Niech Grecy wrócą do drachmy
Treść
Z Pawłem Szałamachą, prezesem Instytutu Sobieskiego, rozmawia Marta Ziarnik
Jakie możliwości mają przywódcy G20 w sprawie pomocy dla Grecji?
- Co do Grecji moje stanowisko jest konsekwentne od wielu miesięcy. Otóż ten kraj powinien mieć możliwość powrotu do własnej waluty.
Takie rozwiązanie może być nie do przyjęcia dla innych krajów?
- One powoli już do tego dojrzewają. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu w mediach pojawiały się sygnały, że się z tym pogodzą. Im dłużej ta decyzja będzie odwlekana, tym jej koszty będą wyższe. Szacunki mówią, że gdyby rok temu dokonano kontrolowanej redukcji greckiego długu, to wystarczyłoby go zredukować tylko o jedną trzecią. Przez cały rok nic jednak nie zrobiono i ten dług narósł, a kraj pogrążył się w recesji i niepokojach społecznych. I dzisiaj po to, żeby mógł on jakoś funkcjonować w wymiarze gospodarczym, powinien móc powrócić do własnej waluty. Bo grecki rząd ma tak naprawdę dwie drogi: albo wdroży te dramatyczne pakiety oszczędnościowe formułowane w decyzyjnych centrach finansowych Europy - czy to przez eurostrefę, czy w porozumieniu z Międzynarodowym Funduszem Walutowym - i pozostanie przy euro, albo powróci do waluty krajowej, która pozwoli mu na odzyskanie konkurencyjności i eksportu. Podobną sytuację przeszła 10 lat temu Argentyna, i to nie jest nic nowego. Argentyna na początku lat 90. przejęła dolara jako własną walutę - co było decyzją prestiżową, ale całkowicie abstrakcyjną i oderwaną od realiów tamtejszej gospodarki - po 10 latach całkowicie się posypała i wróciła do peso. Ten przykład wart jest analizy. Sytuacja, w której kraj o całkowicie innym cyklu koniunkturalnym, o strukturze gospodarki odrębnej, przyjmuje walutę emitowaną w centrum finansowym sobie obcym, jest już przeanalizowana. I jeśli jest jakaś nauczka z historii, to taka, że nikt nie wyciąga z tego wniosków.
Sądzi Pan, że podczas szczytu przywódcy dojdą do takich konkluzji?
- Nie wiem, do jakich konkluzji oni dojdą. Wiem tylko, jakie powinny być te rozsądne rozwiązania. A te rozsądne uzgodnienia powinny dać Grekom opcję powrotu do własnej waluty oraz stwierdzenie, że dług grecki będzie zredukowany. I to cały dług - nie tylko ten, który mają banki, ale także ten, który posiadają inne kraje strefy euro i instytucje międzynarodowe. Bo to, co uchwalono tydzień temu, to jest paradoks. Paradoksem jest, że rządy uchwaliły, iż banki mają obniżyć zadłużenie o połowę, a same nie zdecydowały się na taki krok. To było rozwiązanie połowiczne i przyniosło "rezultaty" w postaci nasilającego się kryzysu politycznego w Grecji.
Konsekwencją może być rozpad strefy euro?
- Moim zdaniem, strefa euro, żeby przetrwać, powinna się odchudzić. Czyli powinna pozwolić najsłabszym członkom dokonać takiego kroku, o jakim mówimy. Być może to byłby projekt mniej ambitny, mniej rozległy terytorialnie, ale miałby w zamian solidniejsze podstawy finansowe, ekonomiczne.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Piątek, 4 listopada 2011, Nr 257 (4188)
Autor: au