Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Niech rząd broni swoich racji w Sejmie

Treść

Z posłem Markiem Jurkiem, liderem Prawicy Rzeczypospolitej, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Jak ocenia Pan ostatnie wydarzenia związane z zatrzymaniem kilku prominentnych osób. Czy jest to próba zamknięcia im ust - jak twierdzi opozycja - czy może przejaw bezkompromisowej walki o praworządność w Polsce, która nie ma względu na osoby - jak twierdzi rząd?
- Nie można z góry zakładać, że prokuratura i ABW bez przyczyny zatrzymały Janusza Kaczmarka, Jaromira Netzla i Konrada Kornatowskiego. Wyjaśni to sąd i ewentualnie organy parlamentu, o ile będą tę sprawę weryfikować. Natomiast problem polega na tym, że zatrzymano osoby, które miały (zwłaszcza Konrad Kornatowski) przedstawić swoją relację w kwestii zarzutów, jakie rządowi i służbom specjalnym postawił były minister Kaczmarek. Jego zarzuty powinny być wyjaśnione. Jedynym sposobem ich obalenia jest wykazanie, że są niezasadne, a nie można tego zrobić bez konfrontowania świadków. Poza tym należałoby wyjaśnić, co takiego stało się we wtorek lub środę, że komendanta Kornatowskiego, którego nie trzeba było zatrzymywać jeszcze w poniedziałek, zatrzymano po tym, jak w Sejmie pojawił się wniosek Romana Giertycha o wysłuchanie go przez Komisję ds. Służb Specjalnych. Komisji tej uniemożliwiono zapoznanie się z relacją Kornatowskiego.

Czy mamy rzeczywiście do czynienia z kryzysem politycznym, czy jest to tylko gra ugrupowań opozycyjnych, która ma na celu zdyskredytowanie rządu w oczach społeczeństwa w obliczu przedterminowych wyborów?
- Pojęcie opozycji staje się bardzo względne. W czwartek Jarosław Kaczyński i Donald Tusk jednym głosem wzywali do wyborów. Wczoraj prezydent Kaczyński w porannym wywiadzie radiowym mówił, że po rozmowie z Tuskiem miał po raz drugi wrażenie, że powstaje porozumienie między PO i PiS. Wydaje mi się, że obu stronom odpowiada takie spolaryzowanie opinii publicznej, w którym jedna strona będzie za "silnym państwem", a druga za "praworządnością". To podział zupełnie absurdalny, bo państwo, które nie gwarantuje prawa, jest słabe, a praworządność wymaga silnego państwa. Aresztowania jako temat wyborów uwolniłyby wielkie partie od poważnych zobowiązań w sprawach naprawdę ważnych - praw rodziny, pozycji Polski w Europie, zagwarantowania trwałości wzrostu gospodarczego, koniecznej reformy naprawiającej mechanizmy polskiej polityki.

Czy w świetle ostatnich wydarzeń postulat PiS o budowie "Polski solidarnej" ma szanse na realizację?
- W ciągu ostatnich dwóch lat solidarność względem rodzin zeszła zupełnie na drugi plan wobec polityki demaskacyjno-kompromitacyjnej. To kontynuację tej polityki obiecał premier Jarosław Kaczyński. W żadnym wystąpieniu nie powiedział, że głosowanie będzie oznaczać wybór między cywilizacją życia a kontrkulturą śmierci, między solidarnością względem rodzin a obojętnością na kryzys demograficzny. Żadnych takich zobowiązań nie było. Rozstrzyga się pozycja Polski w Europie i charakter Unii Europejskiej, trwają negocjacje traktatu europejskiego. To rozstrzygnie warunki polityki polskiej na dziesięciolecia. Polityka parlamentarna jest w stanie chronicznego kryzysu, a jej zasady ustrojowe mają pozostać bez zmian. Wielkie partie uciekają we wzajemne oskarżenia przed poważnym podjęciem tych realnych wyzwań.

Obserwujemy nagonkę na rząd PiS. Czy w obecnej sytuacji nie byłby bardziej wskazany umiar, czy nie warto zaczekać na wyniki śledztwa, niż ferować wyroki, jak czynią to przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego?
- Trwa ostra walka polityczna, zaogniona w ostatniej fazie przez oskarżenia najpierw w koalicji (przeciw byłemu wicepremierowi Lepperowi), potem w kręgu partii rządzącej (ostatnie aresztowania). Oczywiście, że należałoby sytuację uspokoić, a nie zaogniać. Dlatego nie popieram komisji śledczej przeciwko rządowi. Natomiast powinny pracować stałe organy Sejmu, które prowadzą bieżącą kontrolę parlamentarną i gdzie rząd powinien bronić swoich racji, pokazując zasadność swoich radykalnych działań. W przeciwnym wypadku rząd sam będzie prowokował oskarżenia o niedopuszczanie do głosu świadków nadużyć władzy. A bagatelizowanie przez rząd sprawy nadużyć władzy byłoby oczywistym psuciem demokracji, podobnie jak eskalowanie konfliktu przez opozycję.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-09-01

Autor: wa