Niech sąd naprawi niesprawiedliwość
Treść
Po przeanalizowaniu akt pani Katarzyny Druzickiej, która od 9 lat walczy o odzyskanie córki (o tej sprawie pisaliśmy w ostatnich dniach kilka razy), mecenas Ewa Milewska-Celińska, wybitna specjalistka w zakresie prawa rodzinnego, nie ma wątpliwości: orzeczenie Sądu Rejonowego w Pruszkowie dotyczące odebrania jej dziecka powinno zostać uchylone.
Do mecenas Ewy Milewskiej-Celińskiej "Nasz Dziennik" został skierowany przez Naczelną Radę Adwokacką. Mecenas zgodziła się zbadać akta sprawy Druzickich. Zaznacza, że całym sercem jest po stronie pani Katarzyny, bo po przeanalizowaniu dokumentacji wyraźnie widzi, że to wspaniała kobieta, mimo że została tak mocno dotknięta przez los. Stara się zrobić wszystko, żeby zapewnić swojemu dziecku dobre życie. Zdaniem mecenas, nie można wprawdzie mówić o nadużyciu uprawnień ze strony sądu, kiedy podejmował decyzję o umieszczeniu dziewczynki w placówce, ale nie da się tej decyzji podtrzymać. Lawinowo rośnie liczba podobnych spraw. - Nie było to sprawiedliwe, ale takie są niestety polskie realia, że coraz więcej rodzin jest skrzywdzonych przez los i dotkniętych skrajną biedą. Państwo nie dysponuje takimi środkami finansowymi, żeby pomóc im wszystkim w poprawie sytuacji materialnej - uważa mecenas Milewska-Celińska.
Mecenas Ewa Milewska-Celińska podkreśla, że pani Katarzynie należy się ogromny szacunek, ponieważ jest tak dzielną osobą, która przez tyle lat potrafiła zachować znakomity kontakt z dzieckiem. Skoro więc sytuacja materialna się poprawiła, ma stałą pracę i chociażby najskromniejsze warunki mieszkaniowe, to według mecenas orzeczenie sądu powinno zostać uchylone.
Akta sądowe dotyczące tej sprawy sprowadził z Pruszkowa również Sąd Okręgowy w Warszawie. Po zapoznaniu się z dokumentacją sprawy sędzia Wojciech Małek stwierdził jednak, że nie znalazł niczego, co budziłoby jego wątpliwości. Jego zdaniem, winę za to, że 12-letnia Natalia wciąż przebywa w domu dziecka, ponosi... matka, ponieważ to ona stała na stanowisku, że dziecku będzie lepiej w placówce opiekuńczo-wychowawczej niż przy niej.
Sędzia Małek nie dopatrzył się uchybień w orzeczeniach pruszkowskiego sądu. Jak już informowaliśmy, Sąd Rejonowy w Pruszkowie - opierając się na sprawozdaniach kuratora - uznał dziewięć lat temu, że pani Katarzyna Druzicka, pracując w charakterze sprzątaczki od godz. 17.00 do 21.00, nie może zapewnić trzyletniemu wówczas dziecku należytej opieki. Kobieta córeczkę urodziła jako nastolatka i wychowywała ją sama, nie otrzymując żadnego wsparcia ze strony rodziny, nie miała też własnego mieszkania. W uzasadnieniu decyzji sądu z 18 września 2000 r. można przeczytać, że "dobro dziecka wymaga umieszczenia w placówce opiekuńczo-wychowawczej w trybie natychmiastowym". W opinii sędziego Małka, ta i inne decyzje w tej sprawie są prawomocne i matka dziecka ich do tej pory nie kwestionowała, zaś on sam nie jest "organem odwoławczym do badania orzeczeń sądu".
- Aktualnie jest postępowanie w toku o zmianę tego postanowienia i jeżeli dojdzie do wykazania okoliczności, że powinno być ono zmienione, to pewnie zostanie zmienione. Natomiast na tym etapie postępowania, na jakim to się znajduje, to ze strony sądu nic więcej nie można było zrobić - uważa sędzia Wojciech Małek. Ponadto podkreśla, że to sama pani Katarzyna prosiła sąd o taką decyzję i "tak naprawdę nie wiadomo, czy do dnia dzisiejszego takiego stanowiska nie podtrzymuje".
