Niech państwo płaci za łosie
Treść
Rolnicy z okolic Biebrzańskiego Parku Narodowego zastanawiają się nad złożeniem pozwu zbiorowego przeciwko Skarbowi Państwa o odszkodowanie za straty w uprawach, do których co roku przyczyniają się dzikie zwierzęta, głównie łosie. Byłby to precedensowy proces w skali kraju.
Rolników do ubiegania się przed sądem o odszkodowania za szkodliwą działalność łosi w lasach gospodarskich zachęcił prawomocny wyrok, który w czerwcu tego roku wydał Sąd Okręgowy w Białymstoku. Nakazał on, aby Skarb Państwa wypłacił rolnikowi ze wsi Downary k. Moniek ponad 2,3 tys. zł z odsetkami za zniszczenie przez łosie jego młodego sosnowego lasu. Proces z uwagą obserwowali gospodarze ze wsi położonych w bezpośrednim sąsiedztwie Biebrzańskiego Parku Narodowego - największej w Polsce ostoi łosi. Wyrok dodał im odwagi, by szukać sprawiedliwości w sądzie.
- Na pewno będziemy się domagać zadośćuczynienia przed sądem za szkody wyrządzone przez łosie w naszych lasach. Teraz zastanawiamy się tylko, czy składać pozwy oddzielnie czy napisać jeden zbiorowy - mówi Henryk Dzięgielewski, sołtys wsi Owieczki. - Do sądu pójdziemy, gdy zakończą się jesienne prace polowe, bo teraz jesteśmy nimi bardzo zajęci - dodaje. Sołtys ocenia, że w sumie chodzi o co najmniej kilkanaście hektarów zniszczonych przez łosie lasów należących do mieszkańców tej wsi. W podobnej sytuacji są również rolnicy z innych wiosek.
W północno-wschodniej Polsce żyje trzy czwarte z ogólnej liczby około 6 tysięcy łosi. Najwięcej - 600-700 sztuk zamieszkuje w Biebrzańskim Parku Narodowym, a ich liczba ciągle wzrasta. Zwierzęta najbardziej szkodzą lasom zimą, kiedy z głodu ogryzają młode drzewka. - To duży problem. Łosie zimą wychodzą z Parku, bo tam nie mają co jeść. Łosie zimową porą w 95 proc. żywią się igliwiem sosnowym - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Edward Komenda, nadleśniczy Nadleśnictwa Knyszyn. Wskutek tej działalności łosia najbardziej cierpią lasy rolników, każdej zimy niszczonych jest około 300 ha młodniaków sosnowych, natomiast w mniejszym stopniu lasy państwowe, gdyż stosuje się tam specjalne zabezpieczenia. - Musimy grodzić drzewka czy inaczej je chronić przed łosiami, bo bez tego nic nie wyrośnie - mówi nadleśniczy. Tłumaczy również, że rozwiązaniem problemu mogłoby być dokarmianie łosi w Biebrzańskim Parku Narodowym należałoby zostawiać im gałęzie i korony ściętych drzew iglastych, czego się niestety nie robi. - Zostawiamy w lasach gałęzie z igłami i łosie bardzo ładnie to zjadają. Przy okazji ucztę mają też jelenie, które z kolei gustują w korze sosnowej - mówi nadleśniczy.
Łosie nie są objęte ochroną, jednak od 2001 roku obowiązuje moratorium, które zakazuje polowań na te zwierzęta w ciągu całego roku.
- To obowiązujące ciągle moratorium nikomu nie służy, gdyż zachwiana jest przez nie równowaga w przyrodzie. Kiedyś liczbę łosi redukowały wilki, teraz nie mają one tych naturalnych wrogów, więc mądrej, wyważonej selekcji powinien dokonywać człowiek - tłumaczy Edward Komenda. - Odstrzał łosi jest potrzebny, bo jest ich za dużo, wyrządzają wiele szkód. Jest potrzebny również z tego względu, że stałyby się one bardziej płochliwe, a teraz w ogóle nie boją się człowieka i jego sprzętów. Dlatego wychodzą na drogi, i mamy tak wiele tragicznych wypadków z ich udziałem - dodaje leśnik.
Jednak nie tylko łosie są zmorą podlaskich rolników. Coraz więcej strat w uprawach ziemniaków wyrządzają dziki. Za te szkody płacą rolnikom koła łowieckie. Ich przedstawiciele skarżą się jednak, że zaczyna im brakować środków na odszkodowania. Państwo ma z kolei problem z wypłatami odszkodowań za szkody wyrządzane przez kolonie bobrów. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Białymstoku otrzymała właśnie z centrali niespełna 400 tys. zł na wypłatę odszkodowań rolnikom. - Wystarczy to na zaspokojenie roszczeń jedynie około 120 osób - mówi Małgorzata Wnuk, rzecznik RDOŚ w Białymstoku. - W kolejce znajduje się jeszcze blisko pół tysiąca wniosków - dodaje. W tym roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Białymstoku wypłaciła już w sumie nieco ponad milion złotych odszkodowań za szkody wyrządzone przez te zwierzęta. Z danych dyrekcji ochrony środowiska wynika, że w Podlaskiem żyje około 15 tysięcy bobrów. To aż jedna trzecia krajowej populacji tych zwierząt. A ponieważ mają one w środowisku niewielu naturalnych wrogów, bez przeszkód mogą się rozmnażać. Są pod częściową ochroną.
Adam Białous
Nasz Dziennik 2010-09-21
Autor: jc