Nieco mniej szkód
Treść
Po zezwoleniu na ogłaszanie stanu wyjątkowego we Francji
Po wprowadzeniu przez szereg gmin godziny policyjnej w nocy z wtorku na środę zanotowano nieco mniej chuligańskich zajść. Jednak daleko jest jeszcze do normalizacji sytuacji.
Spalono 617 samochodów, ok. 2 razy mniej niż poprzedniej nocy (1173) - ogłosił wczoraj Claude Gueant, dyrektor gabinetu ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarcozy'ego.
Zatrzymano za to większą liczbę podejrzanych. Żaden policjant nie został też ranny.
Po raz pierwszy od czasu wojny algierskiej w wielu miastach ogłoszono we wtorek wieczorem godzinę policyjną. Dzieci i niepełnoletnia młodzież nie mogą obecnie w nocy bez dorosłych przemieszczać się w Orleanie, Savigny-sur-Orge (departament Essonne) i w Elancourt (dep. Yvelines, gdzie zabroniona jest także sprzedaż nieletnim benzyny).
Władze centralne zezwoliły na wprowadzenie stanu wyjątkowego na 12 dni przez prefektów (przedstawiciele rządu w terenie) w miejscach objętych zamieszkami. Z sondażu przeprowadzonego przez Instytut CSA wynika, że prawie 75 proc. Francuzów pozytywnie przyjęło możliwość ogłaszania godziny policyjnej przez prefektów w miejscach zagrożonych miejskimi zamieszkami. Poza regionem paryskim największe szkody zanotowano minionej nocy w miasteczku Dole, gdzie podpalono 9 samochodów. Musiano z tego powodu ewakuować 80 osób z pobliskiego budynku.
W Grasse (Alpes-Maritimes) próbowano podpalić siedzibę miejscowej gazety. W Arras splądrowano dwa duże sklepy, które następnie podpalono. W Lyonie zniszczono samochód rosyjskich dziennikarzy, wrzucono także ładunek zapalający do wagonu metra, co wstrzymało na kilka godzin komunikację. W jednej z dzielnic Bordeaux eksplodował autobus napędzany gazem, który został najpierw obrzucony kamieniami, a następnie podpalony.
We wtorek wieczorem minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy udał się do Tuluzy, gdzie w nocy z wtorku na środę doszło do zamieszek. Młodzi chuligani rzucali w policję kamieniami i koktajlami Mołotowa. Spalono 17 samochodów. Na spotkaniu z 80 policjantami, żandarmami i strażakami Nicolas Sarkozy zapewnił, że "legalne siły Republiki wezmą górę nad brutalną siłą band".
Władze obawiają się, że rozruchy uderzą w i tak już niski wzrost gospodarczy i zniechęcą zagranicznych turystów odwiedzających Francję.
We Francji pojawiają się też głosy, że należy deportować imigrantów, nawet tych, którzy mają obywatelstwo tego kraju, jeśli nie integrują się ze społeczeństwem. Przywódca Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen postulował we wczorajszej rozmowie z BBC pozbawianie obywatelstwa francuskiego złapanych uczestników rebelii na przedmieściach. Nawiązując do ucieczki Francuzów z Algierii po odzyskaniu niepodległości przez ten kraj, Le Pen stwierdził: "Półtora miliona Francuzów było urodzonych w Algierii i nie przeszkodziło to Algierczykom wyrzucić ich w morze". - Jeśli ich rodzice i dziadkowie przybyli do Francji sądząc, że to Eldorado, i jeśli ich wnukowie uważają, że tak nie jest, zawsze mogą wrócić do kraju swego pochodzenia - podkreślił polityk FN.
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 10-11 listopada 2005
Autor: mj