Przypomnieliśmy, że przecież matka od kilku lat bezskutecznie walczy z sądem o powrót Natalki z domu dziecka. Na to usłyszeliśmy, iż "nie jest prawdą, że walczy od kilku lat", a sąd prosiła o zmianę rozstrzygnięcia jedynie w przypadku, gdyby się okazało, że będzie miała gdzie to dziecko umieścić. Według sędziego Małka, stanowisko sądu "pewnie właśnie takie by było, ponieważ wszyscy twierdzą, że ona ma dobry kontakt z dzieckiem". Przeszkodą jest brak miejsca, w którym mogłyby wspólnie zamieszkać. - To nie jest problem, że sąd się uparł i nie oddaje dziecka, tylko sama matka twierdzi, że nie ma gdzie córki umieścić, ponieważ tam, gdzie sama aktualnie mieszka, warunki są skandaliczne - mówi sędzia Małek. I nadmienia, iż dopóki nie znajdzie się lokal, w którym Natalia będzie mogła bezpiecznie ze swoją mamą zamieszkać, to sama Druzicka "nie chce, żeby dziecko opuściło to miejsce, gdzie obecnie jest".
Pani Katarzyna jest tym zaskoczona. - Ja bardzo chcę, żeby Natalia wróciła, nawet tutaj. Mamy pół pokoiku, jestem w stanie kupić jej biurko, żeby mogła jakoś normalnie funkcjonować - podkreśla. - Chociaż oczywiście najbardziej chciałabym znaleźć coś własnego i stąd uciec na zawsze, razem z moją córką - przyznaje matka, która nie poddaje się w walce z urzędniczą bezdusznością.
Opinia sędziego Wojciecha Małka jest nie do przyjęcia dla Julii Szulczewskiej, która zna sytuację Druzickiej od początku i bardzo mocno wspiera jej wysiłki o odzyskanie pełni władzy rodzicielskiej i powrót córki.
- Nie każdy się tak zna na prawie jak rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie - zauważa Julia Szulczewska, pracownik socjalny Domu Dziecka Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Warszawie Płudach, gdzie przebywa Natalka. Tłumaczy, iż Druzicka nie kwestionowała na samym początku orzeczeń sądu, bo nie wiedziała, że ma do tego prawo. Szulczewska przypomina, że pani Katarzyna urodziła Natalkę w wieku zaledwie 17 lat, nie miała żadnego wsparcia w swojej rodzinie i nie znalazł się wtedy nikt, kto zaoferowałby jej prawdziwą pomoc. - Po prostu podpisała, co jej kurator podsunął. Myślała, że odda małą do sióstr na kilka miesięcy, a kiedy znajdzie pracę, to zabierze ją z powrotem - mówi Julia Szulczewska. - To był może faktycznie jej błąd, że nie walczyła za wszelką cenę, żeby dziecka jej nie odebrano. Nie mówię, że była zaradną osobą, bo rzeczywiście nie znała swoich praw, była załamana. Ale przecież instytucje państwowe są od tego, żeby pomagać w takich sytuacjach, a nie utwierdzać człowieka w tym, że się nie nadaje na matkę - zaznacza.
Jako pracownik socjalny Julia Szulczewska spotkała się z wieloma przypadkami, że rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, z jaką łatwością dziecko może trafić do placówki, a jak trudno jest sprawić, żeby do nich wróciło. Podkreśla też, że zarzut, jakoby pani Katarzyna nie walczyła o córkę, jest dla Druzickiej bardzo krzywdzący, ponieważ sędzia powinien wiedzieć, że nie ma sensu składać wniosków, jeśli kurator jest z góry przeciwny powrotowi dziecka. - Oto dlaczego w dokumentacji nie ma wielu śladów tej walki, ale pracownicy domu dziecka wiedzą, jak długo ona już trwa - zaznacza Szulczewska.
Maria S. Jasita
Nasz Dziennik 2009-12-10
Autor: wa