, pracownik Biura Edukacji Publicznej IPN, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" nie ma wątpliwości, że pojawiające coraz częściej i coraz śmielej treści fałszujące współczesną historię nie są przypadkiem. To konsekwencja odpowiednio prowadzonej polityki historycznej w Niemczech i odwrotnie - braku takiej w Polsce. - Takie fałszywe treści, jakie czytamy w Germanice, są konsekwencją wieloletnich zaniedbań, jakich dopuściły się polskie rządy w kwestii przedstawiania prawdziwej historii Polski na terenach na zachód od Odry - mówi dr Musiał, dodając, że Niemcy tak naprawdę nie znają najnowszej historii Polski, historii stosunków polsko-niemieckich. Jego zdaniem, ciągle w Niemczech zakłamywany jest nie tylko czas wojny i okres powojenny, ale także lata osiemdziesiąte, i to przy pomocy części polskich historyków i publicystów.
- To nie tylko encyklopedia Germanica próbuje napisać historię od nowa - twierdzi Musiał. - Robi tak również chociażby Erika Steinbach, która wyciągając jakąś kartkę pocztową, stwierdza publicznie, że jest to dowód na to, iż odwieczny polski nacjonalizm od lat dążył do zdobycia Zachodu, a Polacy marzyli nawet o zajęciu niemieckiej stolicy - Berlina - dodaje. Zdaniem dr. Musiała, Niemcy coraz częściej posuwają się do publikacji tego typu fałszerstw, bo Polska nie protestuje.
- Niemieckie społeczeństwo w wyniku politycznej poprawności jest ciągle zaznajamiane z innym punktem widzenia tego samego okresu historycznego, który jest niestety dla Polski niekorzystny
- twierdzi Musiał. Jako jeden z przykładów podaje stosunek do komunizmu, który jest całkowicie odmienny od polskiego. - Historii Polski nie można zrozumieć bez zrozumienia zbrodni komunizmu, ale ze względu na poprawność polityczną o tym w Niemczech się nie mówi
- wyjaśnia.
Zbyt mało wiedzą o naszej historii
Profesor dr hab. inż. Piotr Małoszewski, wiceprzewodniczący Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech, jest przekonany, że fałszowanie historii przez Germanikę jest wynikiem także zaniedbań polskich władz. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" przypomina, że kiedyś pracowały wspólne polsko-niemieckie komisje do spraw podręczników i różnych książek, aby doprowadzić do "wyprostowania" wielu kwestii historycznych, ale niestety, widać wyraźnie, że pracowały źle, skoro nadal pojawiają się tego typu encyklopedie.
Polskie państwo nie przywiązuje do tego należytej wagi. - To nie jedyne przypadki fałszowania historii w Niemczech. Nawet w konstytucji niemieckiej jeden z paragrafów odnosi się do granic niemieckich z 1937 r. - twierdzi Małoszewski. - Pewne środowiska nie przyjmują po prostu do wiadomości, że druga wojna światowa się skończyła, że jest traktat polsko-niemiecki, oraz że kilka ważnych kwestii, w tym także granice, zostały pomiędzy Polską a Niemcami uregulowane - dodaje.
Biuro prasowe niemieckiego MSZ w imieniu Guida Westerwellego w odpowiedzi na pytania "Naszego Dziennika", czy Germanika może bezkarnie podawać fałszywe informacje na temat Polski, odpowiedziało, że stanowisko Berlina w kwestii granicy polsko-niemieckiej jest jednoznaczne: "Uznajemy polsko-niemiecką granicę zgodnie z traktatem 'dwa plus cztery' oraz zgodnie z niemiecko-polskim traktatem granicznym z 1990 roku. Takie jest też stanowisko szefa niemieckiej dyplomacji". W przesłanym do redakcji "Naszego Dziennika" oświadczeniu czytamy też, że o tym, czy jakieś treści, które zakłamują fakty historyczne, powinny mieć konsekwencje karne, decyduje odpowiedni urząd. To samo dotyczy także tych w internecie. Ale w tym wypadku należy zauważyć, że zacytowane treści umieszczone zostały na serwerze poza granicami Niemiec.
Czy twórcy encyklopedii mogą bezkarnie szkalować Polaków? MSZ w Warszawie odpowiada, że w zasadzie nic się nie da z tym faktem zrobić, gdyż z prawnego punktu widzenia dostępne na stronach Germaniki artykuły mieszczą się w granicy wolności słowa. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych twierdzi, że "zna publikacje pojawiające się na stronie encyklopedii Germanica. Możliwości podjęcia działań na drodze prawnej były przedmiotem analizy, ale w zgodnej opinii osób mających doświadczenie z podobnymi przypadkami, szanse wyegzekwowania zdjęcia tych treści na drodze sądowej są nikłe ze względu na sposób redagowania materiałów, tak aby mieściły się w ogólnej definicji wolności słowa i nie mogły być ścigane z powołaniem się na konkretne zapisy prawa karnego. W tym sensie sytuacja nie różni się od tej, która ma miejsce w przypadku setek tysięcy internetowych portali, blogów czy wpisów na forach propagujących bulwersujące treści". Tyle polskie MSZ.
"Encyklopedia Germanica jest całkowicie prywatnym przedsięwzięciem internetowym niewielkiej grupy osób o poglądach narodowo-socjalistycznych. Encyklopedia działa na zasadach ogólnie przyjętych dla tego typu przedsięwzięć: każdy może napisać, co chce, i każdy może wykasować lub zmienić zamieszczone treści (...). Germanica nie jest portalem cieszącym się dużą popularnością, a zawarte w niej informacje mają bardzo ograniczony zakres tematyczny (...). Polska nie jest jedynym krajem, o którym zamieszczono w Germanice fałszywe treści. Można tam bowiem wyczytać np. że: Szwajcaria i Austria to państwa w południowych Niemczech, a Alzacja i Lotaryngia znajdują się 'pod obcym, francuskim panowaniem'" - czytamy w oświadczeniu polskiego MSZ. "Z prawnego punktu widzenia dostępne artykuły mieszczą się w granicy wolności słowa".
Germanika jest portalem popularnym, notuje coraz więcej wejść. Na niemieckich portalach internetowych można przeczytać tysiące wpisów chwalących pomysł pokazywania historii w jakoby "prawdziwy i niezakłamany" sposób.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-02-03
Autor: jc