Nielegalni imigranci pracowali na kolei
Treść
150 nielegalnych imigrantów pilnowało bezpieczeństwa na paryskich dworcach państwowych kolei SNCF. Byli oni zatrudnieni jako opiekunowie psów przez firmę świadczącą tego typu usługi. Nie mając kart pobytu i prawa do pracy, byli opłacani wedle najniższych stawek. Musieli też pracować po kilkanaście godzin dziennie, nie otrzymując za to pełnej zapłaty.
- Opiekunowie psów pochodzący z Wybrzeża Kości Słoniowej, Mali i Gwinei byli zatrudnieni przez firmę Vigimark. Ich sytuacja była skandaliczna - stwierdził w "Juornal du Dimanche" Dominique Malvaud z centrali związkowej SUD-Rail. - Skontaktowaliśmy się z komornikiem, by ten mógł stwierdzić fakt pracy niektórych strażników przez siedem dni w tygodniu, często po szesnaście godzin dziennie bez przerwy. To jest niewolnictwo - podkreślił związkowiec.
Francuski minister imigracji i identyfikacji narodowej Eric Besson oznajmił, że na wieść o tej aferze zdecydował się przeprowadzić dochodzenie administracyjne. Poinformował, że "doszło do spotkania przedstawicieli prefektury ze związkami zawodowymi dla przeanalizowania indywidualnej sytuacji około 30 nielegalnych strażników". Spotkał się też z dyrektorem SNCF Guillaumem Pépy.
Zdaniem ministra, prawdopodobnie dojdzie do uregulowania sytuacji pobytowej tych imigrantów z racji możliwości ich zatrudnienia lub w oparciu o unijną dyrektywę dotyczącą traktowania ludzi. - Nie uniknie się dyskusji, ale nie jest moją rolą prowadzenie jej na temat odpowiedzialności SNCF - oświadczył Eric Besson.
Początkowo SNCF odmawiała włączenia się w rozwiązanie tej afery, ale pod presją ministra zobowiązała się do znalezienia pracy dla 20 osób, gwarantującej otrzymanie kart pobytu. Zdaniem Erica Bessona, afera ta stawia pytanie nad jakością francuskiej legislacji i jej słabych punktów, "bo jak można ignorować warunki pracy w firmach usługowych, nie patrząc na to, jak traktuje się w nich ludzi? - pyta minister, odpowiadając, że być może należy uchwalić dodatkową ustawę, "która by nie dopuszczała do takich przypadków".
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-07-16
Autor: wa